Polka z pakietem VIP na Wimbledonie. Inni lądują w namiotach
"Wimbledon pozostaje jedną z niewielu dużych imprez sportowych, na którą można kupić bilety premium w dniu meczu" - rekomendują swoją słynną "The Queue", czyli wielkoszlemową kolejkę po bilety, organizatorzy najstarszego turnieju tenisowego świata. W tym miejscu obowiązuje cały kodeks spisanych postaw, jakim muszą poddać się wszyscy ci, którym niestraszny jest namiot, czy stanięcie skoro świt na wiele godzin. Mamy jednak też rodaków w randze VIP-ów. Cel jest jeden, a ceny z każdym dniem galopują.

Wimbledon Park, gdzie zaczyna się kolejka, czyli wielohektarowy obszar oddalony o 5 minut spacerem od stacji metra Southfields, stało się miejscem kultowym. To tutaj już w niedzielę 29 czerwca punktualnie o godzinie 14 rozpoczął się równoległy Wimbledon. Z tą różnicą, że na zwycięzców nie czekają puchary i czeki z gigantycznymi premiami, ale przywilej... wydania pieniędzy, by móc stać się uczestnikiem tego wielkiego, globalnego święta sportu.
Namiot rytuałem. Krzysztof znów wygranym
- Słuchaj, w moim przypadku było tradycyjnie, czyli na kortach pojawiłem się w poniedziałek, więc dzień wcześniej stawiłem się w parku pod namiotem - powiedział wysłannikowi Interii Krzysztof Jakubek, stały bywalec londyńskiego turnieju. 62-latek pochodzi z Tarnowa, na stałe mieszka w Szwajcarii, ale jego serce bije w rytmie sportu, głównie właśnie tenisa.
Fenomen pola namiotowego i słynnej kolejki polega na tym, że tutaj nie trzeba być szczęśliwcem, który wygra los na loterii w drodze losowania. Tu uśmiechowi losu można wydatnie dopomóc, najskuteczniej właśnie w taki sposób, jak czyni to między innymi Krzysztof oraz tysiące innych osób. Biwakowanie w noc poprzedzającą dzień meczowy praktycznie jest gwarantem, że jeśli nawet zabraknie biletów na kort centralny, kort numer 1 i kort numer 2, to nabycie tzw. grounds passa jest praktycznie pewne, jak w banku. A z taką wejściowką można przechadzać się po kilkunastu obiektach, od kortu numer 3, po ten z liczbą porządkową 18.
Kolejką, przez 24 godziny na dobę, zarządza zespół doświadczonych stewardów. Noc nie jest długa, bo wczesnym rankiem trzeba podporządkować się następnym regułom. W godzinach 5:30 - 6:00 odbywa się pobudka, następnie jest czas na spakowanie swojego sprzętu i jego zdeponowanie, a punktualnie o godz. 7:30 stewardzi zaczynają wydawać opaski. Zaczynają od osób, które stoją w tasiemcu do biletów na trzech najważniejszych kortach.
Poza kodeksem dobrych praktyk, które dotyczą przebywania w tak wielkim skupisku, by nikt nie był uciążliwy dla swoich sąsiadów, obowiązują także spisane zasady. Nawet pod rygorem interwencji metropolitarnej policji, jeśli swoim postępowaniem będzie się zagrażało bezpieczeństwu innych. Poza wykazem przedmiotów, których wniesienie jest surowo zabronione, są także inne zakazy, jak choćby związane z polityką i sytuacją geopolityczną. "Pamiętaj, że wszystkie rosyjskie i białoruskie flagi oraz powiązane wizerunki, polityczne oświadczenia, symbole, obrazy, insygnia lub emblematy są zabronione na terenie" - czytamy w dokumencie.
Trudniej jest tym wszystkim, którzy nie decydują się na skorzystanie z kampingu, a rano przybywają prosto do kolejki. Tak uczyniła między innymi Izabela, nasza rodaczka mieszkająca w Londynie.
- Do kolejki dołączyłam dokładnie o godzinie 4:28. I dostałam numerek 1971 - zrelacjonowała nam 24-latka rodem z Lubelszczyzny, nad Tamizą mieszkająca od 5 lat, którą spotkaliśmy na najniższym rządku siedzeń podczas meczu Kamila Majchrzaka. Jej trud, związany z zerwaniem się z łóżka w środku nocy, także został wynagrodzony.

Skarbniczka Monika w hrabstwie. Wolontariat, ale pakiety VIP
Mamy w Londynie również takich Polaków, którzy znajdują się w dużo bardziej uprzywilejowanej pozycji. Monika w ogóle nie musiała kłopotać się tym, w jaki sposób zdobyć bilety na wimbledoński obiekt.
Przeciwnie, to sam bilet przyszedł do niej, w dodatku w wersji premium. Monikę spotkałem, gdy razem z Wiolą same znalazły się w centrum zainteresowania i akurat udzielały wywiadu kolegom z bratniego Polsatu Sport. Zauważone zostały z tego powodu, że przybyły z pokaźną flagą i były bardzo aktywnymi uczestniczkami wydarzeń na korcie numer 14.
Każde hrabstwo ma tutaj swoją organizację pożytku publicznego, która między innymi najlepszym tenisistom organizuje treningi. Każda z tych organizacji ma ludzi, którzy tworzą jej kierownictwo. I ja w okręgu Kent pełnię rolę skarbniczki. To nie jest płatne stanowisko, wykonujemy to na zasadzie wolontariatu, ale jednym z przywilejów dla naszego komitetu, liczącego dziesięć osób, jest to, że raz na dwa lata otrzymuję darmowe wejścia VIP. W tym mam darmowe wejście, lunch i wszystko inne, co zawiera się w tym pakiecie - opowiedziała Interii Monika. Pochodzi z Lublina, ale korzenie w Londynie zapuściła 24 lata temu. - To już dłużej niż zdążyłam pożyć w Polsce - roześmiała się.
Piastuje naprawdę wysokie stanowisko, bo doprecyzowała, że pozycja skarbniczki jest drugą najważniejszą po prezydencie w strukturach organizacji. Oprócz takich bonusów, co roku ma także regularne przywileje.
- Mogę kupić na dwa dni wejścia na Wimbledon zupełnie poza kolejką na dobre miejsca, obojętnie który dzień wybiorę. A nieraz trafiają się także dodatkowe okazje, jak przed rokiem, gdy otrzymałam dużo więcej biletów. Jednak z doświadczenia widzę, że drugi tydzień jest gorszy, bo mamy znacznie mniej meczów i już nie za dużo się dzieje - dodała.
Artur Gac, Wimbledon

