Rywalizacja zakończyła się wygraną Austriaka Arvida Aunera, który zanotował pierwszy triumf w karierze w zawodach Pucharu Świata w slalomie gigancie równoległym, a drugi w ogóle. W finale pokonał on Włocha Maurizio Bormoliniego, który wyeliminował Kwiatkowskiego w ćwierćfinale. Na najniższym stopniu podium stanął Austriak Alexander Payer. Legenda polskiego sportu ogłasza powrót. Już zaczęła treningi Wielki stres Oskara Kwiatkowskiego. Nie chciał najeść się wstydu Warto dodać, że Kwiatkowski był w najlepszej ósemce jedynym zawodnikiem spoza Austrii i Włoch. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Jakbyś podsumował cały weekend w Krynicy-Zdroju? Oskar Kwiatkowski: - Wiadomo, że mogło być lepiej. Chciałem dać z siebie wszystko i w sumie, jeśli o to chodzi, to dałem z siebie wszystko. Miałem jednak większe ambicje, niż zajęcie miejsce ósmego i jedenastego. Cieszę się, że w przyszłym sezonie też ma być organizowany Puchar Świata, więc będę chciał poprawić te wyniki. Może paraliżowała ciebie presja związana z występem przed własną publicznością? - Nie sądzę. Czasami mam problem z tym, żeby odpowiednio się skupić, ale akurat w sobotę wychodziło mi to bardzo dobrze. Wyłączyłem się całkowicie z tego, co działo się dookoła. Skupiłem się tylko na swojej robocie i na zawodach. W finałach może chciałem trochę za bardzo i wkradło się trochę błędów, ale w niedzielę spokojniej podszedłem do finałów i to pomogło, bo byłem w ósemce. Trener chwalił cię za jazdę w ćwierćfinale na trasie pełnej pułapek. - Starałem się omijać te pułapki, ale nie jestem zadowolony z tego, jak pokonałem pierwszą z nich. Ona była zaraz za startem. Później jednak odpaliłem rakiety i starałem się dogonić Włocha. Nawet w pewnym momencie łudziłem się, że to dowiozę do mety i go przegonię. Nie udało się. Skończyło się na ósmym miejscu, z którego też jestem zadowolony. To, że wytrzymałeś presję, to twoje największe zwycięstwo w ten weekend? - Starałem się radzić sobie z presją i jeździć jak najrówniej. Nie lubię jednak takich warunków, w jakich startowaliśmy. Nie mam takiego doświadczenia jak Roland Fischnaller, Andreas Prommegger czy Benjamin Karl. Oni potrafią jeździć w każdych warunkach, a ja najbardziej lubię, kiedy jest równo i twardo. Wtedy można lecieć na maksa. Uczę się jednak i z każdych takich zawodów staram się wyciągać wnioski. Dla ciebie start w Krynicy-Zdroju był też chyba nowym doświadczeniem, bo byłeś tutaj prawdziwą gwiazdą. Na co dzień tego raczej nie doświadczasz? - To była dla mnie cenna lekcja. Mnie cieszy jazda na desce, a niekoniecznie popularność. Wiadomo jednak, że jeśli odnosi się sukcesy, to musi to wszystko iść w parze. Chciałbym, żeby kibice byli z nas dumni i żebyśmy wyciągnęli ten snowboard. Na razie idzie to w dobrym kierunku. Kibice dopisali, a to znaczy, że przyciągnęliście ich? - To prawda. Snowboard jest może trochę nieznany w naszym kraju, ale za to jest bardzo łatwy do oglądania. Tu nie ma przeliczników za wiatr i not za styl. Wygrywa po prostu ten, kto pierwszy wjeżdża na metę. Kibice tej zimy dopisali w Krynicy-Zdroju, więc dobrze byłoby w przyszłym roku wpuścić nieco więcej fanów. Rozmawiałeś pewnie z zawodnikami z innych krajów. Jak odbierali oni rywalizację w Krynicy-Zdroju? - Wszystkim bardzo podobały się zawody w Polsce. Większość tych zawodników nigdy nie była w naszym kraju i zastanawiali się, jak będzie to wszystko wyglądało, ale wracają z dobrymi wspomnieniami. Dla wszystkich miłym zaskoczeniem była organizacja Pucharu Świata w Krynicy-Zdroju. Wszystko było na najwyższym poziomie. Nie było zdziwienia, że zawody doszły do skutku, choć mieliśmy do czynienia z prawdziwą wiosną? - Organizatorzy mieli przez to podwójnie utrudnione zadanie. Trzeba było bowiem utwardzać stok solą. Musieli się mocno napocić, by stworzyć warunki do rywalizacji. Nie ukrywam, że stresowałem się też tym przed zawodami, bo nie chciałem się najeść wstydu. Wypadło jednak super. W Krynicy-Zdroju - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport