Akurat w ostatnich tygodniach Andrzej Szczechowicz, medalista Uniwersjady, olimpijczyk z Pekinu i dwukrotny uczestnik mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w kombinacji norweskiej, zaczął sobie coraz lepiej radzić na skoczni. To między innymi dzięki pomocy trenera Zbigniewa Klimowskiego, który pomagał nieco naszym dwuboistom na skoczni. Niestety przyszedł felerny trening na Wielkiej Krokwi. 24-latek pofrunął daleko. Przeskoczył skocznię. Sam tego dokładnie nie pamięta, bo przy lądowaniu z wysokiego pułapu mocno uderzył głową. Przez pewien czas czuł ból w odcinku szyjnym, ale nie to było najgorsze. Niestety mocno ucierpiały kolana. FIS wprowadza rewolucyjne zmiany w Pucharze Świata. Pierwsze takie zawody w historii Daleki lot na Wielkiej Krokwi i bolesny upadek. Nasz olimpijczyk czeka na decyzję lekarza - W końcu moje skoki zaczęły wyglądać znacznie lepiej. Jak to na treningach, była wysoko ustawiona belka. Poleciałem bardzo daleko. Za daleko. Nie wytrzymały kolana. Mam naderwane więzadła krzyżowe i boczne. Na razie przechodzę rehabilitację, za kilka dni zapadnie decyzja, czy będzie mnie czekała operacja, czy jednak będzie to leczenie zachowawcze - powiedział Szczechowicz w rozmowie z Interia Sport. - Zawsze mi brakowało tego, by skakać daleko na dużej skoczni, a tu przeskoczyłem Wielką Krokiew. I jak na złość, wydarzyło się coś złego - dodał. Jak się okazuje, uderzenie było tak mocne, że Szczechowicz nie pamięta samego zetknięcia z ziemią. Teraz musi poczekać na ostateczną diagnozę i wtedy okaże się, co ze startem w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim (26 lutego - 9 marca 2025 roku), bo przecież coraz lepiej zaczął się spisywać na skoczni. Oby jednak wszystko dobrze się zakończyło. Świetne wieści z PZN. Nie zostawią 23-latki, walczą o wsparcie dla niej