Piesiewicz wytacza ciężkie działa prosto z Monako. "To jest największe przestępstwo"
- My już nic nie potrzebujemy od pana ministra Rutnickiego. Nic. Zero. Nie składamy żadnych wniosków o dofinansowanie, koniec. Czy mówię tylko personalnie o obecnym ministrze? Nie, w ogóle o Ministerstwie Sportu. Nie potrzebujemy nic. Polski Komitet Olimpijski jest samowystarczalną instytucją. Pierwszy raz w historii. Jesteśmy "odklejeni" finansowo od polskiego państwa - obwieścił w rozmowie z Interią Radosław Piesiewicz, prezes PKOl, po pozyskaniu nowego sponsora generalnego dla komitetu.

Artur Gac, Interia: Zacznijmy od kwestii pieniężnych. Jeśli mówimy o nagrodach finansowych w gotówce, to za medale w Mediolanie i Cortina d'Ampezzo będą one równe tym z Paryża. Drugie tyle dochodzi teraz w tzw. tokenach. Co to w gruncie rzeczy oznacza dla sportowca? Załóżmy, że zdobywa złoto i w tokenach otrzymuje 250 tysięcy złotych. Jest w stanie zamienić je na równowartość pieniężną i wtedy ma w gotówce kwotę pół miliona złotych?
Radosław Piesiewicz, prezes PKOl: - Tak. Ten system jest zbudowany w ten sposób, że sportowiec otrzymuje równowartość 250 tysięcy w tokenach. I może je na licencjonowanej giełdzie zondacrypto po prostu sprzedać. Ten token działa tak samo, jak akcje.
I ma gwarancję, że dokładnie może uzyskać tę samą kwotę, czy podobnie jak w przypadku akcji - jest ryzyko?
- To jest wartość w dniu przekazania. Może urosnąć, ale i może spaść. Trochę właśnie tak, jak z akcjami na giełdzie.
Kwestia opodatkowania jest inna niż w przypadku nagrody pieniężnej?
- To bardzo dobre pytanie. Według mojej wiedzy podatek w tym wypadku wyniesie 10 procent i z automatu pojawi się obowiązek podatkowy. Dodam tylko, że obecnie sejm proceduje ustawę, która zniesie obowiązek podatkowy dla medalistów olimpijskich od nagród rzeczowych, czyli także właśnie od tokenów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już olimpijczycy z Mediolanu mogą być objęci tą ustawą.
Ewentualnie moglibyście zrobić taki ruch, jak w przypadku nagród w Paryżu, gdy na konta sportowców wpływała kwota powiększona o podatek, który musieli odprowadzić.
- Ma pan rację, przy czym wtedy ta sytuacja tyczyła się nagród rzeczowych. Tu konstrukcja prawna jest nieco inna, ale tak jest skonstruowane prawo w Polsce.
Już zapewne rozmawiał pan z niejednym sportowcem, choćby uczestnicy konferencji byli w temat wdrażani. Tak po ludzku, oni w pełni rozumieją, jak postrzegać tę potencjalną połówkę nagrody finansowej, wypłacaną w tokenach?
- My jako PKOl na pewno będziemy chcieli naszych sportowców oraz trenerów wyjeżdżających na igrzyska przeszkolić i wyedukować w tym temacie. Kiedyś, 30 lat temu, nie wiedzieliśmy, że internet może tak działać, jak działa dziś. Z kolei dzisiaj słyszymy, że digitalizacja i cyfryzacja monetarna dzieje się na świecie i jest to normalny środek płatniczy. Za bitcoiny można kupować różne rzeczy, tak samo jest z Ethereum. I to samo dzieje się z tokenami.
Dlaczego Monako? Dlaczego zdecydowaliście się zorganizować konferencję w księstwie, a nie na przykład w Warszawie lub w Arłamowie, który tyle co został waszym oficjalnym partnerem?
- Monako jest miejscem wyjątkowym, dlatego zdecydowaliśmy się tutaj ogłosić tę współpracę. Nasz nowy sponsor generalny jest licencjonowaną giełdą kryptowalut, to firma międzynarodowa, działająca na wielu rynkach, chociażby w Szwajcarii i w Estonii. Wobec powyższego została podjęta decyzja, żeby ogłosić tę współpracę właśnie w Monako.
