Takich sportowców nie tylko w Polsce, ale też na świecie jest już niewielu. Kiedyś uprawianie kilku dyscyplin było normą. Teraz na takie osoby patrzy się jak na sportowych świrów. I Norbert Piekielny ma właśnie w sobie coś takiego, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ledwie cztery lata temu założył na nogi po raz pierwszy panczeny. Zapragnął bowiem się realizować w łyżwiarstwie szybkim po wcześniejszej przygodzie z lekkoatletyką i kolarstwem. Wydolność miał, więc to nie stanowiło problemu. Gorzej z techniką, a tej uczy się latami. Jest kadra Polski na pierwsze zawody Pucharu Świata w sezonie Wypełnił minimum na Puchar Świata. Został zdyskwalifikowany. Ten przepis znał tylko sędzia - Ten chłopak jest niesamowity. Ma niesamowitą wydolność, ale wciąż musi pracować nad techniką. Ma talent na miarę Jaromira Radke. Zobaczysz wystąpi w tym sezonie w Pucharze Świata - mówił mi kilka tygodni temu Wiesław Kmiecik, twórca największych sukcesów polskiego łyżwiarstwa szybkiego. I okazało się, że Piekielny wypełnił minimum, uprawniające go do startów w Pucharze Świata. Na przeszkodzie jednak, jak się okazało, stanęła ludzka złośliwość, a może po prostu nadgorliwość. Nasz zawodnik, który od kilku lat jest prowadzony przez trenera Kmiecika i czyni systematyczne postępy, bo przecież jakiś czas temu pobił rekord Polski w jeździe godzinnej na łyżwach, wystąpił w zawodach w kanadyjskim Quebecu. Tam Piekielny mieszka razem ze swoją żoną od maja tego roku. Postawił wszystko na jedną kartę, bo tam miał znakomite warunki do treningu, a przede wszystkim ciągłą dostępność lodu, czego teraz najbardziej potrzebuje, by szlifować swoją technikę, a czego nie miał zapewnionego w kraju, choć przecież w Tomaszowie Mazowieckim istnieje obiekt, który miał być strategicznym dla polskiego łyżwiarstwa. Piekielny wystąpił w kilku zawodach. W jednych z nich uzyskał czas 6.44,01 sek. w wyścigu na 5000 metrów. Ten wynik dawał mu przepustkę do startów w Pucharze Świata. Tyle że Polak został po zawodach zdyskwalifikowany. Powód okazał się niezwykle błahy. - Po zawodach, choć uzyskałem limit, zostałem zdyskwalifikowany. Wszystko dlatego, że miałem na sobie założony strój kanadyjski. Okazało się, o czym nie widziałem, że jeśli startuje się w zawodach w Quebecu, to nie można mieć kanadyjskiego stroju, jeśli nie reprezentuje się tego państwa. Nie wiedział o tym nikt. Także trenerzy na miejscu. Za to doskonale ten przepis musiał znać jeden z sędziów, który wyraźnie na mnie polował. Zresztą tak naprawdę nie chodziło o sam strój, a o logo sponsora. Wystarczyło, że sędzia podszedłby do mnie i w minutę zakleiłbym tejpem, bo zawsze mam go w plecaku - kontynuował Piekielny. Arbiter, który wskazał na dyskwalifikację naszego łyżwiarza, widział go w tym kombinezonie jeszcze przed startem na rozgrzewce. W tym samym ubraniu odbierał on opaskę. Tymczasem już po dwóch okrążeniach sędzia ruszył w kierunku trenera Piekielnego i poinformował go o tym, że zawodnik zostanie zdyskwalifikowany. Na nagraniu, jakie jest w sieci, widać ewidentnie, że arbiter poluje na Polaka. - To - za przeproszeniem - jest sku.........o - wściekał się Piekielny. Nikt nie jest w stanie mu pomóc Polak odwołał się do Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU), ale do tej pory nie otrzymał żadnej konkretnej odpowiedzi. Tym stracił szansę na wyjazd na zawody Pucharu Świata do Obihiro (Japonia) i Pekinu (Chiny). Piekielny otrzymał informację, że tylko sędzia tych zawodów może zmienić ten wynik. Ten jednak poszedł w zaparte. Nasz zawodnik nie odpuszczał i poprosił o to, by nie przywracać go do rankingu, bo nie zależy ma na lokacie w zawodach, ale na uzyskanym czasie, który mógłby być uznany jako "poza konkurencją". To byłaby dla niego furtka do startów w Pucharze Świata. Na odpowiedź wciąż czeka. W międzyczasie dowiedział się od Douwe'a de Vriesa, szefa komitetu