- Przejechałam dziewięć najlepszych biegów w życiu. One dają mi doświadczenie, bo znajdowałam się w różnych sytuacjach - było wyprzedzanie, prowadzenie, blokowanie. Tego nikt mi nie zabierze, więc staję się lepszym zawodnikiem, a medale są nagrodą za to wszystko - mówi o swoich występach w Calgary i Salt Lake City Maliszewska. W polskim zespole zgodnie stwierdzono, że jest to jedyny sezon w cyklu olimpijskim, gdy można pozwolić sobie na eksperymenty. W wypadku Maliszewskiej przynoszą one efekty. - Eksperymentujemy z nieco innym planem, skupieniem się na czymś innym. Poprawą techniki, która w poprzednich latach troszkę mi przeszkadzała i mimo tego, że miałam dobre wyniki, to wciąż gdzieś te małe szczegóły zabierały mi możliwość szybszej jazdy. Musiałam przesunąć barki bardziej do środka, trenować moment odepchnięcia, wprowadzić spokój w jeździe i możliwość rozluźnienia się w jej trakcie. Od tego sezonu trenerką reprezentacji Polski jest Urszula Kamińska, która z Maliszewską pracuje od lat. Zdaniem zawodniczki, zmiana na stanowisku szkoleniowca kadry też wpłynęła na wyniki. - Z trenerką Ulą przygotowywałam się przed igrzyskami, potem do mistrzostw świata i cieszę się, że w końcu została trenerem kadry, ponieważ uważam, że ma głowę na karku i wie co robi. Cieszę się, że nie tylko ja, ale cała kadra narodowa ma możliwość przygotowania się pod opieką dwóch trenerów (oprócz Urszuli Kamińskiej, z reprezentacją pracuje też jej asystent Gregory Durand - red.) - powiedziała zawodniczka. Jaka pierwsza myśl towarzyszyła Natalii Maliszewskiej, gdy już ochłonęła po każdym ze zwycięstw? - O, kurczę, jestem zmęczona (śmiech) Byłam zmęczona do tego stopnia, że po biegu nawet było mi ciężko podjechać do trenerki, przytulić się z nią i zbić piątkę. Nogi bardzo bolały, ale ta radość i euforia... Powiem szczerze, że trwało to tak krótko, że czasem próbuję myślami wrócić do tamtej chwili i przypomnieć sobie jak to było, ale z tych nerwów, stresu i szczęścia po prostu niektóre momenty mi uciekają. Wtedy patrzę sobie z powrotem na te medale i myślę sobie: okej, dobra". Długo polska zawodniczka miała problem, bo nie potrafiła utrzymać imponującej prędkości z pierwszych dwóch rund. Teraz jednak uporała się z tym, bo jeździ... jeszcze szybciej. - Poprawiłam się na swojej najszybszej rundzie z 8,5 na 8,3 sekundy. To spowodowało, że 8,5 sek., które jestem w stanie pojechać na przedostatnim czy ostatnim kółku nie było już dla mnie tak męczące. Skupialiśmy się na wytrzymałości szybkościowej, by te dwa ostatnie kółka - podkreśla Natalia Maliszewska. Zawodnicy do rywalizacji w Pucharze Świata wrócą w drugi weekend grudnia w kazachskich Ałmatach.