Bardziej to było wyjście naprzeciw oczekiwaniom nowego sponsora?
- Nasze konferencje przeważnie organizujemy w naszej siedzibie w Warszawie. Więc gdy padła taka propozycja, to nie ukrywam, że uznaliśmy ją za świetny pomysł i chętnie z niego skorzystaliśmy.
Dlatego powiedziałem, że Ministerstwo Sportu w takim kształcie nie ma sensu. To jest polityczne ministerstwo do wykorzystywania swoich wpływów. Do szantażowania związków na zasadzie „głosuj na tego” za pieniądze publiczne. To jest największe przestępstwo, jakie może popełnić polityk.
Dopytam, bo być może w ferworze kilkudziesięciu zdań za konferencyjnym stołem, zabrakło pełnej precyzji. Istotnie chciał pan powiedzieć, że z ministerstwa do PKOl nie wpływają żadne pieniądze, a jedyną kroplówką są środki z sektora prywatnego?
- Polski Komitet Olimpijski nie jest finansowany z budżetu państwa, ani przez żadne spółki z udziałem Skarbu Państwa. To jest Non-Governmental Organization, finansowany tylko i wyłącznie z pieniędzy prywatnych.
W jakiej kondycji jest PKOl?
- Radzimy sobie i nie ukrywam, że to jest największa duma i radość z tego, iż Polski Komitet Olimpijski pozyskuje jako partnerów prywatne, duże firmy. Myślę, że pokazujemy, iż jesteśmy niezależni i działa system, z którym szedłem do wyborów w 2023 roku. Przede wszystkim beneficjentami tego systemu są sportowcy, bo dla nich walczymy o jak najwyższe nagrody, ale także związki sportowe.
Jakie są pana relacje z nowym ministrem sportu, Jakubem Rutnickim?
- Powiem tak: sport powinien łączyć. Sport jest ponad podziałami. Nie ma barw politycznych. Niestety pan minister Rutnicki ma chyba inne przekonania…. Nad czym ubolewam. Wysłałem panu ministrowi gratulacje oraz wysłałem kilka pism, lecz na żadne nie otrzymałem od niego odpowiedzi. To pokazuje, że tam nie ma żadnej chęci dialogu. Nie rozumiem takiego działania, ale muszę je zaakceptować. A zatem akceptuję i po prostu robimy swoje.
Rozumiem, że pan od swoich konotacji politycznych się nie odżegnuje?
- Panie redaktorze, zostałem wybrany na prezesa PKOl-u w demokratycznych wyborach. Żaden z polityków żadnej z partii nie agitował za tym, żeby ktoś na mnie oddał głos. Miałem pomysł na polski sport. A z tego, co pamiętam, dwunastu poprzednich prezesów Polskiego Komitetu Olimpijskiego nie było sportowcami, jak teraz próbuje się forsować tezę, że tylko tacy powinni stać na czele PKOl. Ja jestem człowiekiem z biznesu.
Wrócę do relacji z ministrem Rutnickim. One są porównywalne do tych na ostrzu noża z jego poprzednikiem, Sławomirem Nitrasem, czy do takich zwarć nie dochodzi?
- Myślę, że poprzednik, czyli Sławomir Nitras, miał swoje jakieś bardzo duże problemy życiowe. W efekcie przenosił frustrację na polski sport. A teraz niestety słyszymy, że pan Rutnicki sprawił, iż prawie miliard złotych odpływa z budżetu ministerstwa sportu. To boli, bo powinniśmy walczyć o polski sport i myśleć o tym, w jaki sposób zadbać o jak najwięcej środków na jego rozwój. Musimy się też skupić na tym, żeby jak najszybciej środki były przekazywane do związków sportowych. A te różne głośne zapowiedzi, że budujemy jakieś komisje i bierzemy doradców, którzy mają zmienić obraz polskiego sportu, to jest zakłamywanie rzeczywistości. Zamiast realnej pracy na rzecz rozwoju sportu widzimy pana ministra, który skupił się na remontowaniu orlików i to jest jego główny program. Jednak to nie jest rozwój polskiego sportu, a tylko naprawa infrastruktury. Minister sportu powinien skupić się na tym, jak doprowadzić do tego, żebyśmy zdobywali jak najwięcej medali w najważniejszych sportowych imprezach.
