Igrzyska olimpijskie to wciąż najważniejsza impreza sportowa na świecie. Tym razem odbędą się one w Paryżu. Kibice najważniejsze wydarzenia będą mogli śledzić w Polsacie. - Tak naprawdę nigdy w takiej skali nie obsługiwaliśmy igrzysk olimpijskich - powiedział Marian Kmita, dyrektor Polsat Sport, w rozmowie z Interia Sport. Interia gotowa na Wimbledon: skróty wideo wszystkich meczów Igi Świątek i Huberta Hurkacza oraz relacje prosto z Londynu Polsat szykuje niespodziankę dla kibiców na Wimbledon Wcześniej jednak ta stacja zaserwuje kibicom relacje z Wimbledonu. I w tym wypadku szykowana jest niespodzianka dla kibiców. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Trwa Euro 2024, a zaraz czekają nas igrzyska olimpijskie w Paryżu. To dwie imprezy, które zdominowały ten rok w sporcie. Pomiędzy nimi jest jednak Wimbledon. To impreza, którą już od niemal ćwierć wieku pokazują sportowe kanały Polsatu. Chyba śmiało można powiedzieć, że to jedna ze sztandarowych pozycji pana stacji? Marian Kmita, dyrektor Polsat Sport: - Dokładnie. Wimbledon pokazujemy na kanałach rodziny Polsat Sport od 2000 roku. I przyznam szczerze, że to był wówczas duży eksperyment. To był zakup, który towarzyszył pozyskaniu praw do piłkarskich mistrzostw świata w 2002 i 2006 roku od Leo Kircha. Firmy ASL i Prisma, o dziwo, sprzedawały to w pakiecie. Pozyskiwaliśmy zatem prawa do dwóch mundiali razem z prawami do turnieju wimbledońskiego. To było wtedy piekielnie drogie. I to był czas, kiedy nasi tenisiści raczej nie odgrywali znaczących ról. Była w nas jednak wiara, że kiedyś przyjdzie przełom. Czekaliśmy bardzo długo, bo aż do 2012 roku, kiedy Agnieszka Radwańska osiągnęła sukces. Finał z Sereną Williams był wówczas czymś radosnym i sprawił, że nasza inwestycja zaczęła się też spłacać. Pokazaliśmy, że warto było być cierpliwym. Potem było już o wiele łatwiej, bo znakomicie w Wimbledonie spisywali się także Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot. Obaj wystąpili w słynny polskim ćwierćfinale. Kubot zresztą potem wygrał, jako jedyny Polak, Wimbledon w deblu. Niedawno mieliśmy też półfinał Huberta Hurkacza na świętej trawie. To wszystko dodawało nam otuchy. Czyli Wimbledon jest pozycją niezagrożoną, jeśli chodzi o przyszłość Polsatu Sport? - Wimbledon od kilku lat staramy się traktować bardzo poważnie, jeśli chodzi o oprawę, obsługę i jakość. Studio tradycyjnie organizujemy przy ulicy Łubinowej. Po raz trzeci z rzędu wysyłamy też ekipę do Londynu. Jej liderem jest Tomasz Lorek. To człowiek, który zjadł zęby na żużlu, ale także na tenisie, bo 18 razy pracował jako menedżer przy Australian Open. To ma dla nas kolosalne znaczenie, bo zna osobiście wielu ważnych ludzi z obsługi Wimbledonu. To otwiera mu wiele drzwi zamkniętych dla innych dziennikarzy i na tym korzystamy. Wzmacniamy też nasze studio. Na prawie cały Wimbledon zakontraktowaliśmy Łukasza Kubota. Będzie nas też wspierał Maciej Synówka, który sprawdza się nie tylko u nas jako analityk. To człowiek, który doskonale pokazuje laikowi, na czym polegała istota meczu. Bardzo sprawnie tłumaczy też niezauważalne niuanse gry. Wimbledon będzie można obejrzeć w płatnych kanałach Polsatu Sport. Szykujecie może niespodziankę dla kibiców? - Pierwszy mecz turnieju z udziałem Igi Świątek pokażemy w Polsacie głównym, czyli kanale dostępnym dla każdego telewidza. Nie wykluczam też innych miłych niespodzianek dla polskich kibiców. Marian Kmita: mam nadzieję, że kiedyś igrzyska zawitają też do Polsatu Przed Polsatem Sport wielkie wyzwanie, bo