- To, co się stało, także w Pekinie, jest już przeszłością i nie jestem w stanie tego zmienić. Wówczas siedziałam w izolacji i czekałam na cud. To zraniło moje sportowe serce. Czasem jeszcze myślę, że to było tylko jak strasznie zły sen, z którego się obudzę. Nauczyłam się w trakcie sesji z psychologiem, że jeżeli nie chcę na ten temat rozmawiać, to staram się tego nie robić. Mój główny cel został przesunięty o cztery lata. Powoli wracam na właściwe tory - powiedziała Maliszewska. Jak przyznała, żal i ból zaczyna przekuwać w sportową złość. - Za cztery lata chcę pokazać, jakiej zawodniczki brakowało w Pekinie. Nie chcę się tylko odkuć. Planuję w przygotowaniach zrobić wszystko w ten sam sposób, co przed tegorocznymi igrzyskami. Do momentu pojawienia się pozytywnego wyniku testu na koronawirusa wszystko szło zgodnie z planem - dodała. Maliszewska przyznała, że życie znacznie zweryfikowało jej plany, i nauczyło ją, aby zanadto nie wybiegać do przodu. - Muszę mieć więcej scenariuszy na tak wysokiej rangi zawody oraz lepiej zarządzać emocjami - zaznaczyła. Natalia Maliszewska rozpoczęła przegotowania do sezonu W poniedziałek zgrupowaniem w Tomaszowie Maz. rozpoczęła przygotowania do nowego sezonu. - Ten okres to istna rzeźnia. Dużo jest łez, potu, nieprzespanych nocy, stresu. Bardzo eksploatujemy swoje ciała. Dochodzimy do granicy wytrzymałości. Dużo kręcimy okrążeń po torze, jeździmy na rowerze, mamy intensywne zajęcia na siłowni. Jest czas, aby się zmęczyć, ale także, aby się zregenerować. Korzystamy z każdego dnia, aby go dobrze przepracować. Jestem jednak zwolenniczką treningu jakościowego, a nie bardzo długiego z dużą liczbą ćwiczeń - tłumaczyła. Łyżwiarka w poniedziałek po raz trzeci, a po raz drugi na długi obóz treningowy, wybiera się do Kazachstanu. Była tam już na zgrupowaniu przed mistrzostwami świata z jedną z koleżanek z kadry tuż przed pandemią, która przyczyniła się do weryfikacji wielu, nie tylko sportowych, planów. Wówczas dwutygodniowy pobyt w Nur-Sułtanie ułatwił poznanie miejscowej reprezentacji. - Wybierając miejsce zgrupowania kierowałam się dobrym samopoczuciem, bo znam to miejsce, znam tych zawodników. Wciąż utrzymuję z nimi dobry kontakt. Praktycznie tylko oni, jako jedyna z zagranicznych ekip, bardzo mnie wspierali w Pekinie. Mówili 'Nataszka, ty powinnaś wygrać to, a nie siedzieć w izolacji'. Kulturowo jesteśmy trochę bliżej. Ten wyjazd ma mi pomóc również, aby nauczyć się podstaw języka rosyjskiego. Na miejscu spotkam głównie sprinterów, co mi bardzo odpowiada. Z nimi lepiej się dogaduję - powiedziała reprezentantka Polski. Natalia Maliszewska przebywała w USA Maliszewska ze swoim narzeczonym, panczenistą Piotrem Michalskim, pod koniec maja przebywała przez pięć dni w USA na zaproszenie miejscowej Polonii. Głównym punktem programu był bieg memoriałowy poświęcony amerykańskiemu sierżantowi Michaleowi Ollisowi, który poświęcając życie uratował na misji w Afganistanie porucznika Karola Cierpicę. W New Jersey przekonali się, że za oceanem mają dużą grupę swoich fanów, którzy doskonale znają się na dyscyplinie. Wszędzie, nawet w najmniej spodziewanych miejscach np. w restauracjach, spotykali się z dużą atencją miejscowych kibiców. - Tam spotkaliśmy się, jak ja to nazywam, z normalnymi ludźmi. Zamknięci w systemie treningowym często nie mamy sił i czasu, aby wyjść i gdzieś z kimś spoza sportu spotkać się na kawie, przy obiedzie, po prostu porozmawiać nawet o błahych sprawach - nawiązała do wizyty za oceanem. Jak przyznała, kręci ją wizaż, ma już za sobą stosowne kursy czy specjalistyczne obozy. Tym chciałaby zajmować się w przyszłości. W trakcie zgrupowań kadry nie ma na to czasu, a i walizki zamiast pędzelkami i paletami do makijażu, załadowane są sprzętem sportowym i suplementami żywieniowymi. - W ten weekend mam wesele mojej przyjaciółki i będą ją mogła pomalować. Cieszę się, że są jeszcze osoby, które mi ufają - nadmieniła z uśmiechem i dodała, że ze względu na przykre wydarzenia z igrzysk w Pekinie przełożyli z Michalskim termin własnego ślubu. Autor: Marek Skorupski