Najskuteczniejszy napastnik PLH ucierpiał w niedzielnym meczu z ComArchem/Cracovią. Niechcący skrzywdził go Martin Dudasz, który jest ... kolegą Baranyka z HC Sarezy Ostrawa. - Martin zadzwonił do mnie i przeprosił. Nie mam do niego żalu, ale zdania nie zmieniam - powinna być kara. To nieważne, że zrobił to nieumyślnie. Gdybym chciał komuś podbić kija, a ten ktoś odsunąłby kija i wybiłbym mu zęby, to musiałbym być ukarany. Ja wiem, że Martin nie chciał mi zrobić krzywdy, ale fakty są takie, że to po jego ataku uderzyłem głową o bandę, doznałem złamania nosa - tłumaczy Martin Baranyk. Obejrzeliśmy tę akcję na TVP Kraków. Baranyk po otrzymaniu krążka od Viktora Kubenki za bramką Cracovii chciał zrobić nawrót, gdy wysoko trzymanym łokciem do bandy przygwoździł go Dudasz. Zdarzenie widział dokładnie sędzia Paweł Meszyński z Warszawy, uznawany za jednego z najlepszych w Polsce (mamy nadzieję, że nie dzieje się to w myśl przysłowia "na bezrybiu i rak ryba"). Nie zareagował. - W obronie sędziego upiera się też obserwator. Rozmawiałem z nim. Poprosiłem, żeby obejrzał sobie powtórkę z tego zajścia i jeśli nadal będzie twierdził, że nie było faulu, to taki hokej nie ma sensu! Pozabijamy się - kręci głową "Baran". W ostatniej kolejce ucierpieli zawodnicy "Pasów" Sebastian Kowalówka (złamany nos kijem) i Leszek Laszkiewicz (złamany palec). - Z tego co wiem, to w tamtych sytuacjach też nie było kar. Pytam: gdzie my jesteśmy, skoro dozwolone już jest łamanie nosa kijem - dziwi się Baranyk!?