Polka na aucie Wimbledonu. "Karygodne". Sfrustrowana Linette bez hamulców
- Obie sytuacje są dla mnie równo trudne. I równie bardzo frustrujące - mówiła nam Magda Linette, ogromnie zasmucona porażką już w pierwszej rundzie wielkoszlemowego Wimbledonu. Niechlubna seria trwa nadal, co bardzo trudno zaakceptować wysoko notowanej Polce. - Najbardziej frustrujące w tym wszystkim jest to, iż czuję, że nie mam dużo czasu - doskonale zdaje sobie sprawę 33-letnia poznanianka, pokonana w meczu 1. rundy przez Francuzkę Elsę Jacquemot 7:6 (9-7), 1:6, 4:6.

Walczyłaś dzielnie, byłaś odważna i na dobrą sprawę niewiele zabrakło, jednak zeszłaś z kortu pokonana. Jak patrzysz na to spotkanie?
Magda Linette: - Od początku grałam naprawdę bardzo niekonsekwentnie. I nie kończyłam właściwie piłek, które powinnam kończyć. Chciałam wypracować sobie akcje, ale nie byłam wystarczająco cierpliwa. I cały czas goniłam w pierwszym secie. Szkoda trzeciego seta, bo historia w pewnym sensie się powtórzyła, ale nie udało mi się go wyciągnąć. Elsa zagrała lepiej niż w pierwszym secie, więc bardzo szkoda. Na pewno nie był to dobry dzień.
Co jest trudniejsze dla ciebie w tym momencie? Poradzenie sobie z tą pojedynczą porażką, czy bardziej patrzysz całościowo, że oto poniosłaś siódmą z rzędu wielkoszlemową porażkę już w pierwszej rundzie?
- Myślę, że obie sytuacje są dla mnie równo trudne. I równie bardzo frustrujące. Ten mecz zależał w większości ode mnie, na pewno miałam bardzo dużo okazji, żeby się wykazać, a tego nie zrobiłam. Nie dostałam nic za darmo, ale wymiany na tym poziomie na pewno powinnam była dużo lepiej kontrolować i je wykańczać. Psułam naprawdę bardzo dużo piłek, których nie powinnam była.
W trzecim secie był ważny moment w szóstym gemie, gdy miałaś break-pointy. Czy czułaś, że to właśnie był ten szczególny czas niewykorzystanych szans?
- Tak, oczywiście. To była jedna z większych okazji, a ja oddałam punkty za łatwo i za szybko. Później to szybko się na mnie odbiło.
W poniedziałek Kamil Majchrzak mówił nam, że też nie miał najlepszej passy, co przypominało mu się w kluczowych momentach. W twoim przypadku też trzeba zachować cierpliwość?
- Najbardziej frustrujące w tym wszystkim jest to, iż czuję, że nie mam dużo czasu. To nie jest tak, że mam przed sobą 10 lat. Takie mecze, jak ten, to na pewno była okazja, której nie wykorzystałam. I jestem bardzo, bardzo niezadowolona.
Myślę, że to w ogóle nie jest kwestia tenisa, tylko tego, abym przestała aż tak się spinać. I w meczu w Australii, i tutaj byłam jednym, wielkim stresem i spięciem. Przez to nie byłam w stanie robić tego, co wykonuję normalnie. Nie winię tutaj zupełnie nikogo, poza sobą. Próbuję, bardzo mi zależy, ale im bardziej człowiek myśli, tym bardziej się spina
Z pewnością odbyłyście już jakąś rozmowę z Agnieszką Radwańską. Była gwiazda tenisa bardziej szukała okoliczności łagodzących, czy punktowała popełnione błędy?
- Nie miała jeszcze w pełni okazji, bo umówmy się, nie byłam w najlepszym stanie do rozmowy tuż po meczu. Ale zdecydowanie widziała też to, że gdy cierpliwie wypracowałam sobie akcje i je wykańczałam, to miałam wszystko w zasięgu ręki. Bardzo dużo zależało ode mnie, w drugim secie Elsa trochę przyspieszyła grę, ale i tak miałam bardzo dużo na rakiecie. Szkoda, bo wiele zależało od mojej cierpliwości, poruszania się i przygotowania, a tego zupełnie zabrakło. W trzecim secie Elsa zagrała parę dobrych piłek, ale mimo wszystko miałam bardzo dużo okazji. Przecież sam gem przy 4:4... Ona nie zagrała kosmicznego tenisa, żeby mnie przełamać. To raczej były moje błędy, chociażby ostatnia piłka na przełamanie. W takich meczach, na takim poziomie, to są karygodne błędy. One zdecydowanie bolą...
Powiedziałaś, że najgorsza jest ta perspektywa, iż nie zostało ci już wiele czasu jeśli chodzi o karierę na najwyższym poziomie. Czy ten wynik, w Wimbledonie, może wiązać się z tym, że w niedługim czasie dojrzeje w tobie potrzeba większej, może nawet rewolucyjnej zmiany?
- Nie, nie. Dlatego, że to nie jest wina nikogo innego, tylko tego, że popsułam piłki, które na treningu normalnie zagrywam w kort. Dlatego nie widzę tutaj powodu do radykalnej zmiany. Jestem 27-28. na świecie. Nie widzę przesłanek, by wykonywać zwariowane kroki. Tym bardziej już na tym etapie. Zwariowane kroki stawiałam wcześniej i źle się to na mnie odbiło. Miałam praktycznie prawie że dwie operacje, myślałam że już nie będę grać, a udało mi się jeszcze dostać cztery lata za darmo. Uważam, że radykalne kroki nie są dobre.
Wspomniany ranking jest dla ciebie pozytywnym świadectwem tego, w jakim miejscu jesteś?
- Tym bardziej jest to denerwujące, że gram dobrze, a na Wielkich Szlemach ewidentnie mam blokadę. Myślę, że to w ogóle nie jest kwestia tenisa, tylko tego, abym przestała aż tak się spinać. I w meczu w Australii, i tutaj byłam jednym, wielkim stresem i spięciem. Przez to nie byłam w stanie robić tego, co wykonuję normalnie. Nie winię tutaj zupełnie nikogo, poza sobą. Próbuję, bardzo mi zależy, ale im bardziej człowiek myśli, tym bardziej się spina. Szkoda, jestem bardzo sfrustrowana. Tym bardziej, że wyniki w pozostałych turniejach WTA miałam takie, iż moje oczekiwania były wyższe.
Chciałabyś teraz jakiś czas odpocząć od tenisa?
- Zły dzień wybrał pan na to pytanie. Dzisiaj to bym rzuciła rakietę w kąt i nigdy jej nie dotknęła.
Gdy w końcu ta passa zostanie przerwana... Powracamy do tego, że wszystko masz w ręku, czyli piękna technika, odwaga, inteligencja na korcie...
- Z tą inteligencją to bym nie poszła tak daleko (uśmiech).
Rozmawiał i notował Artur Gac, Wimbledon