choć nie przeprowadzi żadnej transmisji z aren sportowych w czasie igrzysk olimpijskich w Paryżu, to jednak po raz pierwszy w aż takiej skali pokaże tę imprezę. - I to w dużej mierze dzięki znakomitej współpracy z Eurosportem. Tak naprawdę nigdy w takiej skali nie obsługiwaliśmy igrzysk olimpijskich. Od kilku lat staramy się igrzyska traktować nie tylko w sposób informacyjny, ale także publicystyczny. Do tej pory to były bardzo skromne i ostrożne próby, które ograniczały się do kilkudziesięciominutowego magazynu, a właściwie do newsów. W tym roku z racji tego, że Paryż jest dość blisko Polski, to porywamy się na wysłanie 14-osobowej ekipy produkcyjno-dziennikarskiej. Jest nam też niezmiernie miło, bo firma, która będzie produkowała sygnał ze wszystkich aren igrzysk, wybrała realizacyjną ekipę Polsatu, jeśli chodzi o siatkówkę, z Tomkiem Machnowskim na czele, jako realizatorem. W sumie zatem około 17 osób, w tym Bożena Pieczko i Michał Majchrzak z naszej redakcji sportowej. Będziemy jedną z dwóch ekip, produkujących sygnał, co jest dla nas wielkim wyróżnieniem. Widać, że doceniono poziom produkcji telewizyjnej ekipy, która zajmuje się siatkówką w Polsacie. Jak będzie na igrzyskach działać ekipa dziennikarska? - Będziemy stacjonować przede wszystkim w Domu Polskim w Lasku Bulońskim. Nasza umowa z Polskim Komitet Olimpijskim doprowadziła do bardzo uprzywilejowanej pozycji ekipy Polsatu w Domu Polskim. Stamtąd będziemy robić prosto z Paryża program każdego dnia przed południem, między godziną 11:00 a 12:00. Wieczorem z kolei będzie to kombinowany program od godziny 19:00 do 22:00 z ulicy Łubinowej z kilkunastominutowymi łączeniami z Paryżem. Studio w Paryżu poprowadzą Przemysław Iwańczyk i Paulina Czarnota-Bojarska z pomocą Agnieszki Łapacz i Marty Ćwiertniewicz. Naszym lotnym reporterem będzie z kolei Marcin Lepa z bardzo doświadczonym operatorem kamery Robertem Szegdą. W kraju z kolei w studiu poza Jurkiem Mielewskim i Olą Szutenberg będą pracować Joanna Jędrzejczyk i Iwona Niedźwiedź. Tę czwórkę uzupełnią jeszcze Filip Gawęcki i Marek Magiera. Założenie jest takie, że w tym trzygodzinnym programie będzie duet prowadzących i trójka gości w zależności od sytuacji związanej ze startami Polaków. W tym programie, co godzinę będzie prezentowany blok newsowy. To będzie oferta dla osób, które nie mają w ciągu dnia czasu na śledzenie tego, co działo się na olimpijskich arenach. U nas dostaną kompendium wiedzy. Siatkówka nierozłącznie związana jest z Polsatem. Jak zatem będziecie prezentować tę dyscyplinę w czasie igrzysk? - Oczywiście, jeśli zdarzą nam się mecze siatkówki o godz. 21.00, to wówczas maksymalnie wydłużymy program wieczorny poświęcony igrzyskom. Oprócz bogatego pakietu News Access kupiliśmy też od Eurosportu, po raz pierwszy w historii Polsatu, możliwość pokazywania skrótów najważniejszych wydarzeń z turnieju siatkarskiego. Będziemy się starali zatem pokazać 44-minutową relację z wydarzeń z siatkarskich boisk. Kolejnego dnia będzie od rana powtórka wieczornego programu, a po niej program na żywo "Olimpijska #7 strefa" Marka Magiery i Kuby Bednaruka, a po nim skrót z meczu Polek lub Polaków. Poza meczami naszych siatkarskich reprezentacji mamy jeszcze prawo do pokazywania najważniejszych wydarzeń z meczu otwarcia, wszystkich spotkań ćwierćfinałowych, półfinałowych i tych o medale. Nie mamy praw do relacji na żywo, bo nikt nie chciał nam tego sprzedać, ale mamy jakiś substytut tego. To dla nas będzie łącznik między dużymi imprezami siatkarskimi, jakie do 