Zbigniew Czyż, Interia: Jak przyjęła pani szóste miejsce w Plebiscycie na Najlepszego Polskiego Sportowca? Natalia Maliszewska, brązowa medalistka ME: Kompletnie nie spodziewałam się tak wysokiego miejsca. Kiedy zobaczyłam pierwszą dziesiątkę i wiedziałam, że w niej będę, zaczęłam się zastanawiać, co powiedzieć na scenie. Zupełnie nie byłam na to przygotowana. To oczywiście dla mnie duża radość i ogromne wyróżnienie. Zastanawiam się nawet, czy na nie zasłużyłam. W ostatnim czasie zawodnicy w waszej dyscyplinie mieli mało startów, zawody były często przekładane. Jak pani podsumuje ten ubiegły rok, w którym przecież zdobyła brązowy medal na dystansie 500 metrów na mistrzostwach Europy? - To był na pewno stracony sezon. Mnie tym bardzo zasmucił, że po zajęciu trzeciego miejsca w Pucharze Świata na 1000 metrów w Holandii pomyślałam sobie, że może ten dłuższy dystans też będzie dla mnie ulubionym. To napawało mnie dużą nadzieją. Kolejne starty mogły mi pokazać, czy rzeczywiście jestem w stanie ponownie zdobywać na tym dystansie wysokie lokaty i systematycznie awansować do czołówki. Niestety, nie było już takiej możliwości. Bardzo liczyłam też na udany występ na mistrzostwach świata, ale one też zostały odwołane. Widać, że coraz lepiej radzi sobie pani także na dystansie właśnie 1000 metrów. Starty na 500 i 1000 metrów nie będą zbyt dużym obciążeniem? - Mój cel zakładał, żeby pojechać na igrzyska z dwoma pewnymi dystansami. Cały czas nad tym pracujemy i na tym się skupiamy. To jest dużo cięższa praca niż ta, którą wkładam w dystans 500 metrów. Natura dała mi jednak to, że jestem sprinterem. Dwa razy dłuższy dystans jest dwa razy trudniejszy, ale chcę je ze sobą pogodzić. Od piątku do niedzieli w Gdańsku będą rozgrywane mistrzostwa Europy. Jaki cel stawia sobie pani na te pierwsze w tym roku zawody? - Moja forma jest już coraz wyższa. Nie nakładam jednak na siebie jakiejś bardzo dużej presji. Poprzedni sezon był bardzo dziwny, było bardzo mało startów. Ciężko mi samej stwierdzić i odpowiedzieć na pytanie, w jakim miejscu się teraz znajduję i jaka jest moja forma. To będzie na pewno dla nas wszystkich duży challenge. Ponieważ zawody odbędą się w naszym kraju, będziemy się chcieli zaprezentować jeszcze lepiej niż zwykle. Szkoda tylko, że zabraknie kibiców. Jaki jest plan Natalii Maliszewskiej na kolejne tygodnie i miesiące po mistrzostwach Europy? - Chciałabym sobie po tym sezonie powiedzieć, że to był trudny sezon, ale jakoś go przetrwaliśmy. Powoli myślę już o Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Dobry w nich występ jest dla mnie bardzo ważny. Tak jak już mówiłam, żałuję, że nie odbywa się dużo zawodów, a one są przecież wyznacznikiem naszej formy i podpowiedzią, jak ewentualnie korygować swoje przygotowania. - Po sezonie chciałabym odpocząć przede wszystkim psychicznie. Naprawdę bardzo trudno było znaleźć w ostatnich miesiącach motywację do treningów. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, po co trenować i do jakich zawodów się przygotowywać. Odwoływano nam zawody dosłownie na trzy tygodnie przed startem. Pandemia trwa, wiele zmieniło się w ostatnim czasie. A jak pandemia panią zmieniła? - Ten czas nauczył mnie przede wszystkim tego, że trzeba myśleć o tym, co jest tu i teraz. Warto skupiać się chyba tylko na tym, bo jak widzimy wybieganie w przyszłość może mocno pokrzyżować nam plany. Myślę, że pandemia wyszlifowała nie tyko moją sportową, ale też prywatną stronę. Doceniłam, że rodzina i czas z nią spędzony jest naprawdę bardzo ważny. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Może odkryła pani w sobie jakieś nowe talenty? - Nauczyłam się przede wszystkim, chyba tak jak każdy sportowiec, przebywać w domu. Nauczyłam się tego, że mogę rozpakować walizkę do zera, wyprać wszystkie rzeczy, że mogę walizkę spakować do szafy i nie wyciągać jej przez jakiś czas. Robienie codziennych zakupów na dłuższy czas było dla mnie kompletną nowością. Zazwyczaj robiłam je na dwa trzy dni, bo przecież zawsze zaraz już gdzieś wyjeżdżałam. Dla mnie to było na pewno duże wyzwanie. Przygotowało mnie do bycia przyszłą narzeczoną i przyszłą żoną. Pani partner, łyżwiarz szybki Piotr Michalski, doskonale chyba panią rozumie, bo też jest sportowcem. - Tak. On również jest sprinterem w łyżwiarstwie na długim torze, i te nasze sprinterskie dusze bardzo dobrze się rozumieją. Uzupełniamy się i bardzo dobrze się rozumiemy. To w związku jest bardzo ważne, szczególnie w sporcie. Dużo podróżujemy, nie widzimy się czasami nawet po trzy miesiące. To jest trudne, ale wybraliśmy taką właśnie drogę i uważam, że ta droga jest piękna. Powiedziała pani przyszła żona.. Jest coś na rzeczy? - Nie, na razie nie ma nic na rzeczy. My sportowcy zazwyczaj mówimy, że coś zrobimy po igrzyskach. To taki limit, który sobie zazwyczaj wyznaczamy. U nas też tak jest, że najpierw igrzyska, a po nich będziemy myśleć (śmiech). Rozmawiał Zbigniew Czyż