- To najlepsze miejsce, by wrócić na top - mówił wzruszony. - Zwycięstwa na Wielkiej Krokwi na zawsze pozostaną w moim sercu. - Dla takich chwil się żyje - mówił Małysz, który sam musiał przeżyć ostre dygotanie serca po swoim drugim skoku. Tłum pod Wielką Krokwią jak zahipnotyzowany patrzył na tablicę wyników, bo lot na 128,5 metra mógł nie wystarczyć. Wystarczył, bo przewaga po pierwszej serii była przecież duża. Eksplozja radości pod Wielką Krokwią oznaczała, że sześcioletni okres oczekiwania na triumf Małysza w Zakopanem dobiegł końca. Polak wygrał po raz 39. w karierze i jeśli dorzuci zwycięstwa jutro, oraz pojutrze, wznowi pogoń za najlepszym w historii Mattim Nykaenenem. Latający Fin wygrywał w Pucharze Świata aż 46 razy. Hymn odśpiewany Małyszowi przez 21 tys ludzi na Wielkiej Krokwi zabrzmiał jak podziękowanie za te niewiarygodne 10 lat. Za triumf w Turnieju Czterech Skoczni, za cztery Kryształowe Kule, za cztery tytuły mistrza świata i cztery medale olimpijskie. Kibice wiedzą, że mają przed sobą fenomen nie tylko w skali polskiej, ale światowej. Ostatnie 46 miesięcy nie mogły być dla Polaka łatwe. W PŚ aż 15 razy stawał na podium, zdobył dwa medale igrzysk w Vancouver, a jednak ani razu nie wygrał. W przypadku zawodnika tej klasy to wręcz trudne do uwierzenia. Przełamanie przyszło w najlepszej chwili i w najlepszym miejscu. Pierwsza seria była wręcz porywająca. 138,5 metra Małysza było wyczynem niewiarygodnym. Szybko okazało się jednak, że nawet natura postanowiła wesprzeć Polaka. Małysz skakał w najlepszych warunkach z całej stawki - mając wiatr pod narty wiejący z prędkością aż 1,29 m/s. Sędziowie odjęli mu więc od noty aż 11,4 pkt, przez co jego przewaga nad drugim Severinem Freundem wynosiła tylko 4 pkt. Niemiec skakał jednak z wyższej belki, tak jak trzeci Gregor Schlierenzauer (131,5 m). Lider Pucharu Świata Thomas Morgenstern (126,5 m) był po pierwszym skoku czwarty, a rekordzista Wielkiej Krokwi Simon Ammann (125,5) dopiero dziewiąty. Za skok z niższej belki dodawano zawodnikom po 5,8 pkt. Małysz prowadził i przewagę utrzymał. Na drugie miejsce awansował Kofler, na trzecie spadł Freund. Wszyscy byli jednak w cieniu Polaka, który będzie faworytem także jutro i pojutrze. Kiedy poprzednio Małysz triumfował w PŚ, uczynił to trzy razy z rzędu na koniec sezonu 2006-2007 na mamucie w Planicy. Pozostali Polacy skakali dziś przeciętnie. Oprócz Małysza, do konkursu awansowało ich aż dziesięciu, a czterech weszło do serii finałowej. Stoch był ostatecznie 17., Hula 24. i Żyła 21. Czyli było w zasadzie tak, jak zwykle. Dariusz Wołowski, Michał Białoński, Zakopane <a href="http://skoki.interia.pl/ps/kalendarium">Zobacz komplet wyników </a> oraz <a href="http://skoki.interia.pl/ps/klasyfikacja">klasyfikację generalną Pucharu Świata</a> <a href="http://skoki.interia.pl/">Zobacz serwis poświęcony Adamowi Małyszowi i skokom narciarskim</a>