Oskar Kwiatkowski od lat należał do światowej czołówki w snowboardzie, ale dopiero ubiegłej zimy wspiął się na sam szczyt. Snowboardzista z Białego Dunajca został mistrzem świata. Do tego walczył o Kryształową Kulę, a także o triumf w klasyfikacji generalnej PŚ w slalomie gigancie równoległym. To mu się nie udało i pozostaje zatem celem na najbliższy sezon. Sezon zimowy bez polskiej gwiazdy. Ma ważny powód Snowboard. Oskar Kwiatkowski ma jasny cel. Znowu chce zapisać się w historii Po Kwiatkowskim, nazywanym w środowisku "Gumisiem", widać, że zyskał pewność siebie. Zapewne teraz pojawi się też większa presja, bo jest przecież najlepszym gigancistą świata. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Poprzedni sezon zakończyłeś wielkimi sukcesami. Udało się znaleźć odpowiednią mobilizacją do tego, by przygotować się do kolejnej zimy? Oskar Kwiatkowski: - Dosyć szybko zebrałem się po tym wszystkim, z czym miałem do czynienia po moich sukcesach. To na pewno była dla mnie nowa sytuacja. Zaraz po zakończeniu sezonu odpocząłem od sportu na jakiś czas. Dałem głowie trochę luzu. Latem była już jednak harówka. Wtedy, kiedy pracowaliśmy nad formą fizyczną, to zacząłem łapać głód deski. Najlepiej jednak czuję się na śniegu. Warunki na lodowcach chyba was nie rozpieszczały? - Na pierwszym zgrupowaniu byliśmy w Zermatt. Po raz pierwszy w życiu tam byłem i byłem zachwycony. To jedno z najpiękniejszych miejsc w Alpach. Mieliśmy tam perfekcyjne warunki. To było w czerwcu. Od tego czasu nie mieliśmy szczęścia do warunków. Aż do zgrupowania w Finlandii tuż przed rozpoczęciem sezonu. Jesteś fanem wypraw motocyklowych. W tym roku udało się trochę pojeździć? - Nie do końca, bo zepsuł mi się motocykl początkiem wakacji, jak wracałem ze studiów na krakowskiej AWF. Przez trzy miesiące dochodziłem do tego, co mu się stało. Okazało się, że padł komputer pokładowy. Lato byłem zatem bez motocykla, ale za to dużo jeździłem na rowerze. I z tego się cieszę. Jesteś mistrzem świata, więc musisz mieć wysokie cele. Tym będzie walka o Kryształową Kulę? - Bardzo chciałbym walczyć o to trofeum. By je zdobyć, trzeba bardzo dobrze jeździć nie slalom gigant równoległy, ale też slalom równoległy. Moją koronną konkurencją jest oczywiście gigant, ale coraz lepiej czuję się w slalomie. Bardzo podoba mi się ta konkurencja, bo ona jest niesamowicie dynamiczna. Jest duża częstotliwość ruchów. Po prostu więcej się dzieje. W slalomie mogę się wyżyć i coraz bardziej mnie on cieszy. Poprzedni sezon był zaskoczeniem? - W ogóle nie planowałem tego, że on tak będzie wyglądał. Wraz z kolejnymi sukcesami apetyt jednak rósł w miarę jedzenia. Przed mistrzostwami świata byłem liderem Pucharu Świata w gigancie i chciałem zdobyć to trofeum. W przedostatnim starcie w Rogli wszystko układało się idealnie, ale upadłem na trzy bramki przed metą. Nie zakwalifikowałem się i skończyłem sezon na trzecim miejscu w "generalce". Teraz jesteś już mentalnie gotowy na to, by od pierwszych zawodów jeździć na wysokim poziomie? - Jestem. Mam wszystko poukładane w głowie. Jest też duża pewność siebie. Na treningach moje przejazdy są równe, dlatego cały sezon chciałbym jeździć w ten sposób i na wysokim poziomie. Na pewno nie będę starał się zrobić czegoś więcej. Chcę jeździć po prostu swoje, a wtedy powinno być naprawdę dobrze. Żeby zdobyć Kryształową Kulę, to w każdych zawodach trzeba będzie być w ścisłej czołówce. Nie można sobie pozwolić na żadną dyskwalifikację. Tytuł mistrzowski dał zatem jeszcze większego kopa? - To prawda. Dzięki niemu zyskałem mnóstwo pewności siebie. I z tego będę czerpał. A presja będzie teraz większa? - Nie sądzę. Jeśli chodzi o presję, to sam sobie ją nakładam. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Nadchodzi wielki kryzys. Zaczynają się przesuwać pory roku