2030 roku mamy w swoim portfolio. Marzą wam się igrzyska w Polsacie? - Zdecydowanie. Tutaj wiele będzie zależało od postawy Eurosportu. Myślę, że w końcu się dogadamy. Z pewnością łatwiej powinno być w czasie zimowych igrzysk olimpijskich. To wszystko też jest jednak kwestią pieniędzy. Wiadomo, że siatkówka jest nam bardzo bliska i zależało nam na tym, by pokazywać coś z turnieju olimpijskiego w Paryżu na naszych antenach. Cieszymy się, że dogadaliśmy się z Eurosportem. Pomagamy sobie, bo przecież na poprzednich igrzyskach wypożyczaliśmy naszych komentatorów do tej stacji. Teraz też to robimy i to jest chyba miłe dla naszych dziennikarzy. Tomek Swędrowski i Wojciech Drzyzga skomentują w Eurosporcie wszystkie mecze reprezentacji Polski w siatkówce. Wiele meczów skomentują też Marek Magiera z Asią Kaczor. Na tej liście wypożyczonych dziennikarzy są jeszcze Damian Dacewicz, komentujący siatkówkę i Adam Romański, czyli nasz specjalista od koszykówki oraz Ola Szutenberg doskonale znająca się na gimnastyce artystycznej. Nie robiliśmy nikomu przeszkód, bo nie chcemy być psem ogrodnika. Przecież dla dziennikarza igrzyska olimpijskie są prawie tym samym, czym one są dla sportowca. To największe możliwe wyróżnienie i wyjątkowe doświadczenie. Mam nadzieję, że kiedyś igrzyska zawitają też do Polsatu. I nawet wyobrażam sobie taką sytuację, ale na to trzeba poczekać jeszcze kilka lat. Wiele będzie zależało od kondycji finansowej Polsatu, ale o to bym się nie martwił. Trzeba poczekać, co się będzie dalej działo z MKOl i jaka będzie w ogóle sytuacja polityczna. Przede wszystkim też ważne jest to, co będzie z rentownością igrzysk? Dzisiaj trzyma się ona dobrze, ale kto wie, co będzie za kilka lat? Póki co, cieszymy się z tego, że robimy - jako Polsat - krok do przodu i będziemy widoczni w czasie igrzysk w Paryżu. Na czas Euro Polsat Sport wypuścił nowy format telewizyjno-internetowy "Cafe Euro Cast". Audycję oglądać można także na portalu Polsatsport.pl, a po zakończeniu emisji, odcinki dostępne są również na profilu Polsatu Sport w serwisie YouTube. W czasie igrzysk wiele treści będzie też w portalu Interia. - Bardzo cenimy sobie przestrzeń, jaką dają nam Interia.pl i Polsatsport.pl. W przypadku Euro 2024 wyprodukowaliśmy klasyczny internetowy format i jestem z tego zadowolony. Odwróciliśmy historię, bo tym razem to nie telewizja była dla internetu, ale internet dla telewizji. Interia ostatnio rozwija się bardzo dynamicznie. Podszczypujemy uznane od lat marki. Portal coraz więcej znaczy w świecie polskich mediów. Doceniamy też potencjał mediów społecznościowych. Myślę, że w perspektywie roku, a może dwóch lat dojdziemy do wysokiej formy i na planowane mistrzostwa świata w siatkówce w 2027, jakie mają się odbyć w Polsce, przygotujemy już potężną uderzeniową ofertę we wszystkich naszych kanałach całej grupy. Dziś robimy to bez presji, a i tak idzie nam całkiem dobrze. Już teraz śmiało mogę zaprosić do śledzenia igrzysk olimpijskich w Polsacie Sport, ale też w Polsatsport.pl i Interia.pl. Tam z pewnością nie zabraknie tego, co najważniejsze. Zasiada pan w prezydium Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Dziś doskonale widać, jak piłka nożna wyprzedziła inne dyscypliny. Euro 2024 "przykrywa" teraz wszystko, co dzieje się w sporcie. Jest zatem szansa, że czas w telewizji i to nie tylko co cztery lata otrzymają dyscypliny, które nazywa się niszowymi? - Znałem detale zarządzania polskim sportem z czasów jeszcze kiedy szefem PKOl był Piotr Nurowski. Te problemy nie były mi