Mateusz Stańczyk, Interia Sport: Sporo się mówi o prestiżu imprezy, niektórzy nazywają ją nieoficjalnymi mistrzostwami świata. Jakie masz pierwsze skojarzenia, gdy słyszysz nazwę WTA Finals? Joanna Sakowicz-Kostecka, CANAL+ SPORT: Dokładnie takie - nieoficjalne mistrzostwa świata kobiet. Śledzę tenis od dziecka. Mając 9 czy 10 lat wstawałam w środku nocy i oglądałam Australian Open. W związku z tym bardzo silnie zakorzenione są we mnie te takie tradycyjne nazwy, które wtedy mocno oddziaływały na moją świadomość. Było to dla mnie coś bardzo wielkiego, jeśli chodzi o świat sportu i tenisa, który od dziecka kochałam i nadal kocham. Pamiętam, że oglądanie WTA Finals (wtedy nazywane turniejem Masters lub WTA Championships) było takim samym przeżyciem, jak oglądanie turnieju Wielkiego Szlema. Wtedy był jeszcze inny format. Pamiętam granie systemem pucharowym, gdzie było 16 zawodniczek i Panie grały finał do trzech wygranych setów. Dlatego ja zawsze będę traktować ten turniej jako taki piąty Wielki Szlem - bardziej niż Indian Wells czy Miami. Rosjanka pomogła Polce. Bez niej nie byłoby tego zwycięstwa Mateusz Stańczyk: Biorąc pod uwagę Twoje przedsezonowe przewidywania - kto jest największym pozytywnym zaskoczeniem, a kto rozczarowaniem? Także pod kątem tego, że wydawało się, iż danej zawodniczki nie może zabraknąć podczas WTA Finals i odwrotnie - jest, a nie zanosiło się na to, że będzie w tym gronie. Joanna Sakowicz-Kostecka: Myślę, że największym zaskoczeniem jest obecność Markety Vondrousovej. Raczej nie spodziewałam się jej w tej "ósemce", aczkolwiek trzeba przyznać, że to zawodniczka niezwykle utytułowana. Zawsze gdzieś będę pamiętać to pierwsze półrocze 2019 roku w jej wykonaniu. Natomiast triumf w Wimbledonie i zakwalifikowanie się do "ósemki" - to jest chyba jedna z największych niespodzianek. Pewnym rozczarowaniem, ale ze względu na kontuzję, która wykluczyła ją z udziału, jest Karolina Muchova. Gdy dowiedziałam się, że ona jednak nie zagra, to aż mnie zakłuło w sercu, bo jest to naprawdę jedna z piękniejszych postaci, jeśli chodzi o tę dyscyplinę. Natomiast takie rozczarowanie już pod względem wynikowym - chyba Caroline Garcia. Po zeszłorocznym WTA Finals wydawało się, że ustabilizuje formę i przyzwyczai się do swojej pozycji w czołówce. Tymczasem widać, że nałożyła na siebie tak gigantyczną presję, która sprawiła, że - można powiedzieć - totalnie ją usztywniło, wręcz sparaliżowało pod względem mentalnym. Koniec końców nie skończyło się to rezultatem na miarę jej możliwości. Przyjaciółka wspomina sukces Radwańskiej. "Historia jak z hollywoodzkiego filmu" Mateusz Stańczyk: Tak jak wspomniałaś - w imprezie nie weźmie udziału Karolina Muchova, która wycofała się z powodu kontuzji nadgarstka. Sporo słyszymy o różnych problemach tenisistek i tenisistów w ostatnim czasie, a wielu z nich narzeka na piłki. Jako była zawodniczka - masz na to jakąś receptę? Joanna Sakowicz-Kostecka: Trudno jest mieć receptę, gdy do gry wchodzą w tym momencie tak naprawdę wielkie pieniądze. Nie wyobrażam sobie, żeby nagle WTA czy ATP ogłosiło przetarg, w którym firmy stają do rywalizacji o miano oficjalnych piłek całych rozgrywek. To jest nierealne. Czasami tak jest, że na gruncie konkretnych federacji można coś takiego zrobić, że w danym kraju gra się turnieje krajowe piłką danej marki. Natomiast przy takich pieniądzach, jakie wchodzą do gry w zawodowym tenisie, to wydaje się niemożliwe. Jedyne co można wymagać, to właśnie od tych producentów, którzy dostarczają piłki, aby zunifikować parametry. Możemy grać turnieje różnymi piłkami, bo... chyba nikt nie wyobraża sobie, że Wimbledon miałby nie być grany piłkami marki Slazenger, prawda? Po prostu chodzi oto, by chociaż na dany cykl turniejów zunifikować te