Mateusz Sochowicz po ostatnich zawodach Pucharu Świat w saneczkarstwie w Igls, napisał w mediach społecznościowych o zawieszeniu kariery. Ledwie kilka dni po tym, jak z wielką pasją mówił w rozmowie z Interia Sport o postępie, jaki zrobił, jeśli chodzi o start, a także o nadziejach związanych ze startem w mistrzostwach świata. Burza po słowach polskiego olimpijczyka. "Frustracja po części zrozumiała" Rzeczywiście zastrzegał wówczas, że albo dołączy do najlepszych, albo skończy z saneczkarstwem. Decyzję podjął nagle, a teraz wyjaśnił dlaczego.Tomasz Kalemba, Interia Sport: Rozmawialiśmy przed końcem roku i wówczas wracałeś z treningów w Altenbergu. Chciałeś jak najlepiej się przygotować do mistrzostw świata (27-28 stycznia). Już wtedy jednak wspominałeś, że albo wskoczysz na światowy poziom, albo kończysz z uprawianiem saneczkarstwa. Teraz zaskoczyłeś, bo decyzję podjąłeś jeszcze przed najważniejszą imprezą sezonu. Co cię do tego skłoniło? Mateusz Sochowicz: - To był mikst wielu emocji. Była frustracja i zdenerwowanie spowodowane tym, że nie jestem w stanie szybko jeździć. Nie może być tak, że mam świetny start, jeden z najlepszych na świecie, a wraz z każdym metrem jadę coraz wolniej. Mam już tego dość. Stąd taka frustracja. Głównym celem były dla mnie i dalej są, bo ciągle jestem w pełnym treningu, mistrzostwa świata w Altenbergu. Staram się być profesjonalistą do ostatniej chwili. Po mistrzostwach świata odpuszczam jednak totalnie saneczkarstwo. To jest koniec! To jest ostateczna decyzja i Mateusza Sochowicza nigdy już nie zobaczymy w saneczkarstwie, czy to będzie zawieszenie kariery? - Czekałem na to, jak zareaguje Polski Związek Sportów Saneczkowych. Pan Janusz Tatera, sekretarz generalny związku, powiedział, że mi to przejdzie. Teraz zatem ochota na uprawianie saneczkarstwa przeszła mi totalnie. Jakbym miał rację. Polskie saneczkarstwo ma ogromne problemy od wielu lat. Gdyby nie wielkie zaangażowanie trenera Marka Skowrońskiego to pewnie tej dyscypliny nie było już w naszym kraju? - To jest fakt niezaprzeczalny i tu nie ma co dyskutować. Saneczkarstwo w Polsce w tej chwili opiera się na jednym człowieku. Bez niego nie byłoby żadnych szans na uprawianie tego sportu. On jest przede wszystkim trenerem, ale też kierowcą, a do tego mediatorem pomiędzy zawodnikami a związkiem. Dzięki niemu mamy kontakty z Niemcami, co ułatwia nam treningi z najlepszymi. Ma chłop dużo na głowie. I nie brakuje mu cierpliwości. Czasami wspomina o tym, że czas rzucić tym wszystkim, ale jednak tego nie robi. - Zgadza się. Ja chyba jednak nie należę do tak cierpliwych osób. Jestem dobrze przygotowany do tego sezonu i wiem o tym, ale nie jestem w stanie jeździć szybko. To mnie frustruje. Znajdujesz się w najlepszej formie w karierze? - Nie jest to jeszcze forma życia. Można wiele poprawić. Samą jazdę i opanowanie sanek. Widzę jednak, jak to wygląda. Konkurencja rozpędza się na dystansie, a ja systematycznie do nich tracę. Jestem od nich dwa razy wolniejszy. To po w to się dalej bawić? Mam ciągle jeździć w trzeciej dziesiątce i całe życie być konkurentem dla juniorów, którzy przechodzą do seniorów? Nie na tym polega sport. A jeśli coś akurat zaskoczy w Altenbergu? Przecież specjalnie jeździłeś sam na treningi do Altenbergu, by jak najlepiej przygotować się do mistrzostw świata? - Dlatego nie dopuszczam i dalej trenuję na pełnych obrotach. Mam nadzieję, że karta się odwróci w czasie mistrzostw świata, ale mam też świadomość, że jeśli tak będzie, to będzie jeden strzał. Nie będzie żadnej powtarzalności. Tego jestem pewien. Po tym, jak sztafeta zajęła czwarte miejsce, od razu pojawiły się tytuły, że jesteśmy zaraz za podium. Tyle że to miejsce nie zostało przez nas zdobyte, a zostało nam darowane, bo inne ekipy miały problemy. Takie wyniki w ogóle nie cieszą. Coś takiego kompletnie nie daje kopa, który napędziłby do dalszego działania. Tym byłoby poczucie, że jesteśmy naprawdę w stanie jeździć szybko, tymczasem jesteśmy lata świetlne za najlepszymi. Jaka jest szansa na zdobycie lepszego sprzętu, który pozwoliłby na równą walkę? - Trzeba byłoby ten sprzęt budować w Polsce. Ale ja to słyszę od wielu lat, że związek ciągle współpracuje z polskimi naukowcami. Tyle że efektów nie ma? - Trzeba się zapytać w związku, o co w tym wszystkim chodzi. Sam jestem ciągle zwodzony obietnicami. Niby wszystko gra, są środki na to, a jednak nic nie dzieje się w tym temacie. Nie rozwijamy się. Stoimy w miejscu. Mam tego po dziurki w nosie. Po co mam inwestować kolejne lata swojego życia w ten sport, skoro wiem, że nic nie drgnie. Po zimowych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu była mowa o rozwoju technologii w Polsce. To samo po igrzyskach w Pekinie. Minęło wiele lat i efektów nie ma żadnych. Dużo własnych środków inwestujesz? - Cały czas mamy wsparcie finansowe związku. Takie jednak wyjazdy, jak ten przed Nowym Rokiem do Altenbergu, to częściowo pokrywam z własnej kieszeni. Tu jednak nie chodzi i pieniądze, ale o czas, jaki poświęcam na to wszystko. Zamiast odpoczywać z rodziną w przerwie świąteczno-noworocznej, to pędziłem na dwa dni na tor potrenować przed mistrzostwami świata. Jak zareagował trener Skowroński na twoją decyzję? - Trener zgadza się ze mną w pewnych aspektach, choć oczywiście nie we wszystkim. Wychodzi on z założenia, że sprzęt jednak nie jest jednak tak ważny, jak mi się wydaje. Tutaj mamy akurat bardzo rozbieżne zdania, bo widzę jednak po innych zawodnikach, jak to działa. Trener nie jest zadowolony z mojej decyzji, bo wie, że po moim odejściu wszystko się rozpadnie. Tyle że nie będę tkwił już w tym wszystkim, jeśli to dalej ma tak wyglądać, bo to mija się z moimi oczekiwaniami co do sportu. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Polacy ujarzmili jeden z najszybszych torów. Bardzo dobry start w Pucharze Świata