Bobsleje zawsze były w Polsce sportem nieco egzotycznym. Odkąd rywalizacja przeniosła się na lodowe tory, Biało-Czerwoni praktycznie zniknęli ze sportowej mapy świata. W 1956 roku nasze osady po raz ostatni wystąpiły w zimowych igrzyskach olimpijskich. Polacy wystawili tam dwie dwójki i dwie czwórki. Stefan Ciapała i Aleksander Habela zajęli 16. miejsce. Trzy lokaty niżej sklasyfikowano Aleksa Koniecznego i Zbigniewa Skowrońskiego. W czwórkach Ciapała, Habela, Jerzy Olesiak i Józef Szymański zajęli 15. miejsce, a A. Konieczny, Zygmunt Konieczny, Skowroński i Włodzimierz Źróbik uplasowali się na 21. pozycji. Zapał Żyły dał początek Największym zapaleńcem, jeżeli chodzi o powrót Polaków na arenę międzynarodową, był Andrzej Żyła. W 1974 roku był on piątym zawodnikiem saneczkarskich mistrzostw świata. Rok później w parze z Janem Kasielskim został sklasyfikowany na 10. miejscu w rywalizacji dwójek w zimowych igrzyskach olimpijskich w Innsbrucku. W latach 80. postanowił on spróbować reaktywacji polskich bobslei. W 1985 roku Biało-Czerwoni wystąpili nawet w Cervini w mistrzostwach świata w czwórce, a jego partnerami byli: Krzysztof Przybył, Marian Ostrowski i Andrzej Kupczyk. Polacy złożyli wówczas bobsleja z kilku włoskich. Niestety nie było środków finansowych, ale także chęci w naszym kraju, by kontynuować to dzieło. Więcej w temacie zaczęło się jednak dziać po zimowych igrzyskach olimpijskich w Lillehammer (1994). Zaczęło się ponowne odradzanie polskich bobslei i znowu zabrał się za to Andrzej Żyła, a pomagał mu w tym Kupczyk, finalista olimpijski igrzysk olimpijskich w Monachium (1972) w biegu na 800 metrów. Amerykańska pomoc i spełnione marzenie W 1997 roku pojawiły się pierwsze efekty. Jarosław Grzyb, Filip Naglak, Tomasz Kadyło i Tomasz Gatka zajęli szóste miejsce w mistrzostwach świata juniorów. W tej kategorii juniorem jest się do 24 lat. W początkach odrodzenia polskich bobslei pomagał amerykański milioner polskiego pochodzenia, który był byłym bobsleistą. - Nie była to jakaś wielka pomoc, ale były to drobne fundusze. Dzięki tym środkom można było jeździć na zgrupowania na torze lodowym - wspominał Andrzej Kupczyk w rozmowie z Interia Sport. Zawodników do bobslei szukano wśród saneczkarzy, ale też lekkoatletów. W ten sposób ekipa została mocno przebudowana i na igrzyska w Nagano pojechała w zupełnie innym składzie. Tomasz Żyła, Dawid Kupczyk, Krzysztof Sieńko i Tomasz Gatka mieli szansę na pierwszy od 42 lat występ polskiej osady bobslejowej w igrzyskach. Biało-Czerwoni zajęli 22. miejsce, minimalnie przegrywając walkę o wyższą lokatę z Jamajką. - Dla wielu z tych zawodników bobsleje wydawały się dziwnym sportem, ale powoli się przekonywali do niego. W końcu niemal wszystkich zawodników zaczęliśmy pozyskiwać z Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu - opowiadał Andrzej Kupczyk. Od Nagano Polacy wystąpili w sześciu kolejnych igrzyskach. W 2018 roku w Pjongczangu Mateusz Luty, Grzegorz Kossakowski, Łukasz Miedzik i Krzysztof Tylkowski zajęli 13. miejsce w rywalizacji czwórek. To była najwyższa lokata Polaków w historii startów w ZIO. Rok później Luty i Tylkowski zajęli szóste miejsce w mistrzostwach Europy dwójek. Niestety sukces okazał się początkiem upadku polskich bobslei. Męska reprezentacja właściwie przestała istnieć. Dopiero niedawno rozpoczął się proces jej odbudowy, ale zanim ci zawodnicy nawiążą do swoich poprzedników, znowu minie wiele lat.