Od końca lat 50. do końca lat 60. ubiegłego wieku Polska była potęgą w saneczkarstwie. Biało-Czerwoni zdobyli w sumie 16 medali wielkich imprez, w tym pięć złotych. Największą bolączką polskiego saneczkarstwa jest jednak brak toru. To jedyna zimowa dyscyplina sportowa w Polsce, która nie ma obiektu do treningu. A dzięki niemu wszelkiego rodzaju testy można byłoby przeprowadzać na miejscu. Można byłoby stworzyć symulację różnych warunków. Wszędzie za granicą to jest niemal niemożliwe. A jeśli już, to trzeba płacić za to bardzo duże pieniądze. Jest decyzja w sprawie saneczek, skeletonu i bobslejów na igrzyskach Wstydliwe obrazki obiegły świat Od kilku lat Polski Związek Sportów Saneczkowych, a także władze Krynicy-Zdroju dążyły do tego, by coś w polskim saneczkarstwie się zmieniło. Ile razy można było oglądać w Internecie zdjęcia mistrzostw Polski juniorów rozgrywanych na tafli lodowiska albo dawnych saneczkarzy, którzy ze śniegu kleili tor na Górze Parkowej, by stworzyć choć trzy wiraże. Nie ma co ukrywać, że to były wstydliwe obrazki, ale jest bardzo duża nadzieja na wielkie zmiany, choć one nastąpią w dwóch etapach i na przestrzeni kilku lat. Mam nadzieję, że niebawem można będzie ogłosić w Polsce koniec średniowiecza w sportach saneczkowych w Polsce. Koniec średniowiecza w Polsce? "Trzeba załatać tę lukę" - Jesteśmy na etapie planowania programu, który będzie poświęcony rozwojowi sportów saneczkowych w Polsce. Ogłosimy konkursy i samorządy będą mogły składać swoje oferty. Chcielibyśmy na początek wybudować trzy tory kompozytowe, na których będzie można prowadzić podstawowe szkolenie młodzieży. Myślę, że powinna też powstać wieża startowa. Pozwoliłoby to zaoszczędzić trochę środków naszym sportowcom na wyjazdy zagraniczne. To jest stosunkowo niedroga inwestycja. Myślę, że dofinansowanie tej inwestycji możemy przyznać jeszcze w tym roku. Na końcu tej drogi musi być budowa toru saneczkowo-bobslejowego. Trzeba załatać tę lukę, bo to jedyny sport olimpijski w Polsce, do którego nie mamy obiektu - mówił Kamil Bortniczuk, minister sportu i turystyki, na spotkaniu w Marcinkowicach. Właśnie w tej miejscowości, nieopodal Nowego Sącza, miałby stanąć jeden z torów kompozytowych. - Panie ministrze, myślimy o wybudowaniu toru saneczkowego. Kiedyś Sądecczyzna słynęła z tego sportu. W ostatnim okresie takie tory zniknęły jednak z całej Polski. Mamy już przygotowany teren i chcemy wybudować sztuczny tor, który będzie służył rozwojowi. Jesteśmy w kontakcie z przedstawicielami Polskiego Związku Saneczkarskiego. Myślę, że kadra mogłaby ćwiczyć na nim przez cały rok - powiedział z kolei Marek Kwiatkowski, starosta nowosądecki. Dwa etapy rozwoju saneczkarstwa w Polsce Patryk Wicher, poseł Prawa i Sprawiedliwości, który jest mocno zaangażowany w rozwój sportów saneczkowych w Polsce, na niedawnym śniadaniu prasowym ogłosił, że rozwój sportów saneczkowych w Polsce będzie podzielony na dwa etapy. - Pierwszy to narodowy program rozwoju sportów saneczkowych. Będzie to polegało na wybudowaniu trzech małych torów saneczkowych o wartości 5-7 mln złotych każdy. Do tego powstanie w Krynicy-Zdroju wieża startowa. To wszystko ma służyć lepszemu wykorzystaniu potencjału, jaki tkwi w szkołach. Na dzisiaj nie ma w Polsce żadnej profesjonalnej infrastruktury. Mamy tylko prowizoryczne tory, które zimą - własnym sumptem - są przygotowywane do jakiegokolwiek użytku - wyjaśniał. - Drugi etap to budowa sztucznie mrożonego toru z prawdziwego zdarzenia. To jedyny olimpijski obiekt, jakiego brakuje w Polsce. Na tym obiekcie rozgrywane są trzy dyscypliny olimpijskie: saneczkarstwo, bobsleje i skeleton. Ten tor, który miałby kosztować ok. 140 mln złotych, powstanie na pewno. Wstępnie przymierzane są do niego dwa miasta. Jest też nadzieja, że powstanie w obu tych miastach. Mowa o Krynicy-Zdroju i Dusznikach-Zdroju - dodał. Krynica-Zdrój bliżej nowoczesnego toru Jeżeli chodzi o budowę toru lodowego z prawdziwego zdarzenia, to Krynica-Zdrój jest dużo bardziej zaawansowana, jeżeli chodzi o przygotowanie. - W Krynicy wszystkie działki pod tor na Górze Iwonka są już wykupione. Nie ma też żadnych przeciwwskazań do budowy toru w tym miejscu. W Krynicy trwa jednak teraz zmiana planu zagospodarowania przestrzennego. I w tym planie jest ten teren pod tor saneczkowo-bobslejowy. Teraz staramy się pozyskać środki na projektowanie toru. To koszt ok. 2-3 mln złotych. Potrwa to kilka miesięcy. Być może udałoby się zrobić w tym miejscu filię zakopiańskiego COS. To przecież kolebka sportów saneczkowych w Polsce - mówił Wicher. Trener kadry Marek Skowroński, który robi co może, by polskie saneczkarstwo nie umarło, cieszy się z deklaracji płynących z ust polityków. Poza Marcinkowicami tor kompozytowy miałby powstać też w Karpaczu i jeszcze jednej lokalizacji. Z kolei sztucznie mrożona wieża startowa zostałaby zbudowana przy lodowisku w Krynicy-Zdroju. - Od lat staraliśmy się o budowę choćby torów plastikowych i z tego co wiem, to jest zielone światło. To byłby zdecydowanie krok do przodu dla polskiego saneczkarstwa. U nas dzieci nie mają gdzie trenować, więc jak je przyciągać do tego sportu. W tym roku część adeptów uda się do Starego Smokovca na Słowacji, by trenować na sztucznie mrożonej wieży z trzema wirażami. I w takich warunkach przeprowadzamy też mistrzostwa Polski - powiedział Skowroński w rozmowie z Interia Sport.