Sensacja na korcie centralnym, Sabalenka wyczekiwała. A jednak Raducanu
Aryna Sabalenka nie bez trudu wygrała w środę swój mecz z Marie Bouzkovą. I czekała na to, czy spełnią się przepowiednie fachowców. Bo oni oczekiwali, że liderka rankingu w trzeciej rundzie zagra z Marketą Vondrousovą, czyli mistrzynią Wimbledonu sprzed dwóch lat i triumfatorką niedawnego WTA 500 w Berlinie. A tam przecież z Sabalenką wygrała, już po raz czwarty w karierze. Do tego hitu jednak nie dojdzie, co owacyjnie przyjęli... brytyjscy kibice.

Angielscy kibice nie mieli do tej pory zbyt wielu powodów do radości - spośród licznego grona zawodniczek, zaledwie trzy z nich przebrnęły etap pierwszej rundy. Już w środę przykrą niespodziankę fanom sprawiła Katie Boulter, przegrała ze szczęśliwą przegraną z kwalifikacji Solaną Sierrą. Awans wywalczyła Sonay Kartal, została jeszcze Emma Raducanu. Najbardziej medialna ze wszystkich, mistrzyni US Open sprzed kilku lat, a jednocześnie wciąż zawodniczka tego jednego turnieju.
Od zmagań w Nowym Jorku pod koniec lata 2021 roku nic wielkiego nie osiągnęła. I nie było też tego przełomu w tegorocznych zawodach na trawie - w Queens i Eastbourne. Trudno też było liczyć, że jakikolwiek przełom może nastąpić w Wimbledonie. Tymczasem w środę 22-latka wykonała ważny krok, który może mocno zbudować jej poczucie wartości.
Pokonała zawodniczkę, którą typowano na "czarnego konia" całego turnieju. I dzięki temu w piątek zmierzy się z Aryną Sabalenką.
Wimbledon. Emma Raducanu - Marketa Vondrousova w drugiej rundzie. Sensacja na korcie centralnym
Po losowaniu drabinki Wimbledonu w przypadku Sabalenki mówiono, że miała pecha. Marie Bouzkova to zawodniczka dla niej niewygodna, przegrała z nią w zeszłym roku w Waszyngtonie. Dziś na korcie centralnym Białorusinka też nie miała lekkiej przeprawy, ale jednak wygrała - i to w dwóch setach.

Kolejną jej rywalką miała być Marketa Vondrousova - zawodniczka może i teraz niżej notowana, w ósmej dziesiątce, ale jednak mistrzyni Wimbledonu sprzed dwóch lat. Wracająca do wielkiej formy, czująca grę na trawie, co pokazała w Berlinie. Zaledwie kilkanaście dni temu wygrała najmocniejszy WTA 500 w całym roku, z dziewięcioma zgłoszonymi zawodniczkami z TOP 10, jedynie bez Igi Świątek. A ona triumfowała, Sabalenkę rozbiła 6:2, 6:4 - po raz czwarty w karierze.
Czeszka miała więc teraz rozprawić się gładko z Raducanu, by w piątek zasmakować kolejnej potyczki ze światową jedynką. I została zaskoczona.
Pokazał to już pierwszy set - o dziwo, to Emma była zawodniczką bardziej aktywną. To ona przejmowała inicjatywę, starała się grać bardziej ryzykownie. I trafiała. W szóstym gemie przełamała Czeszkę, ale Vondrousova natychmiast odrobiła stratę. I została przełamana raz jeszcze. Skończyło się na 6:3 dla 22-latki, kibice na korcie centralnym reagowali żywiołowo. Bez szowinizmu, ale ich sympatię łatwo było można odczytać.
Nie było też zmiany sytuacji w drugim secie, znów to Raducanu zachwycała publiczność. Nie grała jak zawodniczka nr 40 w rankingu WTA, ale jakby była rozstawiona na poziomie najlepszej piętnastki. Vondrosuova momentami atakowała spod siatki, a Brytyjka i tak dobiegała do piłek, odgrywała je na drugą stronę. Emma przełamała faworytkę na 2:1, później sama obroniła dwa break pointy. Nie dopuściła do powtórki z pierwszej partii, a drugim breakiem - na 6:3 - załatwiła sprawę awansu.
Kibice zobaczyli 82 minuty jej znakomitej gry. Owszem, błędy też się zdarzały, ale nie miały ostatecznie aż takiego znaczenia. I dzięki temu po raz czwarty zagra z liderką rankingu, po raz pierwszy będzie to mecz z Sabalenką. Trzy razy mierzyła się z Igą Świątek jako światową jedynką, trzy razy przegrała. A może do czterech razy sztuka?

