W naszej reprezentacji już dawno nie było tak dużych zmian. W końcu polska ekipa doczekała się nowych sanek i to robionych w Niemczech, gdzie są najlepsi specjaliści. Już jakiś czas temu na gigantyczną zmianę w polskich sankach wskazywał w rozmowie z Interia Sport Mateusz Sochowicz, który jednak zdecydował się kontynuować karierę sportową. Słynny obiekt został całkowicie zniszczony. Wiadomo, kiedy znowu trafi do Pucharu Świata Nowe sanki Polaków. Czegoś takiego nie było już dawno - W związku zostały poczynione pewne ruchy, które zagwarantowały nam lepszy sprzęt. W ostatnich miesiącach jeździłem zatem często do Koeniegssee i widziałem, jak w Niemczech powstają sanki. Po raz pierwszy w karierze będę miał całkiem nowe sanki. To będzie ciekawe - mówi nasz saneczkarz. Kiedyś mówiło się, że za produkcję sanek mogliby się zabrać polscy inżynierowie. Oni jednak potrzebowaliby wiele czasu na testy. Polska kadra postawiła zatem na sprawdzoną niemiecką szkołę. - Sanki, jakie dostaliśmy, są naprawdę bardzo dobre. Potem jednak czekało nas najważniejsze zadanie, czyli optymalizacja metali pod danego zawodnika. Bardzo ważne w tym miejscu odczucia zawodnika. On musi przekazać szczegółowe informacje, byśmy mogli wiedzieć, na co jeszcze możemy sobie pozwolić z tak zwanym położeniem fazy, czy tępieniem sanek. To wszystko żmudna robota, bo trzeba ją wykonywać drobnymi kroczkami - tłumaczył Skowroński. Trener ubolewał nad tym, że nadal nasza kadra pozostaje bez mechanika, który mógłby na bieżąco reagować, jeśli chodzi o ustawienia sanek. Niestety kwoty, jakie chcą średniej klasy mechanicy, przekraczają możliwości naszego związku. - Nie mamy zatem na stałe żadnego mechanika. Podpieramy się trochę niemieckim mechanikiem. To jest duża pomoc, ale gdybyśmy mieli kogoś na stałe, to na pewno dopasowanie sanek do toru byłoby o wiele szybsze - przyznał trener naszej kadry. Niemcy nie pierwszy raz ratują polskie saneczkarstwo. Nasza kadra od lat bowiem ściśle współpracuje z tą reprezentacją. Dzięki temu możemy też trenować z najlepszymi na świecie. Wielki powrót Mateusza Sochowicza, nowa konkurencja w programie Pucharu Świata Skowrońskiego bardzo ucieszył powrót do sportu Sochowicza. Bez niego szanse naszej sztafety na niezłe wyniki wyraźnie by zmalały. - Tak naprawdę bez dwójki kobiecej i męskiej, czy bez Klaudii Domaradzkiej też ta sztafeta nie istnieje. Nie mamy jeszcze na tyle dobrych młodych zawodników, żeby załatali oni dziurę po tych doświadczonych saneczkarzach. Nie mam obiektów, więc bierzemy zawodników bez możliwości pełnego ich sprawdzenia, bo jednak Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży odbywa się w dziwnych warunkach. Na kawałku wieży startowej, a nawet - bywało i tak - na lodowisku - mówił Skowroński. Teoretycznie zatem takie osoby, które potrafią dobrze odepchnąć na sankach na lodowisku i zdobywają medal mistrzowskiej imprezy w naszym kraju, trafiają - zgodnie z regulaminem - do kadry. Trenerzy nie mają jednak możliwości sprawdzenia, jak taka osoba będzie się zachowywała w lodowej rynnie przy prędkości dochodzącej do 100 km/h. Tak zatem wygląda rzeczywistość polskiego saneczkarstwa w Polsce. To dyscyplina, która regularnie dostarcza nam punktowanych miejsc zimowych igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata, a jednak nie ma obiektu, na którym mogłaby trenować. I, co najgorsze, niewiele robi się z tym w Polsce. Sezon PŚ w saneczkarstwie rozpocznie się w Lillehammer (29 listopada - 1 grudnia). Ten olimpijski tor przyjmie najlepszych specjalistów w tej dyscyplinie po raz pierwszy od czterech lat. W programie pojawią się nowości, jak rywalizacja mikstów. Każdy kraj będzie miał prawo wystawić dwa miksty w jedynkach i dwa miksty w dwójkach. To nie będzie jednak konkurencja olimpijska. - Różnica między sztafetą a mikstami będzie polegała na tym, że w mikstach poszczególni zawodnicy będą jechać ze swoich właściwych startów. W sztafecie wszyscy jadą z jednego - mówił trener Skowroński. Imprezą docelową dla naszych saneczkarzy będą mistrzostwa świata w Whistler (6-8 lutego 2025 roku). Wcześniej Biało-Czerwoni wystąpią w Pucharach Świata w Europie, a także w mistrzostwach Europy w Winterbergu (18-19 stycznia 2025 roku). Polacy sezon zakończą właśnie mistrzostwami świata w Whistler. Nie wezmą udziału w zawodach kończących PŚ - w Pjongczangu i Yanquing. - Odpuszczamy starty w Korei Południowej i Chinach, bo wyjazd takiej ekipy to są wielkie pieniądze. Tylko bez tych wyjazdów wydamy o 50 procent więcej niż w ubiegłym sezonie. Tak poszły ceny na świecie do góry - zakończył trener Skowroński.