Sprawa Walijewej rozpoczęła się już w trakcie trwania zimowych igrzysk w Pekinie. Niesamowicie utalentowana łyżwiarka zdobyła złoto w rywalizacji drużynowej, ale właściwie tuż po tym starcie pojawiły się doniesienia, że kilka tygodni wcześniej w jej organizmie wykryto niedozwolone środki wspomagające. Mimo podejrzeń o stosowanie dopingu zawodniczka została dopuszczona do rywalizacji wśród solistek, ponieważ miała wówczas 15 lat i zgodnie z prawem nie podlegała jeszcze przepisom antydopingowym MKOL. Walijewa nie wytrzymała jednak presji i zakończyła zmagania tuż za podium, chociaż była faworytką do wywalczenia złota. Na rozstrzygnięcie sprawy musieliśmy czekać aż dwa lata. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu zdecydował o czteroletniej dyskwalifikacji młodej łyżwiarki! To oznacza, że może wrócić do uprawiania sportu tuż przed igrzyskami olimpijskimi w 2026 roku, które odbędą się we Włoszech. Cały czas jednak jest sporo niewiadomych, a obóz Rosjanki próbuje zrobić wszystko, aby choć skrócić okres zawieszenia. CAS opublikował w środę 7 lutego pełną dokumentację sprawy, dołączając do niej także wyjaśnienia samej łyżwiarki. Brzmią one tak absurdalnie, że nie uwierzyli w nie sami Rosjanie. Wszystko to wina dziadka. Absurdalne tłumaczenia Walijewy Kamiła Walijewa podała trzy możliwe powody, dla których w jej organizmie znalazła się trimetazydyna. Pierwszy, niejako standardowy w takich sytuacjach, to potencjalne zanieczyszczenie przyjmowanych przez nią leków, czego "nie można wykluczyć". Łyżwiarka podejrzewała, że coś mogło dostać się do jedzenia lub wody podczas zawodów w Petersburgu, które jej zdaniem nie zostały odpowiednio zorganizowane i dostęp do sportowców miało wielu ludzi, których nie powinno tam być, m.in bliscy poszczególnych zawodników. Natomiast jako pierwszą możliwość łyżwiarka wskazała... swojego dziadka. Przed feralnymi zawodami, na których wykryto u niej niedozwolone środki, miała być u niego na kolacji. Dziadek rzekomo przygotował dla niej deser truskawkowy, który jadła przez kilka dni, także tuż przed zawodami. A że jej dziadek zażywa trimetazydynę, mogła przez przypadek dostać się do deseru... Podobno zdarza mu się również rozdrabniać pastylki nożem i wrzucać je do wody, tak że Walijewa uważa, że przez przypadek mogła też wypić ze złej szkalnki. Brzmi to tak absurdalnie, że nie uwierzyli w to nawet sami Rosjanie. Tamtejsza agencja antydopingowa stwierdziła, że nie ma dowodów na to, by dziadek łyżwiarki zażywał trimetazydynę. Mężczyzna owszem, posiada recepty, ale wystawione już... po zawodach, na których złapano Walijewą. Rosjanie mogą definitywnie stracić medal Sprawa Walijewej ma wpływ nie tylko na samą łyżwiarkę, ale także na reprezentację Rosji, która w Pekinie wywalczyła złote medale w rywalizacji drużynowej. Po dyskwalifikacji swojej solistki straciła jednak triumf na rzecz USA. Chociaż, po skandalicznej decyzji ISU otrzymała brązowe medale, bo łyżwiarska unia zastosowała kontrowersyjną interpretację przepisów i mocno nagięła reguły, by jednak Rosjan na podium zachować. Sprawa jednak nie jest zakończona, bo nawet członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego są zdania, że ISU popełniła błąd i brązowe medale powinny zostać przyznane Kanadzie. Międzynarodowa Unia Łyżwiarska na razie jednak milczy, choć kiedyś będzie w końcu musiała zabrać głos w tej sprawie.