Przewaga Bjoergen nad naszą "Królową Nart" wynosi 138 pkt. Jeśli Justyna wspięłaby się na wyżyny swoich możliwości i wygrała cztery pozostałe do końca sezonu zawody, zdobyłaby 350 pkt. Nawet przy takim, optymistycznym scenariuszu, należy założyć, że będąca w dobrej formie Bjoergen przybiegnie na drugim miejscu, dzięki czemu zgromadzi 298 pkt. Oznaczać to będzie, że "Kryształowa Kula" trafi i tak w ręce Norweżki, gdyż Polka nadrobiłaby tylko 52 ze 138 pkt. Strata do wielkiej Norweżki jest tak duża, że przy zwycięstwach Justyny Bjoergen musiałaby docierać do mety dopiero na piątym miejscu, by Polka wygrała po raz czwarty z rzędu klasyfikację generalną PŚ, gdyż Marit w końcówce sezonu straciłaby do niej aż 149 pkt zdobywając jedynie 201 "oczek". W ten sposób szanse na to, że Kowalczyk, jako pierwsza biegaczka w historii, wygra cztery razy z rzędu PŚ, są iluzoryczne. Fanom nie tylko biegania, ale w ogóle sportów zimowych w Polsce pozostanie po tym sezonie i tak sporo satysfakcji, którą będziemy zawdzięczać wspaniałym startom "Królowej Nart". Startom takim, jak choćby mordercza i zwycięska wspinaczka na Alpe Cermis oznaczająca triumf w Tour de Ski. Jeden z norweskich kibiców po zawodach w Holmenkollen podszedł do Justyny i powiedział: - Dziękuję pani za to, że pani jest. Bez pani byłyby to mistrzostwa Norwegii. To prawda, bez Justyny Kowalczyk rywalizacja o PŚ byłaby wewnętrzną sprawą Norweżek, a dzięki niej, niemal do końca sezonu sprawa była otwarta.