parametry piłek. To rzeczywiście jest bardzo duży problem i przy okazji niezwykle irytujące, także w tenisie młodzieżowym. W zasadzie, gdzie się nie ruszymy, na każdym turnieju są inne piłki. Moim zdaniem tenisiści mają bardzo dużo racji, że jest to bardzo szkodliwe w kontekście zdrowia. Patrzymy na nadgarstki oraz barki u zawodników i właściwie cały czas widzimy, że grają obandażowani, z opatrunkami, oklejeni. Na pewno ma to związek z tym, że jest co chwilę ta zmiana piłek. Mateusz Stańczyk: Co myślisz o doborze lokalizacji i daty imprezy? W grze były również Czechy, co byłoby znacznie wygodniejszą opcją pod kątem ew. podróży zawodniczek na Billie Jean King Cup Finals. W dodatku Iga sama przyznała, że wolałaby, aby turniej odbywał się wcześniej. Joanna Sakowicz-Kostecka: Niestety, to kolejny przykład na to, jak źle zarządzana jest organizacja WTA. Tęsknimy za czasami, gdy sterowała tym wszystkim Stacey Allaster. Wiem, że pod kątem doboru lokalizacji decydowały również względy finansowe. Czechy nie były w stanie zaproponować takiej puli nagród i wyłożyć takich pieniędzy jak to robi Meksyk, stąd ta impreza jest rozgrywana w Cancun. Oczywiście najwięcej dawała Arabia Saudyjska, natomiast myślę, że takim ostatecznym aspektem były kwestie kultury i obyczajów, jakie panują w tym kraju. Wykluczałoby to udział niektórych tenisistek, a także zaproszonych gości. Wówczas WTA wykazałoby się naprawdę dużą hipokryzją, gdyby zorganizowało rozgrywki w Arabii Saudyjskiej. Nadal uważam, że pchanie na siłę kobiecego tenisa w tamte rejony nie jest zbyt fortunnym rozwiązaniem. Rozumiem pieniądze, ale są też pewne wartości, o które - przynajmniej tak mówią w WTA - oni walczą, które muszą być nadrzędne. Mam tu na myśli respektowanie praw człowieka. Jeśli chodzi o Cancun - myślę, że będę mogła więcej powiedzieć, gdy już się tam pojawię. Natomiast obrazki, które do nas dochodzą, nie są zbyt optymistyczne. Mam tu na myśli pole budowy, jakim jest kort centralny. Tam też bardzo wieje, więc w sumie też dlatego nie dziwię się, dlaczego tych trybun nie można za bardzo postawić. Jest to naprawdę żałosne i te dziewczyny, które tam wystąpią, nie zasłużyły na takie traktowanie. Przełomowy plan wobec tenisa. Miał wiele zmienić. Nie mógł się udać Mateusz Stańczyk: Podczas rywalizacji w Cancun będzie się toczyć walka także o fotel liderki rankingu WTA. Jak uważasz - czy Aryna Sabalenka będzie odczuwać z tego tytułu jeszcze większą presję niż dotychczas? Nadchodzi czas obrony sporej liczby punktów, a wiemy, jak bardzo jej zależało na tym, by wejść na szczyt kobiecego tenisa. Joanna Sakowicz-Kostecka: Wydaje mi się, że Aryna Sabalenka może mieć problemy z poradzeniem sobie z tą presją. Widać to było chociażby podczas finału US Open. Uważam, że tam sobie z tą presją nie poradziła. Od początku można było zauważyć, jak rozpaczliwie zależało jej na zdobyciu tego tytułu, natomiast nie była w stanie racjonalnie do tego podejść. Dla mnie wyglądało to tak, że za wszelką cenę, z pełną mocą, musi to wygrać, bo inaczej zawali się świat. Być może troszeczkę tak zbyt mocno to akcentuję, natomiast myślę, że ta presja rzeczywiście może jej przeszkadzać. Oczywiście mogę się mylić, tak jak w przypadku Coco Gauff, bo wydawało się, że ona nie udźwignie presji przed US Open, ale jednak poradziła sobie z tym znakomicie. Akurat w finale trafiła na przeciwniczkę, która sobie nie poradziła z tą presją - takie jest moje zdanie. Jeśli chodzi o Igę - tak jak już wielokrotnie mówiłam - my jako kibice bardziej patrzymy na to czy ona odzyska ten numer #1, a jak odzyska - to kiedy. Myślę, że Iga po prostu będzie chciała zagrać - mówiąc banalnie - jak najlepiej. Bo jeśli zagra jak najlepiej, to przełoży się to na pożądany wynik. Iga Świątek już nigdy nie