Luty 2015 roku. Wiał halny. Trzymał duży mróz. Grupa schodziła do jaskini w Dolinie Miętusiej. Lawina zasypała dwie kobiety. Jedną z nich odkopano po ok. 40 min. Podjęto resuscytację, ale niestety, nie udało się jej uratować. Drugą dziewczynę odkopano po godzinie i pięćdziesięciu minutach. - Nie było z nią kontaktu, ale miała otwarte oczy. Walczyła. Machała rękami, próbowała strzepać śnieg z twarzy - wspomina Jakub Hornowski, ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który wraca pamięcią do tej sytuacji, jakby to było wczoraj. Po tak długim czasie spędzonym pod śniegiem, wychłodzenia nie da się zatrzymać. Dziewczyna straciła przytomność. Zatrzymała się oddechowo i krążeniowo, czego nie można było w tych warunkach uniknąć. Podjęto resuscytację, która trwała nieprzerwanie do czasu, kiedy kobietę przekazano do karetki (nawet w trakcie skomplikowanego transportu). TOPR-owcy mieli przy sobie urządzenia do mechanicznej kompresji klatki piersiowej. Niestety, tego dnia oba odmówiły posłuszeństwa, bo przy takich warunkach, czyli silnym wietrze i dużym mrozie, nie działają prawidłowo. Dwóch najlżejszych ratowników siadło okrakiem na noszach i cały czas prowadzili ręcznie masaż serca. Łącznie przez sześć godzin i 45 minut! - Takie przypadki tylko zachęcają do dalszej pracy. Ta osoba przeżyła, choć wszystko było przeciwko niej, czyli warunki i bardzo długi czas zasypania pod lawiną. Statystycznie rzadko się zdarza, że po 30 minutach odkopujemy kogoś żywego. To był wyjątkowy dzień - cieszy się Hornowski. To jedna z najbardziej spektakularnych akcji w blisko 110-letnich dziejach polskiego ratownictwa górskiego. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie historia pewnego muzyka. Mieczysław Karłowicz to znany polski kompozytor i dyrygent. Stworzył ponad 100 różnych pieśni, utworów orkiestrowych, a w tym aż sześć poematów symfonicznych. Pisał, interesował się fotografią. Miał jeszcze jedną pasję. Kochał Tatry. W 1907 roku zamieszkał w Zakopanem. Wspinał się, jeździł na nartach, publikował artykuły, fotografował góry. Był jednym z pionierów polskiego taternictwa. 8 lutego 1909 roku wybrał się w samotną wycieczkę górską na nartach. Zginął pod lawiną śnieżną, w drodze z Hali Gąsienicowej do Czarnego Stawu. W Zakopanem do dziś jest kilka pamiątkowych tablic, a także jedna z ulic nosi jego imię. Śmierć Karłowicza była głośnym wydarzeniem na początku XX wieku. W Tatrach pojawił się pomysł założenia organizacji, która zajmie się ratownictwem i będzie zapobiegać podobnym tragediom. Zresztą projekt powstał już w 1908 roku, a śmierć kompozytora tylko przyspieszyła prace. 29 października 1909 roku we Lwowie zarejestrowano Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Tę datę uznaje się za początek zorganizowanego ruchu ratowniczego w Polsce. Siedzibą TOPR-u został Dworzec Tatrzański, najważniejsze miejsce kultury ówczesnego Zakopanego. Występował tam Karłowicz, ale też m.in. Henryk Sienkiewicz czy Helena Modrzejewska. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe było pierwszym ratowniczym stowarzyszeniem spoza krajów alpejskich, działającym na podstawie odrębnie zarejestrowanego statutu. Michał Jagiełło, autor książki "Wołanie w górach", dotarł do statutu. W publikacji przytacza treść najważniejszego, drugiego paragrafu, który obowiązuje do dziś: "Celem Towarzystwa jest poszukiwanie zaginionych turystów i niesienie pierwszej pomocy w nieszczęśliwych wypadkach na obszarze Tatr." Publikacja Jagiełły jest wielokrotnie wznawianym bestsellerem, który nieustannie porusza. Uczy pokory wobec żywiołu, jakim są góry, i szacunku dla ratowników górskich. Początki TOPR-u nie były łatwe. Ratownikami byli głównie ochotnicy, którzy nie byli odpowiednio przeszkoleni, a czuli potrzebę niesienia pomocy innym. Pół roku po utworzeniu TOPR-u doszło do pierwszej tragedii. Na ścianie Małego Jaworowego Szczytu zginął pierwszy ratownik - Klemens Bachleda. Nie posłuchał naczelnika