Mamy dokument z ministerstwa. "Jesteśmy przed rewolucyjną zmianą"
Polski saneczkarstwo było potęgą na świecie do lat 70. Do tego czasu zdobyli aż 16 medali mistrzostw świata. To na Polakach wzorowano się, jeśli chodzi o budowę torów, uznając je za najszybsze i najtrudniejsze na świecie. Niestety wszystko posypało się w naszym kraju wraz z nadejściem ery torów lodowych. Stare obiekty niszczały. To doprowadziło do sytuacji, że obecnie nie ma gdzie trenować w Polsce saneczkarstwa. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Interia Sport otrzymała z Ministerstwa Sportu i Turystyki wykaz negatywnie zaopiniowanego dofinansowania zadań inwestycyjnych ze środków Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej, ale przedstawiciel Polskiego Związku Sportów Saneczkowych mówi o "rewolucyjnej zmianie". Ma zapewnienia wiceministra.
Polskie saneczkarstwo nie dysponuje dużymi środkami finansowymi, a jednak od kilku lat regularnie zajmuje miejsce w ósemce w zimowych igrzyskach olimpijskich, czy mistrzostwach świata. To w dużej mierze zasługa jednej osoby - trenera Marka Skowrońskiego, który dźwiga na swoich barkach niemal całe polskie saneczkarstwo. W środowisku słyszę, że jeśli kiedyś tego szkoleniowca zabraknie, to może być koniec tego sportu w naszym kraju. Nie mamy bowiem zbyt wielu trenerów, którzy byliby w stanie tak oddać się temu sportowi.
Jeśli piszemy o Skowrońskim, to w dużej mierze dotyczy się to sfery sportowej i po części też organizacyjnej.
Nowa władza wyrzuciła program do kosza. Inwestycja stanęła pod znakiem zapytania
Saneczkarstwo, podobnie jak bobsleje i skeleton, nie ma w Polsce warunków do treningu. Gdzie zatem szkolić młodzież? Bobsleje mają ścieżkę do rozpychania, więc jest jakieś zaczepienie. Saneczkarstwo musiało sobie jednak radzić, przeprowadzając zawody na... tafli lodowiska. W taki sposób wyłaniano mistrza Polski w juniorach. Skandal!
By poprawić infrastrukturę w tym sporcie, do Polskiego Związku Sportów Saneczkowych ściągnięto Janusza Taterę, który w latach 1997-2005 był sekretarzem generalnym Polskiego Komitetu Olimpijskiego. On miał lobbować na rzecz budowy bazy treningowej i pierwszego toru lodowego w Polsce.
W styczniu 2023 roku Interia Sport pisała "jest bardzo duża nadzieja na wielkie zmiany, choć one nastąpią w dwóch etapach i na przestrzeni kilku lat".
Pierwszym etapem miała być budowa trzech torów kompozytowych do treningu dla młodzieży. Drugim budowa toru bobslejowo-saneczkowego. I nawet Ministerstwo Sportu i Turystyki stworzyło "Programu inwestycji o szczególnym znaczeniu w sporcie", który został zatwierdzony na początku października 2023 roku na kilka tygodni przed zmianą władzy.
Nowa władza przyszła i dokonała audytu. Zespół do spraw opiniowania wniosków o dofinansowanie zadań inwestycyjnych ze środków Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej przy MSiT zaopiniował negatywnie lub odrzucił z przyczyn formalnych aż 51 wniosków tego programu. Tym samym realizacja inwestycji stanęła pod znakiem zapytania.
Od kilku tygodni otrzymywałem telefony od ludzi z Karpacza, którzy byli zaniepokojeni całą sytuacją, bo byli już gotowi do budowy toru kompozytowego. Zaskoczeni sytuacją byli też przedstawiciele PZSSan.
Jest szansa na przełom w polskim saneczkarstwie
MSiT ma przedstawić nową listę inwestycji, które - mam taką nadzieję - zostaną zrealizowana niebawem. Na liście negatywnie zaopiniowanych wniosków jest "Rozbudowa infrastruktury sportowej w Gminie Karpacz poprzez budowę plastikowego toru saneczkowego oraz rozbudowę siłowni na stadionie im. Ireny Szewińskiej (kat. VA)", ale jest nadzieja na to, że to się zmieni.
To byłaby doskonała wiadomość dla polskiego saneczkarstwa, które potrzebuje punktu zapalnego, by rozniecić w dzieciach iskrę, bo te garną się do tego sportu. Szybko jednak rezygnują, skoro nie mają gdzie trenować. Jak wiadomo, dzieciaki lubię emocje i adrenalinę, więc to może być inwestycja, która za kilka lat da nam naprawdę wiele radości.
Może to już będzie koniec takich obrazków, jak ten z tegorocznego Memoriału Mariusza Warzyboka w Jeleniej-Górze-Sobieszowie, który odbywał się na... kostce brukowej i drodze.
