W dotychczasowej historii turniejów WTA jeszcze się nie zdarzyło, żeby jedna zawodniczka trafiła na wszystkie cztery najwyżej rozstawione przeciwniczki. Wbrew pozorom taki scenariusz nie jest zbyt prawdopodobny - tenisistki są rozstawiane po różnych stronach drabinki, a w pierwszych rundach trafia się na niżej notowane rywalki. W WTA Finals gra jednak wyłącznie elita, porażka w grupie nie eliminuje też od razu z dalszego udziału w zawodach, więc szansa rośnie, ale do tej pory i tak taka sytuacja nie miała miejsca. Ostatecznie w historii jako pierwsza zapisze się Jessica Pegula. W Cancun jeszcze w fazie grupowej trafiła na rozstawione z jedynką i czwórką Arynę Sabalenkę i Jelenę Rybakinę, z którymi zdołała wygrać. W półfinale spotkała się z turniejową trójką, czyli Cori "Coco" Gauff, i również zakończyła mecz na swoją korzyść, w dodatku oddając swojej rodaczce tylko trzy gemy. Taki cios w Igę Świątek. Polka przegra z Pegulą? Grając ze Świątek Pegula zapisze się w historii W poniedziałek Amerykankę czeka mecz z Igą Świątek. Polka to numer dwa, co oznacza, że spotykając się z naszą reprezentantką Pegula skompletuje mecze ze wszystkimi czterema najwyżej rozstawionymi zawodniczkami, czego do tej pory w historii jeszcze nie było. W dotychczasowych spotkaniach Świątek z Pegulą lepiej radziła sobie polska tenisistka, która wygrała pięciokrotnie przy trzech sukcesach rywalki. Rozpędzona Świątek po pokonaniu Aryny Sabalenki będzie chciała dopiąć swego i wygrać także finał, ale jej amerykańska przeciwniczka takze gra w Cancun doskonale. Początek finału o 22:30 polskiego czasu. Iga Świątek idzie jak burza. Co za liczby Polki