Maciej Słomiński, INTERIA: Kobiecie się wieku nie wypomina, ale nie jest już pani poczatkującą zawodniczką, jest już sporo sukcesów na koncie. Jest dreszczyk emocji chwilę przed rozpoczęciem mistrzostw Europy w short tracku, które odbędą się w Gdańsku czy to normalny dzień w biurze? Natalia Maliszewska, reprezentantka Polski w short tracku: - To moje kolejne mistrzostwa Europy, ale za każdym razem ta impreza wygląda inaczej. Zawody w Gdańsku będą wyjątkowe, bo odbywają się w Polsce i pierwszy raz od dawna będą mogli na nie przyjść kibice. Jestem bardzo ciekawa, ile osób przyjdzie nas dopingować. Tego nie mogę się doczekać, widoku kibiców na trybunach z biało-czerwonymi flagami. Mój narzeczony, Piotr Michalski opowiadał mi o zawodach Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim na długim torze - poczuł to o czym często mówią przedstawiciele sportów zespołowych - trybuny go niosły. Jestem bardzo chętna i gotowa przyjąć tę dodatkową energię z gdańskich trybun. Czekam na te zawody także dlatego, że mój tata pierwszy raz zobaczy mnie na żywo z trybun, do tej pory zawsze widział mnie tylko w telewizji. To dodatkowa motywacja, żeby zobaczył mnie jak ścigam się i miejmy nadzieję zdobywam medal. Kibice piłkarscy śpiewają "gramy u siebie". W Gdańsku faktycznie jesteśmy u siebie, ale może lepiej jakby mistrzostwa Europy odbyły się w Białymstoku? To mekka polskiego short tracku i pani rodzinne miasto - wtedy pani byłaby tak naprawdę u siebie. - Jestem dumna, że pochodzę z Białegostoku. Jestem dumna, że jestem ambasadorem białostockiego sportu, niestety infrastruktura nie pozwala, żeby impreza takiej rangi odbyła się w stolicy Podlasia, mamy za małe lodowisko. Zamieniłabym jeden z wielu medali, które przywiozłam do domu na porządny obiekt do short tracku. Tu gdzie jesteśmy, w Gdańsku też nie mamy dostępu do lodu przez cały rok. Jaki wynik indywidualny i drużynowy reprezentacji polski w mistrzostwach Europy uzna pani za korzystny? - W short tracku nie ma pewniaków, jeździmy na śliskim lodzie, wszystko się może zdarzyć. Ja chcę się dobrze bawić, tak jak się bawiłam od początku sezonu. Oczywiście chcę pojechać jak najlepiej i jak najwięcej widzów na trybunach. To jest mój cel na weekend, poczuć atmosferę widowiska sportowego. Poczuć wsparcie kibiców, a zapewniam, że my zrobimy swoje. Będziemy jak najszybciej jechać prosto i w lewo i ścigać się z rywalami z jak najlepszym efektem. Jaka jest relacja short tracku i panczenów? Obie te dyscypliny są zrzeszone w PZŁS. - Short track i długi tor to jest zupełnie co innego. Trenujemy inaczej. Jedyne co nas łączy to lód. Jeździmy nawet na innych płozach. Uważam, że to my uprawiamy dyscyplinę, która jest bardziej widowiskowa i atrakcyjna dla kibiców i nawet przy moim narzeczonym nie wstydzę się o tym mówić. "Długi tor jest nudny" dogryzam mu (śmiech). Okej, na tych krótszych dystansach na długim torze (500 i 1000 metrów) coś się dzieje, ale w short tracku kibicom cały czas chodzi głowa na naszych zawodach, non stop coś się dzieje. Dlatego serdecznie zapraszam do przyjścia na nasze zawody - Mistrzostwa Europy w Gdańsku od piątku do niedzieli - 13 do 15 stycznia. Oglądała pani Galę Mistrzów Sportu? - Niestety byłam chora. Nasze środowisko bardzo się mobilizowało, by Piotrek wszedł do pierwszej "10", zabrakło niewiele. To był dla niego świetny rok, zajął czwarte miejsce na igrzyskach olimpijskich na dystansie 1000 metrów na długim torze. Ale ja nie pytam o niego, a o panią. Na igrzyska olimpijskie do Pekinu jechała pani po pewny medal. Niestety fatalna historia z dodatnim testem na koronawirusa uniemożliwiła start. Pani walkę śledził cała Polska, nie tylko sportowa. - Jest rok 2023, już nie rozmawiam o Pekinie, przez cały rok odpowiadałam wciąż na te same pytania. Dla mnie ten temat nie istnieje. Ile można o tym mówić? Rozumiem, chociaż paradoksalnie dzięki tym zdarzeniom zrobiło się głośno o waszej dyscyplinie. - Cieszę się, jednak wolałabym promować short track w inny sposób. W jaki? Oczywiście przez dobre wyniki i medale. Nie ma większej reklamy dla sportu niż sukcesu. Myśli pani o kolejnych igrzyskach olimpijskich? - Wiem, gdzie się odbędą i kiedy. To jest oczywiście jeden z moich dalszych celów. Tutaj w Gdańsku na mistrzostwach Europy jest tak ładnie, że skupiam się na tym co tu i teraz. Chcę, żeby mi się chciało jeździć, chcę się cieszyć z jazdy i rywalizacji. Wiem, że poprzednie miesiące po igrzyskach były dla mnie bardzo trudne. Chcę się poczuć tak jak przed igrzyskami. Do tego dążę. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA