Saneczkarstwo to nie jest w naszym kraju dyscyplina numer jeden. Chyba nie jest łatwo do niej trafić? A ja uważam, że łatwo! Wystarczy, że trafi się do klubu saneczkarskiego. Ja miałam akurat szczęście, bo taki klub był przy szkole podstawowej, do której chodziłam. Jedynym problemem jest to, że tych klubów w Polsce, działających regularnie, jest może pięć. I nie są rozsiane po całej Polsce. Mój klub UKS Nowiny Wielkie jest jedynym, który znajduje się nie w górach, a na nizinach. Mimo wszystko nie jest trudno zacząć przygodę z saneczkarstwem czy, w porównaniu do innych dyscyplin, dostać się do kadry. Z Twojego klubu wywodzą się dwie olimpijki Natalia Wojtuściszyn i Ewa Kuls-Kusyk, ale obie w jedynkach. Dlaczego Ty akurat zdecydowałaś się na dwójki? Po II młodzieżowych igrzyskach olimpijskich pojechałam na zgrupowanie przed trzecią taką imprezą. Z mojej klubu pojechało tam pięć zawodniczek, trafiły tam też dziewczyny z Karkonoszy. Wszystkie startowałyśmy w jedynkach i niestety dla mnie nie udało mi się załapać do kadry. Jednak kilka miesięcy potem ja i Dominika zostałyśmy zaproszone na obóz przygotowawczy. Okazało się, że FIL stawia na kobiece dwójki i trener to właśnie nas desygnował do tej konkurencji. I tak już zostało. I bardziej odpowiadają Ci właśnie te dwójki? To jest większa satysfakcja, sprawia mi to więcej radości. W juniorach miałam okazję jeździć w jedynkach, to oczywiście też frajda, że pracuję sama na swój wynik, aczkolwiek w dwójce jest to wsparcie, nie trzeba liczyć tylko na siebie, zawsze jest też ta druga osoba. Nawet kiedy pracujemy przy sankach, to dzielimy się tym. Mam też wrażenie, że dwójki zwyczajnie lepiej się ogląda. Za Tobą drugi sezon Pucharu Świata, zadebiutowałyście na mistrzostwach świata, a także w rozgrywanej w nowym formacie sztafecie. Jakbyś go podsumowała? Sezon był dla mnie ciężki, nie miałam praktycznie przygotowań. W październiku cała kadra udała się na obozy przygotowawcze, na których mnie niestety zabrakło. Miałam problemy zdrowotne, mój start w tym sezonie był w ogóle pod znakiem zapytania. Na szczęście okazało się, że wszystko jest dobrze i mogę startować. Traktowaliśmy to jednak jako naukę, zbieranie doświadczenia. Nauki startów, bo ruszaliśmy już nie ze startów juniorskich, a damskich. Pracowaliśmy z trenerem nad jazdą, żeby była stała i czysta, czas przejazdu nas do końca nie interesował. W przyszłym sezonie będziemy dopiero starać się celować w wyższe miejsca. W tegorocznym kalendarzu PŚ przewidziane są jeszcze dwa weekendy w Siguldzie. Was tam jednak nie zobaczymy. Dlaczego? Ja, Dominika i Klaudia studiujemy i musiałyśmy po prostu zaliczyć sesję zimową. Gdyby to się nie udało, miałybyśmy spore problemy, dlatego musiałyśmy zrezygnować ze startu w Siguldzie. Szkoda, ale wolimy teraz odpuścić dwa Puchary Świata, a w pełni przejechać kolejny sezon, przedolimpijski, znacznie ważniejszy niż tegoroczne starty. Ostatnie miesiące w polski sankach przebiegły przede wszystkim pod znakiem decyzji o zawieszeniu kariery przez Mateusza Sochowicza i kolejnych wywiadach członków kadry, opowiadających o problemach, z jakimi muszą się mierzyć. Jak to wpłynęło na Waszą dwójkę? My się w to nie mieszamy. To nasz pierwszy seniorski sezon, nie wiemy, jak to wszystko funkcjonuje. To jest decyzja Mateusza, staramy się w to nie wnikać. Nie chciałam go też dopytywać, bo to jego prywatna sprawa. Wpłynęło to na nas pod taki względem, że nie wystawialiśmy drużyny w Oberhofie i Altenbergu i po części dlatego nie jedziemy też do Siguldy. Mogłyśmy sobie na to pozwolić, bo i tam nie wystawimy drużyny. Za niespełna dwa lata igrzyska olimpijskie w Turynie. Myślicie już o tym starcie? Tak, mówimy o tym już od dwóch lat. Po młodzieżowych IO powiedziałyśmy sobie, że dotrzemy też do tych prawdziwych igrzysk, to w końcu marzenie każdego sportowca. Cały czas mamy to z tyłu głowy, że trzeba się pokazać i powalczyć o marzenia. Tylko czas bardzo szybko leci. Miałyśmy sześć lat, a zostało nam półtora sezonu. Godzisz uprawianie sportu ze studiami. Przy dyscyplinie, wymagającej tylu długich wyjazdów, da się to zrobić? Studiuje na AWF. Mimo nieobecności staram się zaliczać kolejne semestry. Pogodzenie sportu z nauką nie jest łatwe. Trzeba wybrać odpowiednią uczelnię, która będzie dopasowana dla sportowców. Ja w Gorzowie mam bardzo dobre warunki, wykładowcy mnie wspierają, nikt nie robi mi pod górkę. Nigdy nie miałam sytuacji, że ktoś stawiał mnie pod ścianą z powodu wyjazdów. Zawsze dało się wszystko dogadać, dlatego jestem bardzo zadowolona ze swojej uczelni, bo wiem, że mogą łączyć naukę ze sportem, nie stresując się, że zaniedbam którąś z tych rzeczy. A czym zajmujesz się poza sportem i studiami? Śledząc Twoje media społecznościowe można dowiedzieć się, że jesteś fanką Dawida Kwiatkowskiego i członkinią OSP. Z Kwiatkowskim to stare dzieje (śmiech). W OSP nie jestem jeszcze oficjalnie, na razie hobbystycznie jeżdżę z nimi na zawody. Nie miałam jeszcze kiedy przystąpić do testów kwalifikacyjnych, tak że moje występy są tam "nieoficjalne". Natomiast moim hobby jest czytanie książek, na zgrupowaniach zawsze znajduję czas, na czytanie. Czasem w podróżach potrafią przeczytać nawet 1,5 książki w czasie drogi. Moją ostatnią lekturą była "Potęga podświadomości" Josepha Murphy’ego.