Pan naprawdę ma taką wizję, by Polski Komitet Olimpijski wyparł Ministerstwo Sportu i wszedł w jego buty, czyli między innymi zawiadywał ogromnymi pieniędzmi i je dystrybuował?
- Jeśli ktoś się dobrze wczytał, to z moich ust nigdy nie padło, że Ministerstwo Sportu będzie zlikwidowane. Ja powiedziałem, że w takim kształcie, jak działa obecnie, jego działalność jest zbędna To po pierwsze. A po drugie, przede wszystkim konstytucja zabrania takiego modelu. Powtórzę: nikt nie chce zabierać resortu ministrowi Rutnickiemu, zresztą może za chwilę będzie inny minister. Musimy zastanowić się, jak zrobić na poważnym poziomie sport wyczynowy, bo to jest klucz. Idźmy dalej, sport dzieci i młodzieży. W klasach 1-3 wychowanie fizyczne powinien prowadzić nauczyciel z kwalifikacjami Pamięta pan SKS-y? Niech to wróci do szkoły. Przestańmy opowiadać, że szkoły czy orliki są zamknięte dla aktywności dzieci. Nie, one są skomercjalizowane. Służą do godziny 14 dzieciakom, a później są wynajmowane W jakim kierunku idziemy? Powinny być otwarte dla dzieci i młodzieży. A ile powinny kosztować SKS-y?
No ile?
- Ja panu powiem: zero. Wystarczyłoby wprowadzić miesięcznie tysiąc złotych ulgi podatkowej dla rodziców, aby nie musieli płacić podatku, jeśli wydają pieniądze na sport swoich dzieci. Czy to by ruszyło dodatkowo i oddolnie sport? Tak. Dlaczego nikt nawet się nad tym nie zająknie, tylko każdy mówi o rzeczach zupełnie niepotrzebnych? Idąc dalej, jeżeli mówimy o sporcie zawodowym, ja chętnie podpisałbym umowę z Ministerstwem Sportu i przejął sport wyczynowy.
Z jakiego powodu?
- A choćby z takiego, że dzisiaj, jak nie ma wyników na igrzyskach, to winny jest prezes PKOl. Tak słyszeliśmy wszyscy. A kto formalnie go finansuje? Ministerstwo Sportu. Z kolei jak zdobywane są medale na mistrzostwach świata, to wszyscy widzimy, że te medale zdobył minister sportu. A on wykonuje po prostu zadanie państwa. Dlatego powiedziałem, że skupiliśmy się na tym, aby napisać porządną ustawę o sporcie, bo obecna ustawa jest po prostu już nakładką na nakładce. Cały czas są dokładane jakieś nowe rzeczy, a jedne z drugimi stają w sprzeczności. To dlatego jesteśmy gotowi napisać nową ustawę o sporcie, po czym pokazać ją panu prezydentowi. Dlatego powiedziałem, że Ministerstwo Sportu w takim kształcie nie ma sensu. To jest polityczne ministerstwo do wykorzystywania swoich wpływów. Do szantażowania związków na zasadzie "głosuj na tego" za pieniądze publiczne. To jest największe przestępstwo, jakie może popełnić polityk.
Jeśli dysponentem ogromnych pieniędzy stałby się PKOl, to przecież też pan lub pana następca miałby szerokie pole do działania. Pierwsze pytanie z brzegu: według jakiego klucza przekazywałby pan środki konkretnym związkom sportowym?