zawodniczego w ISU, że za takie przewinienie, jakiego się dopuścił, powinien otrzymać raczej upomnienie, a nie dyskwalifikację. Tyle że decyzję o wszelkich zmianach w wynikach musi podjąć organizator. Ten jednak nie kwapi się do tego. Piekielny wrócił do Polski i na ostatnią chwilę zdążył na kwalifikacje krajowe, które odbywały się na torze w niemieckim Inzell. Tam był drugi z Polaków, ale wciąż pozostawał bez limitu. Takich sportowców już nie ma. Historia Norberta Piekielnego jest niesamowita Historia Piekielnego jest naprawdę niesamowita. To prawdziwy globtroter, bo poza Polską mieszkał też w Hiszpanii, a teraz w Kanadzie. W tym czasie był i lekkoatletą, i kolarzem. To właśnie od Królowej Sportu rozpoczynał swoją przygodę. Próbował swoich sił w przełajach i biegach długodystansowych oraz ulicznych. Plasował się w czołówkach mistrzostw Polski młodzieżowców. Zajmował miejsca na podium w biegach ulicznych w Polsce. Na 10 km swoją życiówkę doprowadził do wyniku 30.43. Za jego przygotowanie odpowiedzialny był wówczas trener Jan Fus, a sam Piekielny należał do grupy wspieranej przez Pumę. Dzięki czemu nie musiał martwić się o środki. Pojawiło się jednak "ale". Zestawił swoje wyniki z najlepszymi w Polsce i z tymi na świecie i wyszło mu, że ma nikłe szanse na walkę o zwycięstwa w najbardziej prestiżowych zawodach, a dla niego właśnie to się liczy. Ewentualnie musiałby zrobić nagle gigantyczny postęp, co na tym poziomie było zadaniem szalenie trudnym. I tak postanowił spróbować swoich sił w kolarstwie. Startował w barwach Legii Warszawa i Luks Trójka Piaseczno. Wystąpił w Polsce w takich wyścigach jak Dookoła Mazowsza, czy Wyścig Małopolski. W 2019 roku trafił do hiszpańskiej grupy Aluminios Alca-Syma-Team Galicia. W styczniu 2020 roku po raz pierwszy założył na nogi panczeny. Inspiracją stała się dla niego kanadyjska zawodniczka Clara Hughes. Ona w 1996 roku wywalczyła dwa brązowe medale w igrzyskach olimpijskich w Atlancie w kolarstwie szosowym. Sześć lat później wystąpiła w zimowych igrzyskach w Salt Lake City i tam też wywalczyła dwa brązowe medale w łyżwiarstwie szybkim. W 2006 roku została z kolei w Turynie mistrzynią olimpijską na 5000 metrów. - Wcześniej nigdy nie jeździłem nawet na rolkach, więc na początku wyglądałem jak nieporadne dziecko. Nie sądziłem, że w łyżwiarstwie szybkim aż tak wielką rolę odgrywa technika. Nie mówię, że jestem rozczarowany, bo naprawdę z roku na rok robię progres. Wszystko, co mam poświęciłem temu, by osiągnąć wynik w łyżwiarstwie. Zostawiłem w Polsce wszystko i ruszyłem z żoną do Kanady. Niestety nie wystąpię teraz w Pucharze Świata, choć tak wiele poświęciłem, bo zabrakło u jednego sędziego ludzkiego odruchu. To strasznie boli i demotywuje. Czuję się tak, jakby ktoś zabrał mi pół roku życia - powiedział Piekielny. Nasz łyżwiarz już wrócił do Kanady. Tam jedyną szansę na uzyskanie limitu kwalifikacyjnego będzie miał 3 grudnia. Tego dnia musi się zgrać wszystko. I dyspozycja i odpowiedni lód. Jeżeli uda mu się zrobić limit, wówczas wystąpi w Pucharze Świata. Najbliższe zawodów, w których mógłby wystąpić, odbędą się 8 grudnia w Tomaszowie Mazowieckim. - Może moje wyniki jeszcze nie pokazują tego, jak mogę być mocny, ale profesjonalnie podchodzę do tego, co robię. Myślę, że za jakiś czas będę miał naprawdę bardzo dobre wyniki na 10 000 metrów. Już teraz mam jeden z lepszych wyników w kraju w historii - cieszy się zawodnik z wielkopolskiej wsi Klon. Może zatem rozkwitnie jak to piękne drzewo. Tym bardziej że ma warunki ku temu. Trenuje bowiem z reprezentacją Kanady. Ma stały dostęp do lodu. Warunki ma tam idealne. Celem dla Piekielnego jest start w zimowych igrzyskach olimpijskich. Najlepiej już tych najbliższych, czyli w 2026 roku, które odbędą się w Cortinie d'Ampezzo/Mediolanie. Jedyna w Polsce hala lodowa bez lodu. Wielkie emocje. "Serce pęka". Prezydent miasta tłumaczy