INTERIA.PL: Jest możliwa powtórka z 2007 roku z Planicy, kiedy wygrał pan trzy konkursy po kolei? Adam Małysz: - Bardzo bym chciał. Ale nie powiem "tak". To byłoby nie fair wobec rywali i głupie z mojej strony. Skakał pan na dziś na dopalaczach? - Tak (śmiech). Ale budowałem je przez całe lato. Teraz mają się uruchomić. To jest najbardziej odpowiedni moment. To nasza skocznia. Jedenastu Polaków jest w konkursie, myślę, że przynajmniej połowa wejdzie do "trzydziestki". Ja mam nadzieję, że będę skakał przynajmniej tak dobrze jak dziś i powalczę z "Morgim" o pierwsze miejsce. Miałem trochę problemów z lądowaniem. Nastraszono mnie, że jest miękko na zeskoku, dlatego spadałem na dwie nogi. Jutro muszę robić telemark. Te dzisiejsze skoki to efekt magii Zakopanego? - Poczekajmy na konkursy. Może być zupełnie inaczej, nie chcę zapeszać. Jeśli tylko będą równe warunki i będę skakał jak dzisiaj, to powalczę o najwyższe miejsce. Wygrał pan dwa treningi, ale ten ostatni, trzeci skok w kwalifikacjach był rewelacyjny. - To był lot klasą biznes. Jak moja podróż na konkursy PŚ w Japonii i z powrotem. To było wielkie udogodnienie, pierwszy raz nie przechodziłem aklimatyzacji. Nie budziłem się o trzeciej czy czwartej w nocy. Pojechałem tam z nastawieniem walki o jak największą liczbę punktów PŚ i nic mi nie przeszkadzało. W Zakopanem powinno być nawet lepiej, bo już ustępuje moja choroba. W Japonii dokuczał mi straszny katar. Dwa razy siedział pan już na belce, ale jury kazało zejść i ją obniżyć. Trener Lepistoe był bardzo zdenerwowany. - Ja traktowałem to spokojnie. Jestem doświadczony, nie mogę do tego podchodzić emocjonalnie. Wiem, że jeśli obniżają rozbieg to jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Mogą mi obniżyć, bo ci najlepsi będą skakać w tych samych warunkach. Jak jest forma, to nic mi nie szkodzi. Te dzisiejsze skoki bardzo pana podbudowały przed konkursami? - Tak. Szczególnie ten trzeci. Po drugim wygranym treningu ktoś przyszedł do szatni i powiedział: "Adam, dziennikarze spekulują, że nie idziesz na trzeci skok". A ja wiedziałem, że pójdę. Tak ustaliłem z Hannu w hotelu. To mądry trener, zauważył ostatnio, że dwa pierwsze skoki: czyli seria próbna i pierwsza konkursowa zawsze są dobre. A ten trzeci, najważniejszy słabszy. Powiedział, że muszę popracować nad trzecim skokiem. I chyba dziś będzie zadowolony. Ja jestem i to bardzo. Morgenstern nie skoczył w kwalifikacjach. - Śmiałem się z niego. Podczas rozgrzewki widziałem, jak się pakuje i powiedziałem: "Co się boisz, gdzie uciekasz? Dawaj na górę!". Odpowiedział: "Szanuję nogi, ty idź się wyeksploatuj". Myśli pan o rekordzie Wielkiej Krokwi? - Chciałbym, żeby nie przetrwał. W dzisiejszym skoku kwalifikacyjnym mogłem lądować jeszcze dalej, ale nie widziałem linii. Zwykle nie mówi pan o walce o pierwsze miejsce. Teraz jest inaczej. - Bo czuję się świetnie. Ale nie chcę składać deklaracji, w skokach to bywa zgubne. Trening to nie to samo co zawody, zwłaszcza dla czołowej "dziesiątki". Każdy jednak chce skoczyć dobrze. Mnie ten skok podbudował. Może rywali zdekoncentruje? Na treningi przyszło dziesięć tysięcy ludzi. - Mogę im tylko podziękować. To jest całe Zakopane. Jego magia działa na wszystkich. Nie tylko na nas, ale nawet tych, którzy przyjeżdżają z zagranicy. Notował w Zakopanem: Dariusz Wołowski