Adam Drygalski, Interia: Wracasz do Polski z medalem. Jako jedyny Polak stanąłeś na podium w igrzyskach paraolimpijskich w Pjongczangu. Marzenia zostały spełnione? Igor Sikorski (brązowy medalista igrzysk paraolimpijskich w Pjongczangu w slalomie gigancie): - Radość jest wielka. Najbardziej rozpiera mnie duma z tego, że mogę reprezentować Polskę. Do tego sukces na największej i tak prestiżowej imprezie dodatkowo działa na wyobraźnię. Fajne jest też to, że potwierdziłem dobrą dyspozycję. Na zawodach Pucharu Świata zajmuję miejsca na podium. Igrzyska to jednak zupełnie co innego. Presja jest dużo większa. Cieszę się, że poradziłem sobie z tym. Trzecie miejsce w gigancie to spora sprawa. Jak wyglądał sam twój start? Masz go cały czas w pamięci? - Oczywiście, że tak. Pewnie nie zapomnę tego do końca życia. Po pierwszym przejeździe byłem trzeci, a za mną plasowali się zawodnicy, którzy nie należą do specjalistów w gigancie. Czułem, że mogę utrzymać medalowe miejsce, albo nawet zająć wyższą lokatę niż trzecia. Ostatecznie skończyło się na brązowym medalu za Amerykaninem i Norwegiem. To prawdziwi profesjonaliści. Trenują po 200 dni w roku na śniegu. U nas realia są zupełnie inne. Z racji klimatu i środków finansowych nie mam takich możliwości. Staram się nadrabiać na wakeboardzie i siłowni. Jak się okazało, udało mi się od nich nie odstawać. Po drugim przejeździe byłeś już pewny medalu? - Czułem, że dobrze pojechałem, lepiej niż w pierwszym przejeździe. Zobaczyłem na tablicę i od razu się uspokoiłem, bo miałem ponad sekundę przewagi nad kolejnymi zawodnikami. Pozostało mi tylko czekać na to, jak poradzą sobie koledzy. To teraz czas na świętowanie? - Jeszcze nie było okazji, bo zmęczenie jest naprawdę ogromne. Wszyscy padliśmy jak muchy (śmiech). Okazja do tego, żeby się pocieszyć pojawi się pewnie dopiero po zakończeniu sezonu. Szkoleniowiec już zaprosił mnie do siebie na Słowację, więc tradycyjnie wspólnie przyrządzimy gulasz z dziczyzny i napijemy się piwa. Jakie masz plany po zakończeniu sezonu? - Najpierw krótkie wakacje, odpoczynek i później czas na wakeboard. Na deskę wejdę pewnie pod koniec kwietnia. W maju chciałbym już potrenować trochę na śniegu. W przyszłym roku są mistrzostwa świata i też zamierzam powalczyć o medale. Rozmawiał Adam Drygalski