Michał Pawlikowski przeszedł także operację złamanej kości strzałkowej w nodze. Sytuacja zdrowotna polskiego snowboardzisty, który podczas prestiżowych zawodów Speed Masters miał podjąć próbę bicia rekordu prędkości znacznie się poprawiła. W stałym kontakcie z najbliższymi Michała jest Jędrzej Dobrowolski, który od początku monitoruje sytuację zawodnika zespołu Mazda Sky Speed Team. "Kamień nam wszystkim spadł z serca. Ostatnie dni były dla wszystkich, a dla najbliższych Michała szczególnie bardzo ciężkie. Lekarze jednak zapewniają, że po urazie głowy i nogi, których doznał po upadku wróci na prostą. Już sam fakt, że Michała zabrali ze stoku helikopterem świadczy o ty jak poważna była sytuacja. Po tych kilku dniach badań, oczekiwań i modlitwy dzisiaj odetchnęliśmy z ulgą" - mówi rekordzista Polski w narciarstwie szybkim. Jędrzej Dobrowolski miał być we Francji wraz z Michałem Pawlikowskim jednak na ostatniej prostej, z najważniejszej imprezy w sezonie wykluczyła go kontuzja ścięgna Achillesa. "Nie tak to się wszystko ułożyło jakbyśmy sobie wszyscy wyobrażali. Wpierw moja kontuzja potem ten straszny upadek Michała. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Nie wiemy jak doszło do upadku. Podczas treningu coś się wydarzyło niedobrego. Świadkiem całego zajścia był rekordzista świata w Speed snowboardingu Edmond Plawczyk. Prędkość jak to w Vars była już duża podobnie jak konsekwencje upadku. Ta góra nie wybacza. Najważniejsze, że Michał wraca powoli do zdrowia. Już zaczął nawet żartować i najchętniej wyszedłby jak najszybciej ze szpitala. Ale ile to jeszcze potrwa nie wiadomo. Z samego wypadku Michał nic nie pamięta. Ale może to i lepiej. Dziękujemy wszystkim kibicom, którzy wiem, że trzymali za niego mocno kciuki. Jak widać pomogło" - mówi zakopiańczyk. Michał Pawlikowski w Speed Masters wystartował w zeszłym roku po raz pierwszy. Wówczas pobił rekord Polski w speed snowboardingu, który wynosi 158,033 km/h.