Wielkie przełamanie Polaka na Wimbledonie. A to nie koniec, trwa odliczanie
Ktoś powie - to w końcu tylko awans do drugiej rundy. Jednak w takich momentach warto oddać głos samemu zainteresowanemu. - Niezależnie, co stanie się dalej, już jest to moja piękna historia - wprost komunikuje Kamil Majchrzak, który sprawił sensację w 1. rundzie Wimbledonu, wyrzucając za burtę Matteo Berrettiniego, a dzisiaj skonfrontuje się z Amerykaninem Ethanem Quinnem. Ile rozdziałów zdoła jeszcze dopisać tenisista z Piotrkowa Trybunalskiego?

- Przyjechałem tu z serią siedmiu porażek, więc już sam nie wiedziałem, na co byłem przygotowany. Atmosfera była świetna, pierwszy raz grałem na większym stadionie na Wimbledonie. Atmosfera, ludzie i wszystko było naprawdę super. Starałem się czerpać z tego jak najwięcej - mówił nam Kamil Majchrzak, który wrócił na wimbledońskie korty po trzech latach przerwy.
Majchrzak o Quinnie: Mój rywal ma bardzo dobry sezon
Za nim najcięższe doświadczenia w karierze, batalia sportowca, naznaczonego aferą dopingową, który stracił dużo nerwów i środków, aby dowieść, że nie jest oszustem. Dziś ma 29 lat, to dużo i nie dużo, ale czasu na to, aby zintensyfikować swoją karierę, nie pozostało mu już wcale tak dużo. I ruszył w pogoni za swoim "momentum", na otwarcie wyrzucając z turnieju faworyzowanego byłego finalistę z SW19, Włocha Matteo Berrettiniego.
- Ostatnie tygodnie znów były dla mnie trudne, tym razem trudne tenisowo. To zwycięstwo smakuje naprawdę dobrze. Przy okazji to chyba dotąd najwyżej sklasyfikowana osoba w rankingu, którą pokonałem. Wszystkie okoliczności są takie, że nie mogę tego nie docenić. Niezależnie, co stanie się dalej, jest to moja piękna historia - dzielił się wrażeniami Majchrzak, a słuchało się go z przyjemnością.
Nie sposób powiedzieć, że teraz poprzeczka powędruje do góry. Patrząc przez pryzmat klasy rywala, Amerykanin Ethan Quinn (89. ATP) to nie przeciwnik z gatunku zapory nie do przejścia. Trudność będzie polegała głównie na tym, że o ile z Berrettinim dosłownie kilka dni wcześniej Polak pograł treningowo, z czego wyciągnął mnóstwo wniosków, tak teraz 21-letni Amerykanin to poniekąd rywal-zagadka.
- Mój przeciwnik ma bardzo dobry sezon, w tym roku wygrywa mnóstwo meczów. Przebija się do touru, wszedł do setki, więc będzie to bardzo trudne spotkanie. Parę razy widziałem, jak grał, więc mały zarys mam, ale trawa jest na tyle specyficzna, że będę musiał ponownie obejrzeć jego spotkanie na trawie. Zwłaszcza to z pierwszej rundy (pokonał Brytyjczyka Henry'ego Searle'a - przyp.). I na jego podstawie będę mógł wyciągnąć wiele informacji, co należy robić na korcie. Natomiast jako że będziemy grali pierwszy raz, będę chciał zachować spokój i chłodną głowę, a także postaram się wykorzystać mój w miarę niezły i analityczny umysł - postraszył rywala Majchrzak.
Polak zdaje sobie sprawę, że posiada narzędzia, które może wykorzystać w starciu z Amerykaninem tak samo skutecznie, jak wytrącił atuty Berrettiniemu. Przypomniał, że gdy zaczął bardziej wchodzić do wymian, mógł ganiać Włocha po korcie, a tego jego przeciwnik zdecydowanie nie lubił i jego kłopoty się piętrzyły. - Najbardziej objawiło się to w jego prędkości piłek i precyzji, serwował cały mecz dobrze, ale mając z tyłu głowy, że zaczyna fizycznie siadać, łatwiej się returnuje. Ma się świadomość, że "złapie" się kolejną piłkę i można taką wymianę zneutralizować - zwrócił uwagę.
Majchrzak "rozbił błędne koło". Najważniejsza wygrana?
Majchrzak nie ukrywa, że emocjonalnie ten powrót na Wimbledon, okraszony zwycięstwem, to najpiękniejsza rzecz, jaka mogła mu się zdarzyć. Nieporównywalna z niczym innym.
- Przez okres zawieszenia i cały zeszły rok bardzo mi brakowało trawiastych turniejów, więc tak bardzo ucieszyłem się z tego powrotu po trzech latach. Przyjechałem tu bez większej pewności siebie, bo ostatnie moje mecze nie wyglądały w takim stylu, jak sam siebie zapamiętałem z trawy. Nie były to łatwe przygotowania, a w dodatku siedziało mi z tyłu głowy, że ostatniego seta wygrałem w Madrycie. Przez to, w ciasnych momentach, w poprzednich meczach wiele ważnych punktów przegrywałem - dzielił się emocjami polski tenisista.
I dodał, że wpadł w matnię. - Człowiek zaczyna to analizować i koło się zapętla. Dlatego pierwsza wygrana dla przełamania tego koła jest najważniejsza. W końcu trochę mogę po ludzku odetchnąć. Pomógł mi fakt, że grałem z Berrettinim, czyli rywalem, z którym nie miałem wiele do stracenie, a jedynie mogłem sprawić niespodziankę. To pozwoliło mi okiełznać myśli i trochę rozluźnić się w trakcie spotkania - mówił nasz as, który teraz pragnie wygrać z Quinnem i wrócić do pierwszej setki rankingu ATP.
Artur Gac, Wimbledon


