W Pekinie rusza dziś nowy sezon w Pucharze Świata w short-tracku. Natalia Maliszewska wraz z innymi reprezentantami Polski, w tym debiutującym w naszych barwach Diane Sellierem walczyć będzie w Chinach o pierwsze punkty w sezonie. Celem numer jeden dla Polki są Igrzyska Olimpijskie w Pekinie i walka o upragniony medal. Zbigniew Czyż: Niedawno świętowała pani z innymi panczenistami, obecnymi i byłymi, 100-lecie istnienia Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Ale nie zawsze stosunki ze związkiem układały się najlepiej. W 2015 roku wyjechała pani za własne pieniądze do Calgary w Kanadzie podnosić umiejętności, bo dostrzegła, że w podczas zgrupowań reprezentacji nie robi postępów. Za karę została pani wyrzucona z reprezentacji, odebrane zostało też stypendium. To była chyba mocna lekcja życia. W 2016 roku zmarła pani mama, wiem, że nie była pani w stanie wtedy trenować na sto procent. Natalia Maliszewska: We wrześniu skończyłam 26 lat. Gdy znajomi zapytali mnie podczas urodzin, jakie są moje przemyślenia powiedziałam, że moje życie bardzo dużo mnie nauczyło. Nauczyło mnie tego, że tak naprawdę łyżwy to nie wszystko. Nauczyło mnie, żeby doceniać drobne rzeczy i zdawać sobie sprawę z tego, jak ważne jest zdrowie. Kiedy w życiu zawodowym, sportowym mi nie idzie, staram się wtedy myśleć o tym, że przecież jestem zdrowa, że wszystko jest ok i że świat nie wali się mi na głowę. Wtedy wiem, że to jest tylko gorszy dzień, który tylko szlifuje moją wytrwałość i "twardą skórę", którą mam i która pozwala mi cały czas odważnie brnąć przez życie. Nauczyłam się poprzez trudne chwile w moim życiu doceniać to co dobre, nie bać się i niczego nie żałować. Życie płata figle, wiem, że sport to nie wszystko. Wiem, że dzięki temu co robię bardzo mocno się rozwijam i to też pomaga mi w życiu prywatnym. Wiem, jak ważna jest dyscyplina i jak twardym czasami trzeba być. Wiem także, że trzeba pomagać ludziom, trenuję w teamie i zarówno ja potrzebuję ich, jak i oni potrzebują mnie. Z pani wypowiedzi bije wniosek, że te trudne chwile w życiu zahartowały panią na wielu płaszczyznach. - Dokładnie tak. Uważam, że to co pan mówi, to dobre podsumowanie. Rzeczywiście, te wydarzenia zahartowały mnie i pokazały, że czasami można dostać kopa w tyłek, ale też, że życie jest piękne. Zdałam sobie sprawę, że z jednej strony przejechanie linii mety podczas zawodów, to jest coś ulotnego, ale z drugiej strony zostaje w mojej pamięci na zawsze. Bardzo duży wpływ na pani karierę miała siostra Patrycja, dwukrotna olimpijka, sześciokrotna medalistka mistrzostw Europy w short-tracku. Gdy ona zdobywała medale, to pani jeszcze była właściwie dzieckiem. - Tak, gdy ona startowała w igrzyskach olimpijskich to ja tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, czym one są. Patrycja była w tym czasie już na swoich drugich igrzyskach w karierze, w Soczi. Mocno jej wtedy kibicowałam, jednak nie uświadamiałam sobie, jakiej rangi są to zawody. Patrycja w tej hierarchii pod względem liczby startów wciąż jest ode mnie wyżej (śmiech). Tak naprawdę dzięki Patrycji rozpoczęłam piękną przygodę z tym sportem. To właśnie dzięki niej jestem dzisiaj tu, gdzie jestem. Myślę, że nie ma nikogo innego komu mogłabym podziękować bardziej niż jej za to, że przyniosłam tyle szczęścia sobie, mojej rodzinie i przyjaciołom, jak i dyscyplinie. Z tego miejsca jeszcze raz chciałabym Pati podziękować. Gdyby nie ona, nie wiem, gdzie bym dzisiaj była. Natalia Maliszewska: Mamy zaplanowane wesele W styczniu, gdy rozmawialiśmy podczas Gali Mistrzów Sportu, mówiła pani, że jest coś na rzeczy, jeśli chodzi o zalegalizowanie pani związku z partnerem. Czy coś w tej kwestii się zmieniło? - Tak, pamiętam, że pytał mnie pan o ślub. Jestem szczęśliwie zaręczona od roku, jestem szczęśliwa od czterech lat. Mogę zdradzić, bo to jest już potwierdzona informacja, że na przyszły rok mamy zaplanowane wesele, lubię lato więc może to będzie lato (śmiech). To są takie małe rzeczy, które mogliśmy załatwić, nie zaburzając naszego rytmu treningowego (partner Natalii Maliszewskiej to Piotr Michalski, łyżwiarz szybki - przyp. red.). Ustaliliśmy już datę, jesteśmy z partnerem bardzo szczęśliwi i nie możemy się doczekać tego dnia. To będzie wesele w mocnym gronie łyżwiarstwa szybkiego, siedemdziesiąt procent gości na weselu będzie się wywodziło z tego środowiska.Zanim wesele i igrzyska olimpijskie, to wcześniej starty w Pucharze Świata. Okres przygotowawczy przebiegał zgodnie z planem? - Tak, za mną m.in. siedem tygodni treningów w Dreźnie. Udane treningi latem w Niemczech bardzo wzbudziły mój apetyt na dobre wyniki w tym sezonie. Nie mogę się już doczekać jego rozpoczęcia. Proszę trzymać za mnie kciuki i spodziewać się niesamowitych emocji. Moja forma jest idealna, i nie mówię tutaj o jednym dystansie, na którym będę startować, a o dwóch. Pierwsze cztery zawody Pucharu Świata będą kwalifikacjami do igrzysk w Pekinie. W polskim short-tracku nie ma jeszcze medalu olimpijskiego. Pojedzie pani do Chin z zamiarem tego, żeby jako pierwsza Polka dokonać tej sztuki? - Na każde zawody jadę zawsze z celem walki o najwyższe cele. Jak wiemy, lód jest śliski, a ten start na igrzyskach w jednym dniu raz na cztery lata musi być perfekcyjny. Przygotowuję się tak, żeby nic z zewnątrz nie miało wpływu na to, jak zaprezentuję się podczas igrzysk. Przyznam szczerze, że nie marzę w tej chwili tak mocno o niczym innym, jak o medale na igrzyskach. Nie boję się mówić o tych marzeniach, bo wiem, że jeśli moja głowa usłyszy, to także moje nogi to usłyszą i całe ciało, które będzie gotowe, żeby walczyć o realizację tego celu.Z Natalią Maliszewską rozmawiał w Warszawie Zbigniew Czyż