Kuliżnikow jest liderem Pucharu Świata na 500 i 1000 m. Na krótszym z dystansów wygrał aż siedem z ośmiu zawodów; jedyną porażkę poniósł z Holendrem Janem Smeekensem na inaugurację, która miała miejsce w listopadzie w japońskim Obihiro. Z kolei na 1000 m ma na koncie trzy zwycięstwa w sześciu startach. Kilka dni temu dwukrotnie był drugi właśnie w Heerenveen, za zawodnikiem gospodarzy Kjeldem Nuisem. "Koronnym biegiem Kuliżnikowa było 1000 m, ale w tym sezonie na bardzo wysokim poziomie jeździ obie konkurencje, a wprost znakomicie 500 m. Liczymy, że stanie na wysokości zadania i zdobędzie nawet dwa złote medale w MŚ. Jeśli wszystko się ułoży, to mój imiennik może dwukrotnie wysłuchać hymnu Rosji" - powiedział Abratkiewicz, który od kilku lat jest w Sbornej. W 2012 roku Kuliżnikow zwyciężył na 1000 m w MŚ juniorów w Obihiro, ale później został zdyskwalifikowany za stosowanie dopingu, a medal mu odebrano. "Niestety, ta sytuacja sprawiła, że dwa lata nie startował, ale wcale sobie nie odpuścił. Pochodzi z miejscowości Kołomna i w tamtejszym ośrodku szykował się do powrotu. Być może dla niektórych Kuliżnikow jest zaskoczeniem, bo pojawił się praktycznie znikąd, lecz ci, którzy go znają, mają inną opinię. Jest niesamowicie utalentowany i ma ogromny potencjał. Raz na jakiś czas trafiają się takie rodzynki jak Paweł. Można powiedzieć, że on jest stworzony do łyżwiarstwa szybkiego. Ma to coś, co sprawia, że wykorzystuje swój potencjał. Wrodzona wytrzymałość, siła sprawiają, że to duży dynamit. Ale oczywiście i on popełnia błędy techniczne" - stwierdził polski szkoleniowiec. Nieobecność Kuliżnikowa w grudniowym PŚ na 500 m w Berlinie wykorzystał Artur Waś, dla którego to był debiut w sezonie. Polak wtedy dwa razy triumfował, a później jeszcze trzykrotnie był drugi w czterech startach. Tylko w ostatnim był poza podium - dziewiąty w Heerenveen. W klasyfikacji pucharowej panczenista pochodzący z Warszawy jest czwarty. Sklasyfikowani przed nim Kanadyjczyk Laurent Dubreuil i Tae-Bum Mo z Korei Płd. nie opuścili jednak żadnego występu. "Artur pokazał w tym sezonie wielką klasę i jak najbardziej jest w gronie głównych kandydatów do medalu w Heerenveen. W ogóle moi rodacy i jednocześnie koledzy mają kilka szans na podium. Jan Szymański wygrał dwa Puchary Świata na 1500 m, w coraz lepszej dyspozycji jest Zbigniew Bródka i być może wystrzeli jak na igrzyskach" - przyznał Abratkiewicz. Rosjanie liczą przede wszystkim na Kuliżnikowa i Denisa Juskowa, który niedawno zwyciężył na 1500 m w norweskim Hamar. Wcześniej był dopiero 13. W Berlinie i drugi w grupie B (słabszej) w Heerenveen. "Denis miał trochę problemów zdrowotnych, dlatego nie pojechał do Azji. Nie było sensu podróżować do Japonii i Korei Płd., skoro forma nie była najwyższa. Spokojnie trenował w Moskwie, a to co potrafi pokazał przed paroma dniami w Holandii zdecydowanie triumfując w PŚ" - dodał Polak. Mniejsze nadzieje związane są z występami Olgi Fatkuliny, wicemistrzyni olimpijskiej z 2014 roku na 500 m. Na tym samym torze w Soczi sięgnęła sezon wcześniej po złoto MŚ na 1000 m i brąz na dwa razy krótszym dystansie. W obecnym sezonie startuje wszędzie, ale na podium była zaledwie raz - trzecia na 500 m w Obihiro. "Dość trudno było jej znaleźć motywację po sukcesie olimpijskim. Nie jest murowaną faworytką, nikt nie oczekuje cudów. Przerwy nie chciała sobie robić, po prostu ten sezon trochę luźniej traktuje" - ocenił Abratkiewicz, który jest odpowiedzialny w ekipie narodowej przede wszystkim za sprint kobiet. 44-letni Abratkiewicz jako zawodnik trzykrotnie uczestniczył w igrzyskach, jednak w Albertville (1992 rok), Nagano (1998) i Salt Lake City (2002) sukcesów nie odniósł. Wychowankowi Pilicy Tomaszów Mazowiecki zdecydowanie lepiej wiodło się jako szkoleniowcowi biało-czerwonych - w Turynie (2006) i w Vancouver (2010).