Fatalne wieści napłynęły 16 marca 2017 roku. Karolina Riemen, która znajdowała się wówczas w ścisłej światowej czołówce ski crossu, miała poważny wypadek na treningu przed mistrzostwami świata w Sierra Nevada. Omal nie straciła wówczas życia. Przez wiele dni znajdowała się w śpiączce farmakologicznej. Najtrudniejszy były pierwsze godziny po wypadku. Tym bardziej że bardzo długo czekano na śmigłowiec. Riemen dotarła do szpitala dopiero po około dwóch godzinach od wypadku. Zapomniana polska mistrzyni. Odwiedziliśmy ją na Słowacji. To dlatego rzuciła sport Karolina Riemen: dostałam wówczas drugie życie Diagnoza była szokiem: ciężki urazu czaszkowo-mózgowego i złamania żeber. Lekarze zapowiedzieli rodzinie, że ta musi się liczyć z tym, że Riemen nigdy w życiu nie będzie normalnie funkcjonować. Jej stan był ciężki Polka znajdowała się w śpiączce. Została z niej wybudzona po tygodniu od wypadku. Od tego momentu rozpoczęła się walka o powrót do zdrowia. Sytuacja wyglądała na beznadziejną, ale Riemen robiła szybkie postępy. Duża w tym zasługa rehabilitantów. Nasza narciarka, kiedy tylko stanęła na nogi, od razu rozpoczęła pracę nad powrotem na stok. Skoro otrzymała jednak szansę na drugie życie, postanowiła z niej skorzystać. Celem był start w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu. Znalazła się nawet w składzie reprezentacji, ale do Korei Południowej nie poleciała. Wszystko przez operację przepukliny dysku w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Po powrocie na stok startowała w zawodach FIS, Pucharu Europy i Pucharu Świata. Wystąpiła też w mistrzostwach świata, ale nie była w stanie nawiązać walki z najlepszymi. W kwietniu 2019 roku postanowiła zakończyć karierę po tym, jak na jednym z treningów zerwała więzadło w kolanie. - To była dla mnie strasznie trudna decyzja, ale lekarze jednoznacznie powiedzieli, że dla mnie koniec wyczynowego sportu - mówiła Riemen. Riemen, która dziś ma 36 lat, przez wiele lat należała do zawodniczek światowej czołówki w ski crossie. Dwukrotnie stawała na podium zawodów Pucharu Świata. W marcu 2013 roku była trzecia w Are, a w grudniu 2016 roku zajęła drugie miejsce w Arosie. W 2011 roku była szóstą zawodniczką mistrzostw świata w Deer Valley. Dwukrotnie startowała w zimowych igrzyskach olimpijskich. W Vancouver (2010) zajęła 16. miejsce, a w Soczi (2014) uplasowała się na 15. pozycji. Jej historię chcieli sfilmować Amerykanie. Dokumenty zostały podpisane Dziś Riemen jest po wielkich zmianach w życiu. Przez jakiś czas po zakończeniu kariery prowadziła w Lądku-Zdroju kawiarnię. Nie mieszka już tam jednak. Po wielu latach wróciła do Zakopanego. Rozstała się też z mężem - Tomaszem Żerebeckim, który w czasie kariery był jej trenerem, a potem pracował w reprezentacji Czech. Siedzieliśmy sobie w jednej z zakopiańskich restauracji. Po Riemen nie widać, że kilka lat temu wywinęła się śmierci. Ona sama przyznała, że ślady po tym makabrycznym wypadku zostały jednak w jej organizmie. - Nie jest idealnie ze wzrokiem. Prawa ręka też nie jest do końca sprawna. Mam problemy z wykonywaniem nią precyzyjnych ruchów - opisała narciarka, która jako nastolatka też wywinęła się śmierci, bo wyciągano ją z lawiny. Historią Riemen zainteresowali się filmowcy. W 2019 roku Warner Bros odezwał się do naszej zawodniczki i jej ówczesnego męża z propozycją zrobienia filmu. - Dwa tygodnie później światem zawładnęła pandemia związana z COVID-19 i wszystkie plany legły w gruzach. Być może ktoś w tej sprawie odzywał się do mojego byłego męża, ale nie mam żadnej informacji, by coś się działo w temacie. Gdyby jednak były jakieś ruchy ze strony Warner Bros, to pewnie bym wiedziała. Tym bardziej że miałam w filmie grać samą siebie w tych rolach na torze ski crossu. Może kiedyś temat wróci - dodała. Riemen zdradziła, że widziała film ze swojego wypadku. Nie miała żadnych oporów, by go obejrzeć. - Na pewno pomogło mi to, że nie pamiętałam tego wypadku, ale myślę, że nawet gdybym go pamiętała, to nie zrobiłoby na mnie to wrażenia. Taka już jestem. Uważam, że nic się nie dzieje bez powodu. Tak widocznie miało być - mówiła. Życiowe perypetie po zakończeniu kariery W ostatnich latach życie jej nie szczędziło. Rozwód w styczniu 2023 roku był jednym z kolejnych traumatycznych przeżyć. W Lądku-Zdroju, w którym spędziła wiele lat, po zakończeniu kariery stworzyła od zera - razem z koleżanką - kawiarnię. Żadna z nich nie miała doświadczenia, ale połączył je pasja. To było jedno z ciekawszych miejsc w tej miejscowości, a sam pomysł zrodziła się - jak przyznała Riemen - na imprezie. - To był przewrót w moim życiu. Nabrałam doświadczenia i wiem, że śmiało mogę działać w tym kierunku. Jestem już doświadczoną baristką, a do tego złapałam bakcyla do pieczenia ciast - przyznała Riemen. Po wszystkim wróciła do Zakopanego, gdzie się wychowywała. Obecnie pracuje jako drugi trener grupy dziewcząt w prywatnej grupie narciarskiej. - Mamy świetnych trenerów. Głównym jest Austriak. Do tego mamy dostępne najlepsze trasy treningowe. To wszystko dzięki dobrej woli i znajomościom Tomasza Stanka. Młodzież ma teraz niesamowite możliwości dzięki takim inicjatywom. Nawet mamy wynajęty domek w Austrii w Tyrolu. Godzinę jazdy od niego mamy dostępne wszystkie lodowce. Dla mnie to jest wielkie wyzwanie - mówiła. Riemen przyznała, że jej życie rzeczywiście nadaje się na film, ale być może wcześniej napisze książkę. Na razie zastanawia się nad podjęciem studiów podyplomowych z psychologii, bo ta działka ją rajcuje. Zresztą bywa zapraszana na prelekcje motywacyjne.