Radykalne pilnowanie długości rozbiegu irytuje wielu kibiców. W ostatnich sezonach wielokrotnie zdarzało się, że gdy tylko jakiś zawodnik przekroczył linię HS, wówczas natychmiast obniżana była belka startowa. Nieraz prowadziło to do kuriozalnych sytuacji - szczególnie w drugich seriach konkursowych zdarzało się, że długość rozbiegu zmieniano przed próbami zawodników spoza czołówki tylko dlatego, że przed nimi ktoś skoczył daleko. W efekcie już po takiej zmianie słabsi skoczkowie zaczynali lądować znacznie bliżej, a ogólny poziom konkursu wyraźnie spadał. Z opinią fanów skoków, którym nie podoba się tak gwałtowne skracanie rozbiegu i pilnowanie, by skoczkowie nie lądowali zbyt daleko, zgadza się Adam Małysz. Zaczęły się obawy o polskich skoczków. Zmartwiony głos bije na alarm Małysz: Jest bezpieczniej niż dawniej Czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli nie zgadza się z sugestią, że skracanie rozbiegu jest konieczne dla zwiększenia bezpieczeństwa skoczków. Małysz twierdzi, że dzisiejsze obiekty są przystosowane do dalekiego latania i nie należy z góry zakładać, że na mamuciej skoczni każde zbliżenie się do 250 metrów musi zagrażać zawodnikom. - Takich skoków ponad 250 powinno być zdecydowanie więcej i ja się dziwię, że w tym momencie FIS ograniczyła te dalekie skoki na skoczniach do lotów. Jak popatrzymy, jak te profile wyglądają, to one wyglądają bezpieczniej niż dawniej. Te skocznie to nie są studnie, tylko są bardziej wypłaszczone. Zdecydowanie jest łatwiej wylądować. Gdyby przedłużyć te zeskoki na skoczniach do lotów, to 300 metrów nie powinno być żadnym problemem, wcale nie z większymi prędkościami, jak są teraz - powiedział w TVP Sport Adam Małysz. Skandal w Bischofshofen. Norweg dekoncentrował rywala