Na Jaworzynie Krynickiej w Krynicy-Zdroju czekają nas dwa dni wielkich emocji. Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę (24 i 25 lutego) rywalizacja odbywać się będzie w slalomie gigancie równoległym, a zatem konkurencji, która bardziej leży Polakom. W imprezie wystąpi 13-osobowa reprezentacja Polski na czele z Oskarem Kwiatkowskim. Tego sezonu nasz mistrz świata nie rozpoczął dobrze, ale zapewnił, że na zawody w Krynicy-Zdroju jest gotowy i postara się walczyć o podium. Z racji tego, że w tym sezonie nie ma w kalendarzu żadnej mistrzowskiej imprezy, rywalizacja na Jaworzynie Krynickiej będzie dla Biało-Czerwonych jak małe mistrzostwa świata. Kadra Polski na historyczne zawody Pucharu Świata w Krynicy-Zdroju Oskar Kwiatkowski: w końcu poczułem, że jestem szybki Tomasz Kalemba, Interia Sport: Ten sezon nie układa się dla ciebie tak, jakbyś chciał ty i trenerzy. Twoja forma jednak szła w górę. Teraz przyszedł idealny moment na to, by w końcu w tym sezonie wbić się na podium Pucharu Świata. Gdzie, jak nie na trasie w swoim kraju? Oskar Kwiatkowski: - Rzeczywiście z tygodnia na tydzień widać progres w mojej jeździe. Poprzedni sezon był dla mnie naprawdę znakomity. Chciałem, by ten także dla mnie taki był, ale w pewnym sensie cała ta sytuacja, w jakiej się znalazłem, jest dla mnie nowością. Przygotowanie do tego sezonu też nie było perfekcyjne, bo miałem jednak znacznie więcej obowiązków jako mistrz świata. Były one takie bardziej pozasportowe. Jakoś jednak temu podołałem. W ten sezon nie wszedłem wprawdzie z fajerwerkami, ale ostatni start w Simonhoehe, w którym zająłem szóste miejsce, w końcu poczułem, że znowu jestem szybki. Wydaje mi się, że na historyczny start w Pucharze Świata w Krynicy-Zdroju, jestem dobrze przygotowany. Ostatnie przygotowania do sezonu i cała zima pozwolą pewnie na wyciągnięcie wielu wniosków przed zbliżającymi się igrzyskami olimpijskimi? - Na pewno. Teraz - przez to, jakie zebrałem doświadczenie - inaczej postrzegam snowboard. Do wszystkiego podchodzę z chłodniejszą głową. Jak się oswoję z tym, że jestem jednym z najlepszych na świecie, to w kolejnych sezonach pokażę moc. Snowboardziści ze ścisłej światowej czołówki to są wiekowi goście. Mają w okolicach 40 lat. To mi imponuje, ale też mam spokojną głowę, bo wiem, że przede mną jeszcze wiele lat ścigania się na wysokim poziomie. To znaczy, że wcale nie muszę w każdym sezonie wyciskać z niego wszystko. Jak złapię swój rytm i technikę, która pozwoli mi szybko jeździć, to przede mną będzie jeszcze wiele znakomitych sezonów. Ważne tylko, żeby było zdrowie. A to nie jest też tak, że za bardzo napaliłeś się na ten sezon? Za wszelką cenę chciałeś pokazać, że jesteś mistrzem świata i to ty rozdajesz karty? - Presja była większa. I to bez dwóch zdań. Oczywiście ona była z góry, ale też sam nałożyłem ją na siebie. Z czasem nauczyłem się jednak startować z chłodniejszą głową i to wyszło mi na dobre. Czasami dawałem z siebie maksa, a nie byłem tak wydajny, jakbym mógł być. Mięśnie były spięte. Nie były tak elastyczne i to powodowało, że nie było dobrego czucia deski. Wytłumiłem te subiektywne odczucia i teraz jest o wiele lepiej. Staram jeździć płynnie, bo to daje mi szybkość. Był jakiś moment w tym sezonie, kiedy byłeś mocno zdenerwowany, czy raczej na spokojnie przyjmowałeś te wpadki? - W swoim kantorku nigdy nie miałem takiej ilości desek, jak w tym sezonie. Dużo zatem testowałem. W pierwszych zawodach w tym sezonie kwalifikacje jechałem na innej desce, a finały na innej, dłuższej. Przegrałem wówczas 0,04 sek. z Austriakiem Benjaminem Karlem. Była frustracja, bo to niewielka przegrana. Kiedy jednak już mi to przeszło, to zrozumiałem, że podejmuję walkę z najlepszymi na świecie, więc jest dobrze. W tym sezonie ciągle gdzieś brakowało mi ułamków sekundy. Dopiero w Simonhoehe wszedłem do ćwierćfinału. Tam była jednak pewna jazda. Dużo trenowaliście na trasie 2A na Jaworzynie Krynickiej, gdzie odbywać się będzie historyczny Puchar Świata w snowboardzie. To dobra trasa? - Jest super, ale czekamy na lepsze warunki śniegowe. Jest go oczywiście pod dostatkiem, ale przydałoby się, żeby go trochę zmroziło, bo nie ma się na czym oprzeć. To trasa, której nie musimy się wstydzić na tle innych z Pucharu Świata? - To dosyć długi stok. Zazwyczaj startujemy na krótszych. Na Jaworzynie Krynickiej jest możliwość ustawienia 50-sekundowego slalomu giganta równoległego, co u nas jest rzadkością. Do tego stok ten jest fajnie nachylony. Od samej góry do dołu widać wszystko. To ważne szczególnie dla kibiców. Z obu stron jest osłonięty lasem, więc na pewno nie będzie nam wiało. Jest dużo frajdy z jazdy po tym stoku. Co dla ciebie znaczą zawody Pucharu Świata w Polsce? - To będzie niesamowite przeżycie. Cały czas o tym myślimy i rozmawiamy od początku sezonu o tych zawodach Pucharu Świata w Krynicy-Zdroju. Jeszcze bardziej cieszy nas fakt, że zawody jeszcze się nie odbyły, a już są wpisane do kalendarza na przyszły sezon. I to jest świetne, że to nie będzie jednorazowy wystrzał. To pociągnie polski snowboard. Tego jestem pewien. W tym roku nie ma imprezy mistrzowskiej. Dla polskiej kadry zawody Pucharu Świata w Krynicy-Zdroju są zatem małymi mistrzostwami świata? - Przed sezonem mówiłem, że chciałbym walczyć o Kryształową Kulę, bo w ubiegłym sezonie było bardzo blisko. Pierwsze starty w zimie nie poszły jednak po mojej myśli i te moje marzenia już na starcie prysły. Teraz skupiam się na tym, by mieć choć jeden porządny start w ciągu dwóch dni w rywalizacji w Krynicy-Zdroju. Marzy mi się podium przed własną publicznością. Spodziewasz się wielu kibiców? - Fajnie byłoby, żeby było ich jak najwięcej. Nasi kibice nie są wprawdzie przyzwyczajeni do snowboardu w naszym kraju, ale za to mamy w Polsce wielu snowboardzistów. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport