W środę Maliszewska wraz z reprezentacją Polski wyleciała za ocean na pierwsze w tym roku zawody Pucharu Świata, które 1 listopada rozpoczną się w Salt Lake City. Kolejne rozegrane zostaną 8-10 listopada w Montrealu. 24-letnia łyżwiarka z Białegostoku w ubiegłym roku wygrała zawody PŚ na 500 m, zdobyła też mistrzostwo Europy. O swoich celach na ten sezon mówiła w krótkiej rozmowie przed odlotem do Stanów Zjednoczonych. Olgierd Kwiatkowski, Interia: Za moment wylatuje pani na pierwsze zawody Pucharu Świata. Skończyliście najbardziej trudną część sezonu - okres przygotowawczy. Czy treningi były wyjątkowo ciężkie? Natalia Maliszewska, mistrzyni Europy i zdobywczyni Pucharu Świata w short tracku na 500 m: - Mocno pracowaliśmy, myślałam, że będzie więcej treningów na sucho, trochę biegania, jazdy na rowerze, a my od razu weszliśmy na lód. Sezon zaczęliśmy na zimnym lodowisku. Było ciężko wrócić do żmudnego treningu, ale teraz lecimy teraz na puchary. Będzie trochę lżej. Moje nogi tego potrzebują, żeby nabrać trochę świeżości. Na co dzień trenujemy od półtorej do dwóch godzin, od teraz - na Pucharach Świata - treningi będą trwały około 50 minut. Czego pani oczekuje po pierwszych startach w Salt Lake City i Montrealu? - Nie wiem, czy pierwsze biegi będą weryfikacją przygotowań. Dla mnie pierwsze zawody będą po to, żeby się rozeznać, odpowiedzieć sobie na pytania: w którym miejscu jestem? jak przebiegł sezon przygotowawczy? czego brakuje, a co już dopracowałam na tyle, że mogę jechać szybciej? Poprzedni sezon był bardzo udany. Były zwycięstwa w zawodach Pucharu Świata, wygranie cyklu PŚ na 500 m, mistrzostwo Europy. Czuje pani osiągnęła już wszystko? - Nie jestem nasycona. Chciałabym mieć tych medali jak najwięcej. W trakcie jazdy nie myślę o medalu. Każdy rezultat zabieram ze sobą i chowam do książki własnych doświadczeń. To jest mi bardzo potrzebne. Bo ja przygotowuje się do igrzysk. Starty na igrzyskach wyglądają zupełnie inaczej. Tam każdy jest w najwyższej formie. Muszę być przygotowana na wszystko. Muszę teraz dużo wynieść z każdego biegu, żeby to przyniosło sukces na igrzyskach. Ale igrzyska dopiero za dwa i pół roku? - Nie można tak powiedzieć. Ten sezon zleci szybko, następny jeszcze szybciej. Przed wyjazdem mówiłam dziewczynom, że muszę dobrze posprzątać dom, bo jak wyjadę to wrócę dopiero w marcu. Z biegu na bieg, z wylotu na wylot, z lotniska na lotniska, to szybko pójdzie. Jak wejdziemy w ten rytm startowy, to wrócę dopiero na święta. Jaki cel konkretnie założyła sobie pani na ten sezon? - Cel o którym myślę, to są igrzyska olimpijskie. To, co się teraz dzieje, to mój sezon przygotowawczy do tego, by na tych jednych zawodach w Pekinie być najlepszą. Mam medal mistrzostw świata i Europy, mam Puchar Świata, jedyne czego mi brakuje to medalu igrzysk. Specjalizuje się pani w biegu na 500 m, ale coraz lepiej wychodziły pani starty na 1000 m. Będzie pani próbowała coś "ugrać" w tej konkurencji? - Pracowaliśmy już nad 1000 m w poprzednim sezonie. Teraz też tak będzie. Pobiłam na tym dystansie rekord Polski, mam go do tej pory, dobrze byłoby go jeszcze poprawić. To jest dystans, który nie jest moim dystansem, ale pracuję, ćwiczę, staram się, żeby te dziewięć okrążeń mnie nie zabiło. Nad sztafetą również? - Byłyśmy blisko, żeby zakwalifikować się do mistrzostw świata. Mam nadzieję, że w tym sezonie to będzie tylko formalność. Mówiąc o tym, co pani pomogło w poprzednim sezonie, zwracała pani uwagę na dietę. Teraz też pani pilnuje wagi? - Już nie schudłam. Czuję się dobrze we własnym ciele, a to jest najważniejsze. Treningi pokazują, że wszystko jest dobrze. Mamy w sztabie ludzi, którzy nad tym czuwają. W holenderskich mediach ukazał się właśnie materiał, że Holendrzy, aby się przyzwyczaić do toru łyżwiarskiego w Salt Lake City, na swoim torze zamontowali na grzbiecie zawodników silniczki odrzutowe. Czy wy też wprowadzacie takie nowinki w treningach? - Holendrzy popularyzują tę dyscyplinę, bardzo na nią stawiają. My, niestety, jesteśmy tymi, którzy coś sprawdzonego kupują. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski