Kiedyś mecze drużyn klubowych z reprezentacyjnymi były może nie codziennością, ale odbywały się znacznie częściej niż dziś. Do historii polskiej piłki przeszło spotkania z Polonią Bytom tuż przed złotymi igrzyskami olimpijskimi w 1972 r., magiczny występ "Księcia" Enzo Francesoliego w barwach River Plate (5-4 w 1986 r.) oraz spotkanie kadry z reprezentacją ligi włoskiej z Diego Maradoną w składzie w 1988 r. - po ostatnim z tych meczów wolność na zachodzie wybrał Andrzej Rudy. Dziś to polski klub i to zaledwie I-ligowy (na tym szczeblu gra obecnie Lechia Gdańsk) podejmie reprezentację Ukrainy - spotkanie obejrzy dosłownie garstka widzów - kibice oraz media nie zostaną na ten mecz wpuszczeni na prośbę reprezentacji Ukrainy, która chce przećwiczyć wszystkie warianty przed meczem decydującym o awansie do mistrzostw Europy 2024 - to spotkanie odbędzie się w Leverkusen 20 listopada, a rywalem "Zbirnej" będzie włoska Squadra Azzurra. Według naszych informacji nie było realnego zagrożenia nierozegrania tego spotkania o czym pisał lokalny, zwykle dobrze poinformowany portal trójmiasto.pl, natomiast faktem jest istnienie przepisu obligującego każdą z reprezentacji do rozegrania 10 meczów w roku kalendarzowym. Ukraina, razem ze spotkaniem z Włochami będzie miała takich spotkań międzynarodowych dziewięć, było jeszcze towarzyski mecz z londyńskim Brentford i teraz z Lechią Gdańsk. Hałas podniósł ukraiński portal tribuna.ua.com, że spotkanie w Gdańsku nie może liczyć się do tego bilansu, jako zamknięte dla mediów i kibiców, ale była to chyba kolejna internetowa burza w szklance wody. Chociaż faktem jest, że ukraińska federacja piłkarska nie przyznała wejścia na ten mecz żadnemu z ukraińskich dziennikarzy. Lechia Gdańsk zagra z Ukrainą w czwartek o godz. 16 na Polsat Plus Arenie To kolejny raz, gdy Gdańsk (jak na miasto wolności i Solidarności przystało) i Lechia udzielają gościny ukraińskim piłkarzom. Poprzednio w kwietniu 2022 r. tuż po rozpoczęciu pełnoskalowej rosyjskiej agresji, bursztynowa arena stała się miejscem, w którym rozegrano tzw. "mecz o pokój" pomiędzy Szachtarem Donieck, a Lechią Gdańsk. Nie wynik był najważniejszy, a nadzieja na zakończenie wojny, jednak z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że 3-2 wygrali goście z Donbasu, a zwycięską bramkę zdobył 12-letni Dmytro Keda, pochodzący ze zniszczonego przez wojnę Mariupola. Futbol w Gdańsku zawsze był polityczny, a zwłaszcza w czarnych czasach komuny. Mówiło się, że w stolicy województwa były trzy miejsca gdzie można było czuć się wolnym - Stocznia (wówczas im. Lenina), kościół pw. Św. Brygidy i stadion Lechii - kulminacją niepodległościowego buntu był oczywiście mecz z Juventusem Turyn, który obrósł legendą. Niedawno obchodzono jego 40. rocznicę. Można zaryzykować, że ugoszczenie reprezentacji narodowej kraju, który padł ofiarą rosyjskiej agresji nie zaszkodzi wizerunkowi Paolo Urfera, który w głośnym artykule Szymona Jadczaka został oskarżony o powiązania i robienie interesów z prorosyjskimi oligarchami z Ukrainy. Pomówienia spotkały się z ostrą reakcją w wywiadzie udzielonym Interii, a później do warszawskiego sądu zostały złożone trzy pozwy z art. 212 KK - dotyczy zniesławienia. Kibice Lechii Gdańsk nie zobaczą meczu z Ukrainą, jak również na żywo kolejnego spotkania swoich ulubieńców. To zapowiadające się bardzo atrakcyjnie derby Trójmiasta, w których 24 listopada o godz. 20:30 Arka Gdynia podejmie Biało-Zielonych. Arkowcy zakończyli już bojkot, a lechiści wciąż odbywają karę za popisy pirotechniczne podczas ostatniego meczu na szczeblu Ekstraklasy, w Gliwicach. Gdański klub czyni starania, by kibice mogli obejrzeć mecz w Gdyni wspólnie w dwóch lokalizacjach - w stadionowym barze T29 oraz na telebimie na starym stadionie Lechii przy Traugutta 29 - od tego adresu pochodzi nazwa lokalu na Polsat Plus Arenie. Maciej Słomiński, INTERIA