Jest teraz szansa na to, że najbliższym czasie tor kompozytowy powstanie w Karpaczu, który jest już gotowy ze wszystkimi formalnościami. Ma też pozwolenie na budowę.
Podobne tory miały powstać w Marcinkowicach i Głuchołazach. W tej pierwszej lokalizacji pojawiły się jednak problemy z działkami i inwestycja miała zostać przeniesiona do Piwnicznej-Zdroju i podobno trwają tam prace przygotowawcze. Pojawiła się też koncepcja, by krótszy tor postawić w Jeleniej Górze-Sobieszowie.
- Nie stać mnie na wybudowanie tego toru, ale jeśli będzie wsparcie finansowe ministerstwa to nie wiedzę problemu. Mamy już wszystko - projekt i pozwolenie na budowę. Miasto Karpacz - jako inwestor - jest w stu procentach przygotowane. Ten tor jest bardzo potrzebny, bo w Szkole Mistrzostwa Sportowego szkolimy saneczkarzy. To od nas wyszli młodzieżowi mistrzowie świata Wojciech Chmielewski i Jakub Kowalewski. Poza Ministerstwem Sportu możemy przy inwestycji liczyć na duże wsparcie Urzędu Marszałkowskiego. Część pokryje gmina. Nie ma co ukrywać, że koszty budowy toru nie są powalające. Szacujemy, że tor będzie kosztował około 16 milionów złotych - powiedział Radosław Jęcek, burmistrz Karpacza, w rozmowie z Interia Sport.
- Sytuacja rozbija się - z tego, co ja wiem - o producenta kompozytów. Jedyna firma, jaka się tym zajmowała, była w Niemczech, ale zrezygnowali z tego. Teraz, kiedy jest zapotrzebowaniem, są gotowi wznowić produkcję. Chyba to zatrzymało głównie inwestycję w Karpaczu. On nie odbiegały od niemieckich torów w Ilmenau, czy Zwickau i można byłoby tam rozgrywać latem zawody sankorolkowe. Miałby długość około 400 metrów. W Jeleniej Górze-Sobieszowie mają wyjaśnioną sprawę działek, a zainteresowany budową takiego toru jest też prezydent miasta. Starania nabrały pewnego przyspieszenia - mówił Tatera w rozmowie z Interia Sport.
Wciąż o należne miejsce na mapie polskiego saneczkarstwa walczy Krynica-Zdrój, która była kolebką tego sportu w Polsce. W połowie 2023 roku Piotr Ryba, burmistrz Krynicy-Zdroju, poinformował o zakupie ostatniej działki, dzięki czemu będzie można przystąpić budowy sztucznie mrożonego toru saneczkowo-bobslejowo-skeletonowego. Przedstawił też przebieg toru na Górze Iwonka.
O to, by sztucznie mrożony tor powstał w Polsce, trwa walka od wielu lat. Tak naprawdę najpoważniejszą lokalizacją była od początku Krynica-Zdrój. Na Górze Parkowej istniał tor, na którym odbywały się nawet mistrzostwa świata. Krynica-Zdrój gościła tę imprezę dwukrotnie - w 1958 i 1962 roku.
To może być pierwsza taka ścieżka w tej części Europy. Krynica-Zdrój nie odpuszcza
Do budowy toru droga jest jeszcze daleka, ale napływają dobre informacje.
Przy hali lodowej w Krynicy-Zdroju jest planowana budowa sztucznie mrożonej ścieżki startowej, która byłaby jedyna w tej części Europy. Postępują też starania w sprawie budowy toru z prawdziwego zdarzenia. W marcu 2025 roku powinny być zmiany w planie przestrzennym zagospodarowania terenu. W połowie roku - jak mnie zapewnił - rozpocznie budowę ścieżki startowej, wykorzystując możliwe rezerwy mocy maszyn do chłodzenia hali lodowej. Koszt budowy całego toru na tę chwilę oscylowałby w granicach 135-145 milionów złotych. Od pana ministra Ireneusza Rasia otrzymaliśmy zapewnienie finansowania w 2025 roku budowy dwóch torów kompozytowych - Karpacz i Piwniczna-Zdrój oraz ścieżki startowej w Krynicy-Zdroju
~ powiedział Tatera.
Obecnie kluby i rodzice jakoś sobie radzą i w Polsce powstają sztuczne tory pokryte igelitem. Największą taką inicjatywą obywatelską jest tor w Katowicach w Parku Kościuszki. Takie tory powstały też w województwie łódzkim. Jeden z nich w Rzeczycy, gdzie jest najmłodszy w Polsce klub saneczkowy UKS Ślizg.
- Czuję, że jesteśmy przed rewolucyjną zmianą - zakończył z optymizmem sekretarz generalny PZSSan.