będzie pierwsza. Nie tutaj Mateusz Stańczyk: Czy z perspektywy tenisisty rozgrywanie jednego z najważniejszych turniejów w trakcie roku w kompleksie, który śmiało można nazwać wakacyjnym, jest czymś, co sprawia, że ciężej w takim miejscu o dodatkową motywację? Joanna Sakowicz-Kostecka: Powiem szczerze, że to zależy od zawodniczki. Przypomniało mi się, jak poleciałam kiedyś na turniej WTA na Bali i rzeczywiście - to było niezwykłe. Miałam wtedy 18 lat, więc też to była zupełnie inna perspektywa, bo tak naprawdę dopiero zaczynałam, ale rzeczywiście, jak zobaczyłam ten resort, gdzie był rozgrywany turniej, to było aż żal, że trzeba grać w tenisa - takie pierwsze uczucie. Natomiast podkreślam, że mówię to z perspektywy 18-latki, która wtedy jeszcze zbyt wiele świata nie widziała, a już przynajmniej takich resortów wakacyjnych. Jako dziecko nigdy nie byłam na wakacjach za granicą, w związku z tym to był dla mnie szok, jak zobaczyłam warunki, jakie są na Bali. Aczkolwiek przyznam, że grało mi się tam znakomicie, więc po tym pierwszym szoku można się już w pełni skoncentrować na zadaniu. Akurat uważam, że Iga, przy tym, ile już świata zobaczyła i w jakich miejscach była... myślę, że Cancun wielkiego wrażenia na niej nie zrobi, w związku z tym od początku będzie mogła się skupić na swojej pracy. Mateusz Stańczyk: Jak oceniasz szanse Igi Świątek na końcowy sukces? Jaki wpływ mogą mieć warunki i długi czas oczekiwania na turniej? Wiele osób, myśląc o Meksyku, ma na myśli te specyficzne warunki z Guadalajary, w których Iga nie czuła się zbyt komfortowo. Tymczasem Cancun jest położone nad samą Zatoką Meksykańską i te warunki mogą być zupełnie inne. Joanna Sakowicz-Kostecka: Właśnie - nie porównujmy zupełnie Cancun do Guadalajary, która jest położona na znacznej wysokości. Tutaj tego problemu na pewno nie będzie, natomiast będzie problem z wiatrem. Nie spodziewajmy się też, żeby kort, który dopiero co został położony, był dość szybki, więc nawierzchnia raczej będzie wolna, co powinno też sprzyjać Idze, a być minusem chociażby dla Sabalenki. Trudno coś powiedzieć tak naprawdę na samym początku. Myślę, że więcej będzie można cokolwiek stwierdzić po pierwszych treningach, a najlepiej też po pierwszym meczu. Nie zmienia to jednak faktu, że szanse Igi oceniam bardzo wysoko i tu nie ma w ogóle o czym mówić, zwłaszcza po ostatnim występie w Pekinie. WTA Finals: Wielka kasa dla Świątek. Zagra o fortunę z Sabalenką i resztą Mateusz Stańczyk: Kto oprócz Igi Świątek będzie się liczyć w walce o końcowy triumf? Gdybyś miała wybrać swoją faworytkę albo czarnego konia na ten turniej, to która tenisistka wystąpiłaby w tej roli? Joanna Sakowicz-Kostecka: Trochę za wcześnie, by stwierdzić. Ja ogólnie zawsze powstrzymuję się od takiego typowania bez obejrzenia chociażby treningów czy po prostu pierwszego meczu. Aczkolwiek ostatnio podczas US Open, gdy zobaczyłam, jak gra Jelena Rybakina, to powiedziałam sobie: jest w takiej formie, że trudno będzie ją zatrzymać. Tymczasem w trzeciej rundzie przegrała z Soraną Cirsteą. I to jest też m.in. powód, dla którego nie lubię typować w tenisie, bo to się potem kompletnie nie sprawdza. Owszem, mam pewne życzenia, zawsze kibicujemy Idze jak najmocniej, natomiast wyjmując Igę z tej całej grupy, życzyłam jak najlepiej Karolinie Muchovej, ale teraz, po jej wycofaniu, jest to już nieaktualne. Ogólnie rzecz biorąc - sukces każdej tenisistki z tych dalszych miejsc byłby na pewno piękną historią i takim ukoronowaniem tego sezonu, ale nie mam takiego czarnego konia, jeśli chodzi o końcowy triumf. Będę banalna w tej kwestii - głównymi faworytkami są Iga oraz Aryna i tu w ogóle nie ma o czym mówić. WTA Finals 2023. Gdzie oglądać mecze Igi Świątek w TV i online live stream? [transmisje]