- Byłam wkurzona, że w trakcie sezonu nie wszystko wychodziło i musiałam trochę się na tych bobslejach wyżyć. I w końcu poszło! - powiedziała w rozmowie z Interią Weiszewski, komentując swój sukces w Winterbergu. Jak sama przyznała, nie spodziewała się tak dobrego rezultatu, nawet po pierwszym ślizgu nie wierzył, że stanie na podium. - Szczerze mówiąc, jak zobaczyłam, że są tam zawodniczki z Pucharu Świata, to pomyślałam, że może będę w pierwszej "10", może lepiej, ale nie spodziewałam się tego trzeciego miejsca. Po pierwszym ślizgu byłam piąta i trener powiedział, że muszę wyprzedzić Nigeryjkę Simidele Adeagbo. Dla mnie to był absurd, traciłam prawie pół sekundy. Jednak poprawiłam się, wyprzedziłam ją i byłam w dużym szoku. Już podczas mistrzostw świata w St. Moritz, podczas drugiego dnia zmagań, było widać, że Polka poczyniła spore postępy od zeszłego sezonu. Jednak, jak sama przyznaje, tam dokuczał jej stres. - Na treningach przed MŚ szło mi znacznie lepiej, plasowałam się nawet w pierwszej "10", ale nie ma co tego porównywać. Jednak pierwszego dnia w St. Moritz zjadł mnie stres. Robiłam strasznie dużo błędów na początku. A drugiego dnia już się poprawiłam, stąd i wyniki poszły znacznie do góry - mówi Linda Weiszewski. Ona sama też pnie się w górę, bo w przyszłym sezonie będzie już występować w Pucharze Świata! - W przyszłym sezonie na pewno będę już startować w Pucharze Świata, gdzie będę jeździć i w dwójce i w monobobie. Starałam się zrobić jak najwięcej punktów, żeby dostać przepustkę do startów w elicie. Zapewne nie pojedziemy do USA i na początku sezonu będziemy jeździć raczej w Pucharach Europy, ale kiedy Puchar Świata przeniesie się na Stary Kontynent, to już będziemy tam startować. Czytaj także: Największa tragedia polskiego himalaizmu i bohaterska akcja ratunkowa Dobre wyniki reprezentantów Polski, bo w ciągu sezonu z niezłej strony pokazywała się też nasza męska dwójka Aleksy Boroń i Seweryn Sosna, są godne zauważenia, bo cały czas nasza ekipa jest bardzo skromna w porównaniu z tym, co mają do dyspozycji rywale. - Jest trudno, bo wszystkie drużyny mają większą liczbę trenerów, ma kto im pomóc np. wynieść bobslej na start, a my musimy robić to sami. Mamy ciężej, ale jakoś dajemy radę - przyznaje nasza pilotka. Kłopoty w naszej ekipie były też z rozpychającymi, bo do dyspozycji była właściwie tylko Marika Zandecka, która jednak nie może już startować w zawodach juniorek, do dla Lindy Weiszewski było sporym utrudnieniem. Teraz jednak ma się to zmienić. - Przed nami sezon letni i będziemy szukać jeszcze jednej rozpychającej, takiej, które będzie mogła wystartować wraz ze mną na MŚ juniorów. Teraz musiałyśmy odpuścić dwójki, bo ciężko znaleźć kogoś, kto wsiądzie do bobsleja i zjedzie po lodowej rynnie, bo to ekstremalne przeżycie - mówi brązowa medalistka mistrzostw Europy juniorek, dodając, że jest szansa, abyśmy w przyszłym sezonie mieli dwie żeńskie dwójki, bo pamiętajmy, że jako pilotka jeździe także Julia Słupecka. W bobslejach sporą rolę odgrywa sprzęt, który niestety w reprezentacji Polski nie jest najlepszy. Być może jednak w przyszłym sezonie będzie szansa na zakup nowej dwójki. - Coś jest na rzeczy, ale zobaczymy, czy ministerstwo da nam fundusze. Teraz dostaliśmy nowe płozy i świetnie sprawdziły się na torze w Winterbergu - mówi Linda Weiszewski. - Teraz jedziemy jeszcze do Francji, na program development dla pilotów, żeby pojeździć na torze. I w lecie zaczynamy ciężkie treningi, bo trzeba pokazać się z jak najlepszej strony na PŚ - zapowiada reprezentantka Polski.