Małysz: Dopiero teraz dociera do mnie, że to już koniec INTERIA.PL: Jak pani zapamięta ten ostatni dzień męża w roli zawodowego skoczka? Izabela Małysz: Trudno było o lepszy scenariusz. Wiatr, na który tak często narzekaliśmy po zawodach, tym razem nam pomógł. Konkurs był bardzo, bardzo emocjonujący, dwóch Polaków znalazło się na podium, więc to było wspaniałe zakończenie. Jak pani sobie wyobraża nową rzeczywistość - mąż jest częściej w domu, Karolina będzie miała tatę na co dzień? - Sęk w tym, że wszyscy dookoła powtarzają, że mąż będzie teraz ciągle w domu, a to nie jest do końca prawdą. Będzie go pani wyganiała? - Nie (śmiech), ale Adam jest człowiekiem aktywnym i na pewno nie zamieni się w domatora po zakończeniu kariery. Łatwo było pani uwierzyć w to, że to już koniec tej wspaniałej kariery kto wie, czy nie najlepszego sportowca w historii Polski? - Nawet teraz to do mnie nie dociera. Może po benefisie "Skoki do celu", który odbędzie się w Zakopanem, dotrze to do mnie. A może w ogóle na przyzwyczajenie się do nowej roli męża będę musiała poczekać na rozpoczęcie nowego sezonu, czyli pierwszego, w którym Adam nie będzie startował. Jak pani sprawiła, że mąż tak spokojnie do tego podchodzi i dobrze znosi rozstanie ze skokami? Jedyne, co go bolało, to brak trenera Hannu Lepistoe, który z powodu choroby nie mógł przyjechać do Planicy. - To nie moja zasługa, tylko doświadczenia, lat praktyki Adama. Adam dzięki tak długiej karierze dojrzał, stał się świadom swych umiejętności i żadna z jego decyzji nie była przypadkowa. Najlepsi skoczkowie świata pożegnali Adama malując na twarzy wąsy, serduszka, startując z autografem pani męża na plastronie. - To niebywałe. Teraz dopiero widać, jak bardzo mąż jest doceniany i lubiany przez innych. Zna pani męża doskonale, dyskutowaliście o jego zakończeniu kariery wiele razy, więc proszę powiedzieć, czy dopuszcza pani do głowy taki scenariusz, że mąż stwierdzi za pół roku: "Kurcze, brakuje mi tego, spróbuję wrócić"? - Historia pokazuje, że takie powroty nie są dobre. Myślę na przykład o Ahonenie. Adam swoją decyzję tak długo analizował i tak dobrze przemyślał, że szanse na jego powrót na skocznie wynoszą zero procent. Słoweńcy, organizatorzy zawodów w Planicy powiedzieli mi, że po odejściu Adama nie będzie już tak wielu kibiców na skoczniach. Zgadza się pani z tym, czy to lekka przesada? - Za sprawą Adama skoki stały się bardziej popularne nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Każdy śledził jego sukcesy. Adam jest doceniany na świecie i jego odejście będzie wielką stratą dla skoków. Posłuchaj, jak red. Szaranowicz płakał na antenie, gdy Adam Małysz ogłosił koniec kariery: