Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) sporządził listę "grzechów", jakich musi się pozbyć kombinacja norweska, by nie zniknąć z programu zimowych igrzysk olimpijskich. Wśród największych bolączek wymieniono zbyt rzadko rozgrywane zawody, brak różnorodności i słabą oglądalność tego sportu w telewizji. Groźny upadek polskiego olimpijczyka. Przeskoczył Wielką Krokiew Ostatnia deska ratunku. Tradycyjna dyscyplina sportu może zniknąć z programu igrzysk MKOl postanowił, że w 2026 roku w zimowych igrzyskach olimpijskich w Mediolanie i Cortinie d'Ampezzo, choć kieruję się zasadą równości płci, jednak nie dopuści rywalizacji kobiet w kombinacji norweskiej. Pod dużym znakiem zapytania stanęła też obecność tej kultowej dyscypliny w wykonaniu mężczyzn w programie zimowych igrzysk olimpijskich w 2030 roku. Gdyby wypadła ona z programu igrzysk, to byłby koniec kombinacji norweskiej na świecie. FIS nie miała zatem czasu do stracenia. Dlatego ogłosiła wielkie zmiany, które mają zadowolić MKOl, ale też samych sportowców. Jeszcze tej zimy w Pucharze Świata zobaczymy rywalizację kobiet na dużej skoczni, a w 2026 roku panowie pojawią się mamucie. Działacze liczą na to, że te reformy zainteresują kibiców kombinacją norweską i przyciągną widzów przed telewizory, ale przede wszystkim zadowolą MKOl. - Fajnie, że włączyli nam rywalizację na mamutach. Większość zawodników od dawna o tym marzyła i często upominała się o to. Niektórzy mieli na koncie skoki na mamutach jako przedskoczkowie. Gdybym miał taką okazję, to pewnie wystąpiłbym w rywalizacji na mamucie. Zwłaszcza teraz, kiedy skaczę znacznie lepiej. Jest powtarzalność i płynność na skoczni, a do tego wróciła radość ze skakania. W ubiegłym roku nie szło mi na skoczni, więc wtedy pewnie bałbym się pojechać - powiedział Andrzej Szczechowicz, polski dwuboista, w rozmowie z Interia Sport. Z pewnością w kombinacji norweskiej potrzebni będą delegacji ze skoków. I to tacy, którzy specjalizują się w przeprowadzaniu zawodów na mamutach.