- Byłby to klucz przede wszystkim sportowy, a nie żaden polityczny. Wie pan, że na przykład mniejsze związki nie mają żadnego finansowania od sponsorów, tylko są oparte na budżecie państwowym? To jest chory system. Udajemy dzisiaj, że prezesi związków nie zarabiają, tylko powinni działać pro bono. To niech w rządzie też funkcjonują pro bono. Niech pan minister Rutnicki zrzeknie się diety poselskiej i wszystkiego, po czym niech pracuje za darmo. Przestańmy opowiadać, że polski sport da się zbudować bez pieniędzy. Dziesiąte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Paryżu w ogólnej klasyfikacji zdobyli Niemcy. To najgorszy wynik w historii. Co zrobili Niemcy? Na 2025 rok przeznaczyli 30 procent więcej środków na sport. A w Polsce co zrobili? Miliard zabrali. No to gdzie my jesteśmy?
Mówi pan o mniejszych, biedniejszych związkach sportowych. Kilka miesięcy temu nie doczekałem się komentarza z państwa strony, a zająłem się rozwiązaną ze skutkiem na koniec 2024 roku umową z Eneą, na mocy której PKOl miał przekazywać określone pieniądze na rzecz pięciu związków, między innymi Polskiego Związku Rugby. Jego prezes Jarosław Prasał przyznał Interii, że już pierwsza transza wpływała w kawałkach. Z kolei rzeczniczka Enei potwierdziła nam, że do państwowego giganta wpływały skargi. Oto cytat: "docierały do nas sygnały oraz oficjalne pisma od związków sportowych, że PKOl nie wywiązuje się z zawartych bezpośrednio umów ze związkami i zalega z płatnościami". Dlaczego sukcesywnie nie wywiązywaliście się z zapisów umowy?
- Panie redaktorze, to wszystko dlatego, że jednym ruchem do PKOl-u nie wpłynęło 28 milionów złotych. I tu polityk Nitras próbował zrobić wszystko, żebym po pierwsze nie wypłacił nagród sportowcom, a po drugie nie rozliczył się ze związkami. Sportowcom wypłaciliśmy nagrody w styczniu, z kolei ze wszystkimi związkami rozmawiamy i sukcesywnie ich spłacamy. Bo to jest mój obowiązek, tego się podjąłem. Ale niestety, musieliśmy dokonać wyboru i ustawić priorytety. Proszę pamiętać, że ja mam całą instytucję do utrzymania. I muszę wysłać reprezentację na igrzyska, a młodzież na EYOF-y i młodzieżowe igrzyska olimpijskie.
Skończyło się na tym, że na przykład sternik PZRugby musiał zaciągnąć kredyt, żeby móc zrealizować zaplanowany budżet, a i tak kadry, zwłaszcza męska, mocno ucierpiały.
- Tak, dokładnie tak, ale to, powiem brutalnie, wina tego kogoś, kto specjalnie rozpętał tę burzę, żeby spółki z udziałem Skarbu Państwa mogły wypowiedzieć PKOl umowy. Dzisiaj jesteśmy zupełnie niezależną organizacją pozarządową, stojącą zupełnie obok. I najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że my już nic nie potrzebujemy od pana ministra Rutnickiego.
Nie wierzę.
- Nic. Zero. Nie składamy żadnych wniosków o dofinansowanie, koniec.
Mówi pan tylko personalnie o obecnym ministrze?
- Nie, w ogóle o Ministerstwie Sportu. Nie potrzebujemy nic. Polski Komitet Olimpijski jest samowystarczalną instytucją. Pierwszy raz w historii. Jesteśmy "odklejeni" finansowo od polskiego państwa.
Doprecyzujmy wątek z prezydentem Nawrockim i Kancelarią Prezydenta, bo przegladsportowy.onet.pl poszedł tropem pana wypowiedzi, związanej z pisaniem ustawy o przejęciu sportu wyczynowego i zakusami finansowania go przez PKOl. Stanowisko kancelarii brzmi: "projekt ustawy nie był omawiany bezpośrednio z panem prezydentem", tymczasem w rozmowie z WP SportoweFakty powiedział pan: "omawiałem z nim (Karolem Nawrockim - przyp.) ten problem w pierwszym tygodniu jego urzędowania. To on dał zielone światło, by ruszyć z mocniejszymi pracami nad ustawą". Jaka jest prawda?
