W trakcie zawodów uczestnicy mieli do przebiegnięcia dystans dostosowany do ich możliwości (od 400 m do 2 km), a następnie strzelali z karabinka laserowego. "Przekrój wiekowy był ogromny. W finale w Wodzisławiu Śląskim z zadaniem poradziła sobie dwuletnia dziewczynka, trzylatków w całym cyklu było sporo, najstarszy zawodnik miał 76 lat. Stosujemy broń laserową, bo jest łatwa w obsłudze, bezpieczna, a stanowisko strzeleckie można w krótkim czasie ustawić wszędzie" - wyjaśniła prezes. Podczas zawodów strzelano z odległości 10 metrów, jednak wielkość "tarczy" była proporcjonalnie zmniejszona, by zachować warunki panujące na normalnej strzelnicy. Każdy uczestnik oddawał pięć strzałów, po trafieniu czarne pole rozświetlało się. Pudło też było widoczne za sprawą czerwonego punktu wiązki laserowej. "Program zorganizowaliśmy po raz piąty. Zaczynaliśmy od sześciu miejscowości o biathlonowych tradycjach, teraz gościliśmy w 18, także takich, które nigdy dotąd nie miały żadnych związków z tą dyscypliną" - dodała Gerasimuk. W całym cyklu, trwającym od kwietnia do października, chodziło o połączenie dobrej zabawy ze sportem. Klasyfikacja generalna była prowadzona jedynie w kategorii open. Nie mogli startować zawodnicy licencjonowani. "Zdarzali się uczestnicy biorący udział w programie nie tylko w swoim województwie. Podróżowali do naprawdę odległych miejsc. W miarę możliwości staraliśmy się, by przyjeżdżali zawodnicy z kadr narodowych. Bo ludzie chcieli zobaczyć prawdziwą broń, zrobić sobie z nimi zdjęcia, porozmawiać. Przy okazji odbywały się pikniki, festyny rodzinne" - powiedziała szefowa polskiej federacji. W tych miejscowościach, gdzie działają kluby biathlonowe, dzieci były zapraszane do podjęcia regularnych treningów. "Widzów, odwiedzających było mnóstwo. Rodzice przyprowadzali dzieci. Tam, gdzie to było możliwe, organizowaliśmy strzelnice obok placów zabaw, w parkach. Najmłodszymi zajmowali się animatorzy. W tym sezonie pogoda nam sprzyjała. Rok temu musieliśmy przełożyć zawody w Siemianowicach Śląskich z powodu ulewy, chociaż deszcz nie odstraszył uczestników - wszyscy zapisani stawili się na starcie" - wspominała Dagmara Gerasimuk, zasiadająca od niedawna także w zarządzie Międzynarodowej Unii Biathlonu (IBU). Podkreśliła, że taka forma poznawania biathlonu jest stosunkowo prosta do przeprowadzenia. "Łatwiej się nauczyć strzelać niż w warunkach zimowych. Program będzie kontynuowany, jest zresztą wpisany w naszą strategię rozwoju dyscypliny. Już mamy zapytania z miejscowości chcących gościć nas za rok. Aby organizować tę rozrastającą się imprezę potrzebujemy dedykowanej grupy ludzi, bo przecież chodzi o 18 weekendów w różnych częściach Polski. Dlatego szukamy środków i rozwiązań pozwalających na podniesienie poziomu naszego wielowymiarowego programu" - podsumowała prezes PZBiath.