W ostatnich zawodach sezonu Pucharu Świata w niemieckim Winterbergu, w mocno loteryjnych warunkach pogodowych, po pierwszym ślizgu Kurowski zajmował trzecie miejsce. Ostatecznie był 22. - Moje przejazdy były dobre, a czasy startu identyczne co do tysięcznej części sekundy. Niestety, ulewny deszcz w połączeniu z mocnym wiatrem plus dodatnia temperatury zwolniły strasznie tor, co mnie spotkało w drugim ślizgu - powiedział Kurowski. Na półmetku prowadził Austriak David Gleirscher, a konkurencję zakończył na 19. pozycji. Z kolei triumfator Rosjanin Stiepan Fiodorow po pierwszym przejeździe był 25. - Kilka razy pytano mnie, dlaczego nie przerwano zawodów po pierwszym ślizgu... W trakcie zmagań takie rozmowy prowadziliśmy w gronie trzech najwyżej klasyfikowanych zawodników, śmialiśmy się, że mogliby zakończyć przedwcześnie ze względu na pogodę. A tak już na poważnie, chciałem bezpiecznie dojechać do mety, bo sezon zacząłem i skończyłem z kontuzją - dodał. Kurowski przyznał, że wcześniej jego najlepszą lokatą w pojedynczym ślizgu w PŚ była ósma w Calgary w 2010 roku. - Wtedy skończyłem zawody na 16. miejscu - wspomina. W klasyfikacji generalnej PŚ 2015/2016 zwyciężył Niemiec Felix Loch, a Polak zajął 32. miejsce. - Sezon był bardzo ciężki, kontuzje kolana i palca mocno przeszkodziły mi w przygotowaniach. Cieszy, że mamy dobry team i coraz bardziej liczymy się w rywalizacji sztafet. Opatrzność czuwała nade mną, bo pierwszy raz w karierze nie miałem żadnej wywrotki, tylko te kontuzje - podsumował. Pytany o plany posezonowe, dwukrotny olimpijczyk (Vancouver-2010, Soczi-2014) odpowiedział: "Wracam do domu i zaczynam pracę, bo z samych sanek nie da się wyżyć. Będę też kończył kurs trenerski".