Tegoroczne zmagania w Pucharze Świata, szczególnie w skokach narciarskich, nie zawsze rozgrywane są przy zachowaniu najwyższych standardów, o czym przekonaliśmy się chociażby podczas rywalizacji w Willingen, gdzie rozpływające się tory trzeba było między seriami nacinać przy użyciu piły motorowej. To głośny, ale wcale nie odosobniony przykład. Dlatego do FIS jest sporo zastrzeżeń. Mimo to federacja postanowiła zmienić sposób dystrybucji praw telewizyjnych, chcąc przejąć je od narodowych federacji. I to w sposób, na który nie chcą zgodzić się najmocniejsi gracze. A to prowadzi do buntu. Brak zgody na działania FIS. Duże pieniądze w tle Konflikt dotyczy przede wszystkim sposobu sprzedaży praw rynkowych do zawodów Pucharu Świata. Tam, gdzie Norwegia i inne krajowe federacje do tej pory same sprzedawały swoje prawa, FIS chce je sprzedać w imieniu wszystkich krajów, stawiając na centralizację. W lipcu ukazał się oficjalny komunikat FIS w tej prawie, stwierdzający, że taka umowa została zawarta z firmą Infront zajmującą się prawami medialnymi. Federacja domagała się natychmiastowego podpisania tej umowy. Jednak poszczególne związki z Norwegii, Szwecji, Finlandii, Niemiec, Austrii, Włoch, Słowenii i Szwajcarii sprzeciwiły się porozumieniu. Dlatego połączyli siły i utworzyli koalicję, którą nazywają "Płatkiem śniegu". Problemem, zdaniem "NRK", jest niekoniecznie sama centralizacja praw telewizyjnych, ale sposób zaprojektowania umowy. Kraje również ostro reagują na fakt, że nie zostały zaangażowane w prace nad jej kształtem. Dlatego też odmówiono podpisania porozumienia. A mówimy o ośmiu krajach, w których rozegranych zostanie około 65 procent wszystkich zawodów Pucharu Świata tej zimy. W tle są oczywiście spore pieniądze, bo koalicja "Płatka śniegu" niekoniecznie chce dzielić się z FIS, do którego jest wiele zastrzeżeń związanych z organizacją czy promocją poszczególnych dyscyplin. Koniec sportów zimowych jakie znamy? Do tej pory różni organizatorzy Pucharu Świata mogli samodzielnie sprzedawać swoje prawa telewizyjne i marketingowe. FIS chce to zmienić, ale na razie trwają negocjacje z ośmioma wymienionymi krajami. Celem ma być porozumienie, ale jeśli nie, mają plan awaryjny. Jak przekazała norweska "NRK", alternatywą jest utworzenie swoich własnych zawodów, już bez udziału FIS, w których braliby udział zawodnicy z tych ośmiu państw. I które rozgrywane byłyby na ich obiektach. Dla FIS i sportów zimowych byłaby to prawdziwa klęska, bo nie dość, że dotychczasowy Puchar Świata w biegach, skokach czy kombinacji miałby kadłubową obsadę, to jeszcze trudno byłoby go w ogóle rozgrywać, bo aren sportów zimowych wcale nie ma zbyt wielu. "To dyskusja, która dotyczy podstawowego wyboru ścieżki, jaką w przyszłości będzie podążać FIS. Nie należy wykluczać ewentualnych konsekwencji. Koalicja "Płatka śniegu" może obecnie żyć lepiej bez FIS, niż FIS bez niej" - przekonuje norweski dziennikarz Jan Petter Saltvedt. Czy to oznacza rewolucję w sportach zimowych? Wszystko wygląda naprawdę niepokojąco.