zatem obce. Teraz jestem jeszcze bliżej tego wszystkiego i widzę, jak to wygląda. Zainteresowanie Euro demoluje obecnie to, co się dzieje w sporcie. Wszystko inne karłowacieje przy tym wydarzeniu. Mecz Polek o medal w siatkarskiej Lidze Narodów obejrzało 1,5 ml widzów, a oba mecze Polaków na Euro 2024 to widownia rzędu 7,5 mln widzów. W obu przypadkach mówimy o otwartej telewizji. Koniunktura na piłkę nożną zawsze będzie. Co jednak zrobić, by ją dogonić? Odpowiedź wcale nie jest taka prosta. To są sprawy kapitałowe. Budżet PKOl to jest jedna czwarta budżetu PZPN. Nie jest zatem tak łatwo tym zarządzać. Tu wiele zależy też od relacji z ministerstwem sportu. Jeśli razem złapiemy się za ręce, to może to przynieść efekty, ale na razie idzie to dość opornie, choć jest wola, by zacząć wspólnie myśleć o przyszłości. Pewną uciążliwością jest czteroletnia cykliczność zainteresowania wieloma sportami. Z tym mają jednak problem wszyscy na świecie. Zainteresowanie siatkówką w Polsce też kiedyś było znikome, a teraz jest zupełnie odwrotnie. Potrzeba było jednak czasu i cierpliwości, a przede wszystkim planu. W tym wszystkim swój duży udział miały Polkomtel i Telewizja Polsat. Stworzyliśmy wzór dla innych dyscyplin. Do tego wszystkiego potrzeba ludzi światłych i otwartych. Najlepszym przykładem jest Radosław Piesiewicz, prezes PKOl, który potrafił uzdrowić polską koszykówkę, ale też patrzy na sport panoramicznie, począwszy od tych maluczkich aż do potentatów. Ma naprawdę ciekawe pomysły. Ostatnio wszystko złożyło się idealnie w hokeju na lodzie. Nie dość, że Polsat pozyskał prawa do pokazywania mistrzostw świata Elity, to awansowała do niej Polska. Do tego mecze były tuż za naszą granicą, co zwiększało zainteresowanie. Spotkań Biało-Czerwonych nie można było jednak obejrzeć w otwartym kanale. Biznesowo to się nie opłacało? - Było jeszcze za wcześnie na taki krok. Dopiero teraz wiem, jakie są parametry popytu. Był on niezły, bo mecze Polaków oglądało około 200 tysięcy widzów, a w ostatnim meczu z Kazachstanem, który decydował o utrzymaniu, liczba widzów zbliżyła się do 300 tysięcy. To są naprawdę dobre rezultaty, jak na tak chude lata polskiego hokeja. To było jednak za mało, by zaryzykować. Kiedy ryzyko jest mniejsze, jak w przypadku siatkówki, to wówczas decydujemy się na otwartą antenę. Kupiliśmy niedawno prawa do meczów polskich drużyn w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, Ligi Europy i Ligi Konferencji i też będziemy te mecze pokazywać na otwartych antenach. Straciliście jednak prawa do Ligi Mistrzów? To zabolało? - Niemal do końca toczyliśmy bój o Ligę Mistrzów. Rachunek ekonomiczny jest jednak dość brutalny. Prawa do rozgrywek, w których polska drużyna nie gra od lat, kosztują grubo ponad 100 milionów euro. Rentowność takiej inwestycji jest zatem umowna. Niektórzy twierdzą, że piłkę kupuje się dla prestiżu. My robimy to raczej, szanując jednocześnie misję, zestawiając złotówkę ze złotówką. Staramy się to robić tak, że jak się nie zarobi, to żeby przynajmniej nie straciło się zbyt wiele na tym. Na 24 lata istnienia Polsatu Sport przez 15 lat mieliśmy Ligę Mistrzów. Były zatem lata, kiedy jej nie mieliśmy. Potrafimy sobie poradzić w takich sytuacjach. Paradoksalnie prawa do pozostałych rozgrywek w europejskich pucharach mogą okazać się korzystniejsze w Polsce, oczywiście jeśli polskie drużyny będą regularnie awansować do głównej fazy tych rozgrywek. Jesteśmy optymistami i wierzymy w polską piłkę. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport