Joanna Kil z bardzo dobrej strony pokazała się już dwa sezony temu. Wywalczyła medal Uniwersjady, a w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Planicy znalazła się w "20". To był znakomity wynik, zwłaszcza, że jest polskim rodzynkiem w tej dyscyplinie sportu wśród kobiet. Została pierwszą Polką, która wystąpiła w kombinacji norweskiej w MŚ. Już tym zapisała się w historii tego sportu w naszym kraju. I to wszystko po tym, jak wróciła do uprawiania sportu po tym, jak zrezygnowała z jego uprawiania. Ostatni sezon miała znakomity, jak na warunki, w jakich przyszło się jej przygotowywać. W Pucharze Świata punktowała we wszystkich zawodach, w jakich wystąpiła, a opuściła tylko rywalizację w Seefeld. Zgromadziła 330 punktów do klasyfikacji generalnej, podczas gdy ubiegłej zimy były to tylko 23 "oczka". Po raz pierwszy w karierze znalazła się w "15" zawodów PŚ. To było w Ramsau. Do tego została triumfatorką Pucharu Kontynentalnego, co w historii tej dyscypliny nie udało się żadnemu Polakowi. Polski Związek Narciarski ma nową sekretarz generalną Życiowa zima Joanny Kil. Doceniła ją FIS - To był dla mnie bardzo intensywny sezon. Startowałam nie tylko w Pucharze Świata, ale też w Pucharze Kontynentalnym. To była dla mnie też bardzo dobra zima. Wygrałam klasyfikację generalną Pucharu Kontynentalnego, z czego jestem bardzo zadowolona. Wiele razy kończyłam zawody Pucharu Świata w "20", a raz nawet w "15". To dla mnie naprawdę dużo - powiedziała Kil w rozmowie z Interia Sport. - Ta wygrana w Pucharze Kontynentalnym była dla mnie bardzo ważna, bo jednak moje przygotowania dalekie były od tych, jakie miały dziewczyny z innych reprezentacji. Nie powiem jednak też, że w ogóle nie miałam przygotowań. Teraz chodzą słuchy, że sytuacja może ulec zmianie i będę miała warunki porównywalne do tych, jakie mają inne kadry. To na pewno pomoże mi walczyć o wyższe lokaty w Pucharze Świata - dodała. Jej sukcesy doceniła FIS. Od federacji otrzymała prestiżowe wyróżnienie Women’s Rookie of the Year 2024 (Kobieca Debiutantka Roku - przyp. red.). PZN zmieni swoje podejście? Adam Małysz stawia warunki Może to zmieni podejście PZN i w końcu Kil otrzyma warunki, w których może rozwinąć swój duży talent. Przed sezonem PZN wzbraniał się przed powołaniem kadry kobiet, tłumacząc to tym, że jest tylko jedna zawodniczka uprawiająca tę dyscyplinę sportu w naszym kraju. Teraz jednak Adam Małysz, prezes PZN, jest gotów zmienić zdanie. - Aśka przede wszystkim musi się zdeklarować, czy chce być zawodniczką, czy trenerką. Jeśli podejmie decyzję, to na pewno pójdziemy do ministerstwa sportu i pozyskamy środki nawet na jednoosobową kadrę Polski. Odnosi sukcesy, więc trudno byłoby nie pójść w tę stronę - powiedział kiedyś Małysz w rozmowie z Interia Sport. - Kiedy tylko potrzebowałam pomocy ze strony PZN, to nie było z tym problemu. Pomagał mi w tym wszystkim trener Grzegorz Sobczyk, z którym trenuję skoki - dodała Kil. Joanna Kil ma propozycje z Austrii. Jest gotowa się poświęcić, ale wszystko zależy od finansów Sama zawodniczka bardzo chciałaby poświęcić się tylko uprawianiu kombinacji norweskiej. Musi mieć jednak środki, bo przecież z czegoś trzeba żyć. - Chciałabym mieć tylko stworzone odpowiednie warunki do tego, bym mogła poważnie zajmować się sportem. Nie ukrywam, że tej zimy było jedno wielkie zamieszanie. Nie było nikogo, kto mógłby jeździć ze mną na zawody - dodała. Do tej pory Kil skoki trenowała z Sobczykiem, a biegi z Tomaszem Ziębą, który również jest trenerem w klubie KS Chochołów. Kiedy zatem tylko mógł, to jechał z nią na zawody. Nie jest jednak zatrudniony w PZN, więc to było działanie dobrowolne. Poza tym dla niego priorytetem były jednak dzieci trenujące w chochołowskim klubie. - Łączenie pracy z trenowaniem kombinacji norweskiej było dla mnie szalenie trudne. Zwłaszcza zimą. Nie mogę jednak zostawić pracy, bo to jest moje źródło utrzymania. Może sytuacja zmieni się, jeśli uda mi się znaleźć sponsora. Wtedy mogłabym sobie pozwolić na to, by skupić się tylko na uprawianiu sportu. Zostałabym pewnie w klubie, ale zrezygnowałabym wtedy z pracy trenerskiej, choć pewnie doraźnie mogłabym pomagać, bo jestem zżyta z dzieciakami. Na szczęście na rękę idzie mi też klub i dzięki temu mogę sama trenować. Zima pokazała, że bardzo trudno jest mi uprawiać sport i jednocześnie zajmować się dziećmi. Nasze starty często się bowiem nakładały. Dlatego też wielkie ukłony w stronę Tomka Zięby, który ogarniał w pewny momentach pracę moją i swoją - tłumaczyła Kil. Poprawi skoki i może stać się jedną z najlepszych na świecie Dla 23-latki najbliższym celem są przyszłoroczne mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim. Za dwa lata w Cortinie d'Ampezzo i Mediolanie są zimowe igrzyska olimpijskie, ale tam kombinacji kobiet ma nie być, choć podobno toczą się jeszcze jakieś rozmowy. Być może będzie to konkurencja pokazowa. Kil o wiele lepiej radzi sobie w biegach niż w skokach. Dla niej zatem idealna jest formułą zawodów kompaktowych, jaką ubiegłej zimy testowała FIS. Tam nie ma różnic czasowych po skoku, a zawodniczki startują według miejsc zajętych na skoczni w kilkusekundowych odstępach. To przypomina nieco bieg masowy. I właśnie w tej konkurencji nasza dwuboistka zanotowała najlepszy wynik w karierze w PŚ. Jeśli zatem poprawi się na skoczni, to są duże szanse na to, że stanie się czołową zawodniczką świata. - W skokach moje rezerwy tkwią głównie w głowie. Trenuję naprawdę sumiennie i na treningach potrafię skakać daleko. Brakuje mi jednak przełamania i pewności na skoczni w zawodach. Będę robiła jednak wszystko latem, żeby ta pewność była większa. To może pozwolić mi wskoczyć do "10" Pucharu Świata - przyznała Kil. 23-latka zrobiła już licencjat z bezpieczeństwa narodowego na uczelni w Nowym Targu, a obecnie jest na studiach magisterskich kultura fizyczna w służbach mundurowych na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie.