Na zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie jechała po medal. Była w świetnej formie. Potwierdziła to już na miejscu. I wtedy jak grom z jasnego nieba przyszła do niej wiadomość - ma pozytywny wynik testu na koronawirusa. Nie mogła wystartować w swojej koronnej konkurencji biegu na 500 m. Zamiast treningów i rywalizacji był hotel i kwarantanna. Już za tydzień Natalia Maliszewska zaczyna nowy sezon. W Montrealu, a potem w Salt Lake City wystartuje w zawodach Pucharu Świata. Jest już za oceanem, gdzie z kadrą narodową pod okiem trenerki Urszuli Kamińskiej przygotowuje się do inauguracji. Olgierd Kwiatkowski, Interia: Czy Natalia Maliszewska jest gotowa - przede wszystkim mentalnie - do nowego sezonu? Czy pozbierała się po tym, co przeżyła w Pekinie? Urszula Kamińska, trenerka kadry narodowej Polski w short tracku: Na pewno jest dziś w dużo lepszej kondycji psychicznej. Latem trenowała z grupą łyżwiarzy z Kazachstanu. Dało to jej komfort przebywania wśród przyjaciół. Ona ma tam dużo przyjaciół. To dla niej i dla mnie było ważne, żebym ponownie zobaczyła w niej człowieka szczęśliwego. Nie tylko zawodnika, ale przede wszystkim człowieka. Ten wyjazd dał jej bardzo dużo. Kazachowie są przemiłymi ludźmi. Nie pierwszy raz z nimi trenowała. Ostatnio obserwowałam ją na treningach w Białymstoku. Jest gotowa do ścigania. Nie lubi pani pewnie wracać do tego, co się stało w Pekinie, ale jak pani dziś z perspektywy czasu ocenia to, co się tam wydarzyło? Jakie są pani wnioski? - Mnie trudne sytuacje mobilizują. Zaczynam się wtedy uaktywniać, robić rzeczy niemożliwe. Wtedy musiałam być wsparciem nie tylko dla Natalii, ale całego zespołu. Nie mogłam zostawić drużyny dla jednej zawodniczki, bo oni też mieli swoje starty. Musiałam być jeszcze bardziej pomocna dla całej grupy. Cała historia była dla Natalii traumatyczna. Przez wiele miesięcy potrzebowała pomocy specjalistów. Ona miała marzenie, bardzo realne marzenie o medalu. W dniu, w którym była poinformowana o pozytywnym teście, pojechała czas poniżej rekordu świata na 1000 m. Kamery to zarejestrowały. Wszyscy wiedzieli, że jest silna... Dziś, patrząc z perspektywy myślę, że może gdyby była w słabszej formie ból nie byłby tak silny. Ale ona miała dobre wspomnienia z Pekinem. Wygrywała tam zawody Pucharu Świata, potwierdziła swoją formę na treningu przed zawodami i nagle przychodzi taka wiadomość. Miała z tego powodu silne poczucie niesprawiedliwości. Wręcz czuła, że ktoś ją oszukał. Jak i czy wyszła z tej traumy? - Pomagał jej psycholog i - jak wspomniałam - pomógł jej okres przygotowań w neutralnym miejscu, w Kazachstanie. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, miała idealne warunki, żeby się wyciszyć. Ta trauma będzie trwała i zostanie w Natalii na długo. Ale ona jest osobą, która może dużo znieść i może się podnieść. Wychodzi z tego wszystkiego. Wkrótce rozpoczyna się nowy sezon. Jaki stawia pani cel polskiej reprezentacji? - Próbujemy nowych rozwiązań treningowych. Mamy trzy lata do igrzysk. To czas na eksperymenty. Kładę nacisk na technikę jazdy. Pierwsze starty we Włoszech pokazały, że w tym sezonie startujemy z wyższego pułapu niż zazwyczaj. Jestem zadowolona z tego co zobaczyłam w tym pięciomiesięcznym okresie przygotowawczym. Zobaczymy jak to się przełoży na zawody Pucharu Świata. Widzę duży progres w grupie męskiej i liczę, że wkrótce mężczyźni dołączą do światowej czołówki. Czy w grupie kobiet naturalną liderką pozostaje Natalia Maliszewska? - W tej chwili mamy w grupie cztery dziewczyny na wysokim poziomie. Natalia z racji swojego doświadczenia i tego że jest osobą sumienną i pracowitą ten poziom utrzymuje od długiego czasu. Ale pozostałe dziewczyny cały czas chcą się do niej zbliżyć. Są bardzo zmotywowane. Liczę na to, że wraz ze wzrostem formy Natalii wzrośnie forma innych zawodniczek, że cała grupa się rozwinie. Twierdzę że grupa jest na tyle silna jak silne jest najsłabsze ogniwo. Staram się, żeby najsłabsze ogniwo było w miarę silne. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski