Zbigniew Czyż: Jak wygląda obecnie pana sytuacja odnośnie ewentualnej dalszej prac z kadrą Rosjanek w łyżwiarstwie szybkim? Paweł Abratkiewicz: W związku z wojną w Ukrainie nie będzie możliwa moja dalsza praca w Rosji. Kontrakt na prowadzenie Rosjanek już się panu zakończył? - Kończy się 30 kwietnia. Była ze strony Rosjan propozycja kontynuacji współpracy? - Tak. Oni wyrażali chęć współpracy i chcieli, żebym został, ale w tej chwili to jest niewykonalne. To jest zrozumiałe dla obydwu stron. Kiedy przeprowadził pan po raz ostatni rozmowę z przedstawicielami federacji rosyjskiej? - Jeszcze po igrzyskach mieliśmy jakiś tam kontakt. Nie pojechaliśmy na finał Pucharu Świata, ani na mistrzostwa świata do Norwegii, ale na ten moment, to jest koniec naszej współpracy. Zobowiązuje mnie do tego między innymi strona moralna, tego co się dzieje w Ukrainie. Nie widzę możliwości, aby dalej kontynuować współpracę z kadrą Rosji. Paweł Abratkiewicz przejmie reprezentację Polski? "Rozmowy trwają" Gdy rozmawialiśmy w lutym, jeszcze przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie, pytałem, czy jest możliwe, aby wrócił pan do Polski i przejął kadrę kobiet lub mężczyzn. Pojawiła się jakaś propozycja ze strony Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego? - Propozycja się pojawiła już dużo wcześniej, teraz jesteśmy w trakcie rozmów. W sobotę odbędą się wybory na prezesa PZŁS i po nich nowy prezes i zarząd związku będą podejmować konkretne decyzje. Trzeba przedyskutować z kim konkretnie miałbym pracować, w grę wchodzi zarówno kadra kobiet jak i mężczyzn. Zobaczymy jak to się ułoży. Z innych krajów też pojawiają się propozycje? - Tak, jest zainteresowanie, ale jeśli się dogadamy z polskim związkiem, to będę pracował z reprezentacją Polski. Jaki sukces będzie pan sobie cenił najbardziej przez te wszystkie lata pracy z Rosjankami? - Zacząłem pracować w Rosji w 2010 roku. Od 2012 roku prowadziłem Olgę Fatkulinę, która specjalizowała się w sprincie. Trzy lata później objąłem już całą kadrę Rosjanek, w sprincie, biegach średnich, długich i wieloboju. Po jakimś czasie ponownie nastąpiło rozdzielenie i powrót do pracy w poszczególnych grupach. Ja prowadziłem zawodniczki w biegach średnich i długich. Najbardziej będę sobie cenił medale olimpijskie, Olgi Fatkuliny wywalczony na igrzyskach w Soczi i Natalji Woroniny w Pjongczangu. Poza tym Woronina została też mistrzynią świata, ustanawiając przy okazji wciąż aktualny rekord świata w biegu na dystansie 5000 metrów. W środę zmarła wybitna polska panczenistka, Erwina Ryś-Ferens. Miał pan okazję poznać bliżej naszą olimpijkę, medalistkę mistrzostw świata i Europy? - To bardzo przykra wiadomość. Miałem z nią kontakt jeszcze jako młody zawodnik. Gdy zaczynałem swoje starty, pani Erwina już kończyła karierę. Później wielokrotnie się spotykaliśmy. Kilka lat temu rozmawialiśmy podczas zawodów Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim, pytała, czy Evgenia Lalenkova, która ja prowadziłem, to jest córka Lalenkovej, z którą ona rywalizowała, wyjaśniłem, że to jej synowa. Miałem z panią Erwiną może nie jakiś bardzo zażyły kontakt, ale był serdeczny. Szkoda, że już nie będziemy mogli porozmawiać. Rozmawiał Zbigniew Czyż