- Sezon zacząłem i skończyłem z kontuzją, dlatego oceniam go jako bardzo ciężki. Cieszy, że coraz bardziej liczymy się w rywalizacji sztafet - powiedział pochodzący z Jeleniej Góry 29-letni saneczkarz Maciej Kurowski (AZS AWF Katowice).
W ostatnich zawodach sezonu Pucharu Świata w niemieckim Winterbergu, w mocno loteryjnych warunkach pogodowych, po pierwszym ślizgu Kurowski zajmował trzecie miejsce. Ostatecznie był 22.
- Moje przejazdy były dobre, a czasy startu identyczne co do tysięcznej części sekundy. Niestety, ulewny deszcz w połączeniu z mocnym wiatrem plus dodatnia temperatury zwolniły strasznie tor, co mnie spotkało w drugim ślizgu - powiedział Kurowski.
Na półmetku prowadził Austriak David Gleirscher, a konkurencję zakończył na 19. pozycji. Z kolei triumfator Rosjanin Stiepan Fiodorow po pierwszym przejeździe był 25.
- Kilka razy pytano mnie, dlaczego nie przerwano zawodów po pierwszym ślizgu... W trakcie zmagań takie rozmowy prowadziliśmy w gronie trzech najwyżej klasyfikowanych zawodników, śmialiśmy się, że mogliby zakończyć przedwcześnie ze względu na pogodę. A tak już na poważnie, chciałem bezpiecznie dojechać do mety, bo sezon zacząłem i skończyłem z kontuzją - dodał.
Kurowski przyznał, że wcześniej jego najlepszą lokatą w pojedynczym ślizgu w PŚ była ósma w Calgary w 2010 roku. - Wtedy skończyłem zawody na 16. miejscu - wspomina.
W klasyfikacji generalnej PŚ 2015/2016 zwyciężył Niemiec Felix Loch, a Polak zajął 32. miejsce.
- Sezon był bardzo ciężki, kontuzje kolana i palca mocno przeszkodziły mi w przygotowaniach. Cieszy, że mamy dobry team i coraz bardziej liczymy się w rywalizacji sztafet. Opatrzność czuwała nade mną, bo pierwszy raz w karierze nie miałem żadnej wywrotki, tylko te kontuzje - podsumował.
Pytany o plany posezonowe, dwukrotny olimpijczyk (Vancouver-2010, Soczi-2014) odpowiedział: "Wracam do domu i zaczynam pracę, bo z samych sanek nie da się wyżyć. Będę też kończył kurs trenerski".