i mimo próśb kolegów wyruszył na pomoc taternikowi. Akcja zakończyła się podwójnym niepowodzeniem, bo Stanisław Szulakiewicz zmarł, zanim dotarła pomoc. Informacje o tym wydarzeniu można znaleźć w ciekawej publikacji Wydawnictwa Abaton z 1994 roku - "Księga wypraw ratunkowych". - To zdecydowanie jedna z najtrudniejszych wypraw w historii, mimo że wówczas zakończona niepowodzeniem - mówi Adam Marasek, ratownik TOPR od 1974 roku. Początkowo TOPR liczył tylko 11 ratowników. Grupa ta powiększała się później o kolejnych ochotników. Przez pierwsze 20 lat działalności, do 1939 roku, przyrzeczenie złożyło 50 ratowników. II wojna światowa zmieniła zasady funkcjonowania organizacji. TOPR początkowo zawiesił działalność, a później przystał na propozycję niemieckich okupantów i przyjął nazwę "Freiwillige Tatra Bergwacht". Pod tym szyldem przeprowadzono jedną z najtrudniejszych wypraw ratowniczych w historii. - W lutym 1945 roku ratownicy wyruszyli w akcję po partyzantów radzieckich. Strasznie wtedy dostali w kość. Warunki były bardzo trudne, ale musieli iść, bo inaczej kula w łeb. W dodatku musieli przedzierać się przez linię frontu. Udało im się, wszyscy przeżyli - wspomina Marasek. Na początku lat 50-tych, z inicjatywy TOPR oraz władz Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego (PTTK), rozpoczęto organizowanie pogotowia górskiego w Sudetach i Beskidach. Z końcem 1952 roku, na zakończenie kursów ratownictwa górskiego prowadzonych przez ratowników TOPR, odbyły się zebrania założycielskie i powstały Sekcje Terenowe GOPR przyjmując nazwy: Beskidzkie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe PTTK z siedzibą w Bielsku-Białej, Krynickie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe PTTK z siedzibą w Krynicy oraz Sudeckie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe z siedzibą w Jeleniej Górze. W kwietniu 1956 roku TOPR, BOPR, KOPR i SOPR zostały przemianowane na grupy regionalne GOPR: Grupa Tatrzańska, Beskidzka, Krynicka i Sudecka. Od 1963 roku polskie ratownictwo górskie dysponuje śmigłowcem. To przełomowa data, bo to jedyne miejsce w Europie (poza Alpami), gdzie ratownicy mają do pomocy helikopter. W 1991 roku TOPR odłączył się od GOPR. Ta druga organizacja działa poza Tatrami, ale obie ściśle współpracują. Dziś GOPR składa się z 112 ratowników zawodowych i ponad 800 ochotników. TOPR liczy ponad 250 członków. W skład Straży Ratunkowej wchodzi ponad 30 ratowników zawodowych, pozostali zaś znajdują się "w stanie spoczynku", lecz pełnią dyżury informacyjne i wspierają inne działania. Ratownicy interweniują praktycznie wszędzie - na ścianach, w dolinach, w jaskiniach, pod wodą czy wreszcie na stokach narciarskich. Roczna liczba interwencji wynosi średnio ok. 2,5 tysiąca. Od lat nie zmienia się jedno - słowa przysięgi, która powstała już na samym początku, w 1910 roku. To właśnie nimi ratownicy kierują się, gdy udają się na akcję. Mają świadomość, że mogą nie wrócić, ale mimo tego niosą pomoc innym. Przysięga ratowników górskich: Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów będę, na każde wezwanie Naczelnika lub Jego Zastępcy - bez względu na porę roku, dnia i stan pogody - stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie i udam się w góry celem niesienia pomocy ludziom jej potrzebującym. Postanowienia statutu GOPR będę przestrzegał ściśle, polecenia Naczelnika, jego zastępców, kierowników wypraw i akcji będę wykonywał rzetelnie, pamiętając, że od mego postępowania zależy zdrowie i życie ludzkie. W pełnej świadomości przyjętych na siebie trudnych obowiązków i na znak dobrej woli, powyższe przyrzeczenie przez podanie ręki Naczelnikowi potwierdzam. Autor: Łukasz Szpyrka Źródła: Michał Jagiełło, Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach, Wydawnictwo Iskry, 2012. Księga wypraw ratunkowych, Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, Wydawnictwo Abaton, 1994. Serwis tatromaniak.pl Serwis GOPR Serwis TOPR