Z mistrzostw świata w Helsinkach wrócili kilka dni temu, ale nie pojechali na wakacje. Wiedzą, że mają jeszcze sporo do poprawienia, żeby w przyszłości zajmować jeszcze wyższe miejsca niż ósme w styczniowych mistrzostwach Europy i czternaste w MŚ. "Nie zastanawialiśmy się po programie krótkim w Finlandii czy jesteśmy już jedną nogą na IO. Przejazdy wielu par pokazały, że moment dekoncentracji może być fatalny w skutkach. Problemy z kontuzjami, które prześladowały nas w tym sezonie, powodowały, że skupialiśmy się do granic możliwości. Udało się nie popełnić żadnego głupiego błędu. To, przy tak wyrównanej stawce, niezwykle ważne" - ocenił Spodyriew. Urodzony na Ukrainie łyżwiarz stworzył trzy lata temu duet z torunianką. Decyzja okazała się "strzałem w dziesiątkę". "Można było przypuszczać, że postęp w pierwszych sezonach będzie wyraźny. Teraz zaczynają się schody, bo nie będzie już awansów o kilka czy kilkanaście pozycji w porównaniu do ubiegłego roku. Przed IO żadna para się nie wycofa. Wszyscy będą szykowali formę na start w tej imprezie. Dopiero po sezonie olimpijskim dojdzie do roszad w stawce. Moi podopieczni są bardzo młodzi, więc trzeba cierpliwie czekać, a mogą osiągać wspaniałe wyniki. Nie można się jednak podpalać" - zaznaczyła trenerka pary Sylwia Nowak-Trębacka. Zawodnicy toruńskiego Axla ćwiczą na co dzień na miejscu. Problemem jest okres letni. W mieście lodowiska są dwa, ale oba zamknięte w tym samym czasie - i to nie na dwa czy trzy tygodnie, jak ma to miejsce w łyżwiarskich krajach na całym świecie, ale znacznie dłużej. "Przez trzy miesiące w roku łyżwiarze nie mają możliwości trenowania. Zarówno na poziomie sportu wyczynowego, ale też dzieci - bardzo mocno zaburza to cykl treningowy i nie powinno mieć miejsca" - podkreśliła trenerka. "Poszukamy miejsca w Polsce, gdzie w tym okresie nas ktoś przygarnie, ale konieczny będzie też wyjazd za granicę. Takie są realia. Pamiętam swoje dwa występy na igrzyskach i była to wspaniała przygoda. Atmosfera tych zawodów niesie i mam nadzieję, że podobnie będzie z Natalią i Maksem. Obniżenie lotów polskiego łyżwiarstwa figurowego to splot wielu złych decyzji działaczy. W Toruniu jeden człowiek - prezes klubu Marek Kaliszek - stworzył ośrodek, w którym pracują jeszcze Dorota i Mariusz Siudkowie. Dostaliśmy dobre warunki i zdecydowaliśmy się tutaj szkolić młodzież. Pierwsze efekty widać" - dodała Nowak-Trębacka. Kaliszek wielokrotnie powtarzała, że trenerka jest dla niej wzorem do naśladowania. "W tym roku wybrała nam świetną muzykę. Robiliśmy furorę z naszymi programami. Uwielbiamy żywe rytmy, stąd cieszymy się, że za rok obowiązywały będą wszystkie pary tańce latynoamerykańskie. Już staramy się na sali rozruszać nasze biodra, bo przygotowania do tego sportu to nie tylko jazda na łyżwach, ale i gimnastyka, kondycja, taniec, choreografia" - powiedziała zawodniczka. Nad wszystkim jednoosobową pieczę sprawuje Nowak-Trębacka. "Konsultujemy się ze specjalistami, ale na co dzień, na lodowisku z nami jest tylko Sylwia. Jej też przydałby się ktoś do pomocy. Wtedy można by rozłożyć analizę poszczególnych elementów na kilka par oczu" - wskazała Kaliszek. W Soczi w 2014 roku Polska nie była reprezentowana przez żadnego polskiego łyżwiarza figurowego. "Nie możemy się doczekać startu w Azji. Już w Helsinkach było widać, że kibice z tego kontynentu kochają ten sport, bo stanowili na widowni większość" - dodał Spodyriew. Dotychczas zawodnikom przysługiwało tylko miejskie stypendium na poziomie sportu młodzieżowego. Ósme miejsce na ME zagwarantuje im wsparcie ministerialne. "Moi zawodnicy są ambasadorami sportów zimowych w mieście, a trzeba powiedzieć to uczciwie, że klub Axel nie dostał ani złotówki dofinansowania na sport seniorski z budżetu miejskiego na 2017 rok. Hokeiści dostali, curling dostał, a łyżwiarze figurowi zostali pominięci. Mamy nadzieję, że się to niedługo zmieni i doceniona zostanie ich praca i progres" - zakończyła smutnym akcentem Nowak-Trębacka.