- Ja na spotkaniu z panem prezydentem wspomniałem, że potrzebna jest nowa ustawa o sporcie. Pan prezydent pokiwał głową ze zrozumieniem, a ja powiedziałem, że napiszemy nową ustawę i przedłożymy ją Kancelarii do dalszych prac. To jest cały temat. Tym samym prace w Kancelarii Prezydenta nie mogą się toczyć, ponieważ była to tylko i wyłącznie informacja ode mnie, prezesa PKOl-u, że obecna ustawa o sporcie jest stara i trzeba ją dostosować do obecnych realiów. Dlatego powiedziałem prezydentowi, że chcę popracować nad nową ustawą o sporcie. Teraz nasze kancelarie prawne pracują nad nią, a gdy powstanie, będę chciał pokazać ją panu prezydentowi.
Ma pan żal do kancelarii, że w takiej formie udzieliła odpowiedzi?
- Nie, bardzo dobrze odpowiedzieli, bo aktualnie nie pracują nad żadną ustawą.
Ale do rozmowy w cztery oczy z prezydentem w tej sprawie doszło?
- Rozmowa odbywała się u pana prezydenta. Powiedziałem, że będę pracował nad nowym dokumentem. To jest cały temat. Jednak to czysta prawda, oni nie pracują nad żadną tego typu ustawą, w przeciwieństwie do nas. Wie pan, co dzisiaj mnie cieszy? Nasz innowacyjny pomysł sprzedaży nazwy Centrum Olimpijskiego, teraz oficjalnie brzmiącej zondacrypto Centrum Olimpijskie. To też jest coś innego i innowacyjnego.
Myśli pan, że to się ludziom spodoba?
- A czy ludziom podoba się nazwa PGE Narodowy? To jest mój i pana stadion narodowy. Dlaczego ktoś mi go nazwał PGE? A skoro mnie, jako prezesowi PKOl, państwo zabiera pieniądze, to dlaczego mam nie sprzedawać przestrzeni marketingowych?
Powiem tak: sport powinien łączyć. Sport jest ponad podziałami. Nie ma barw politycznych. Niestety pan minister Rutnicki ma chyba inne przekonania…. Nad czym ubolewam. Wysłałem panu ministrowi gratulacje oraz wysłałem kilka pism, lecz na żadne nie otrzymałem od niego odpowiedzi. To pokazuje, że tam nie ma żadnej chęci dialogu. Nie rozumiem takiego działania, ale muszę je zaakceptować. A zatem akceptuję i po prostu robimy swoje.
Czyli sam pan mówi, że takie dodatkowe przedrostki się panu nie podobają.
- Ja mówię, że to, co zrobiliśmy, jest świetnym pomysłem marketingowym. Trzeba było to wymyślić i to zrobić.
Jak doszło do zacieśnienia relacji z prezesem Przemysławem Kralem? Znajomość z właścicielem firmy z branży kryptowalut trwa od dłuższego czasu? Szef firmy stwierdził, że dogadaliście się w zasadzie w jeden dzień.
- Starałem się umówić na spotkanie do pana prezesa Krala, po czym faktycznie nasze rozmowy i negocjacje poszły bardzo szybko, co zaowocowało podpisaniem umowy. Pomysł i sama koncepcja tego wszystkiego, o czym poinformowaliśmy, była innowacyjna i technologicznie jest zupełnie czymś nowym.
Tę firmę i jej szefa macie absolutnie porządnie zweryfikowanych? Jesteście po takim researchu, iż nie obawia się pan, że nagle zaczną wypływać niewygodne historie?
- Ale jakie historie?
Ja jeszcze tego nie wiem. Pytam o to, czy na dziś ma pan pełne przekonanie, że podpisanie tej umowy poprzedziła stuprocentowa weryfikacja sponsora generalnego?
- Z naszej strony sprawdziliśmy firmę zondacrypto szczegółowo. Mamy opinie prawne naszej wewnętrznej kancelarii w ramach compliance, a także zleciliśmy takie zadanie jednej kancelarii zewnętrznej. Zresztą zawsze to robimy, nawet w przypadku niedoszłej umowy z Orlenem. I mamy zapewnienie, że wszystko jest w porządku.
Rozmawiał Artur Gac













