Burza wokół księżnej Kate i Sabalenki na Wimbledonie. O krok od niesmaku na cały świat, są szczegóły
Przed startem Wimbledonu podjęto trudną decyzję. Orzeczono, że księżna Kate zwyczajowo wręczy trofeum dla zwyciężczyni lub zwycięzcy turnieju, nawet jeśli zatriumfuje ktoś z Rosji lub Białorusi. Obawiano się jednak, że gdy doszłoby co do tego, sytuacja mogłaby wywołać niesmak i być wykorzystana przez propagandę. Jest jednak zwrot akcji, który przyniósł ulgę brytyjskiej rodzinie królewskiej. "Księżna Walii została uratowana" - ogłoszono w mediach po porażce Aryny Sabalenki.

Choć władze tenisa nie poszły śladem innych światowych federacji sportowych i nie zdecydowały o wykluczeniu z zawodów pod swoimi auspicjami Rosjan i Białorusinów, organizatorzy Wimbledonu podjęli odmienną decyzję. W zeszłym roku postanowiono o niedopuszczeniu do udziału w turnieju w Londynie tenisistek i tenisistów z Rosji oraz Białorusi.
All England Lawn Tennis and Croquet Club (AELTC) musiał jednak sporo za to zapłacić. Orzeczono "grzywnę" w ostatecznej wysokości pół miliona dolarów. Finansowy cios był zapewne jednym z argumentów, dla których w tym roku Wimbledon otworzył swoje korty dla Aryny Sabalenki, Wiktorii Azarenki, Daniłła Miedwiediewa, Andrieja Rublowa i spółki. Przed przystąpieniem do rywalizacji zobowiązano ich do podpisania oświadczenia.
Treść oświadczenia jest oparta na wytycznych rządu, we współpracy z WTA, ITF oraz naszymi partnerami w Lawn Tennis Association. Zaraz po ogłoszeniu decyzji gracze mogli podpisywać deklaracje (...). Wsłuchaliśmy się w opinie tenisistów w zeszłym roku. Chcieli mieć wybór, aby móc podpisać oświadczenie
Mimo to pojawiła się pewna całkiem zasadna obawa. Poszło o... księżną Kate. To ona co roku zwyczajowo wręcza tenisowe trofeum zwyciężczyni i zwycięzcy Wimbledonu. W zeszłym roku uniknięto niezręcznego momentu, w którym mogłaby uhonorować kogoś z Rosji i Białorusi i tym samym być może wystawić się na działanie propagandy Putina i Łukaszenki. Teraz sytuacja mogłaby wyglądać inaczej, ale - ku uldze Brytyjczyków i rodziny królewskiej - tak nie będzie. A przynajmniej częściowo.
Sabalenka za burtą Wimbledonu, księżna Kate "uratowana". "Uniknęła postawienia jej w niezręcznej sytuacji"
Dzięki obrotowi spraw, w którym Aryna Sabalenka przegrała w półfinale Wimbledonu z Ons Jabeur, księżna Kate uniknie niezręcznej sytuacji. Nie stanie przed koniecznością uhonorowania Białorusinki, która - jak przypomina brytyjska prasa - swego czasu poparła Aleksandra Łukaszenkę.
"Księżna Walii została uratowana przed koniecznością wręczenia trofeum Wimbledonu białoruskiej zawodniczce powiązanej z kluczowym zwolennikiem wojny w Ukrainie. 25-letnia Aryna Sabalenka, która została sfotografowana z najbliższym sojusznikiem prezydenta Rosji Władimira Putina Aleksandrem Łukaszenką, została wczoraj wyeliminowana z turnieju" - opisuje Daily Mail.
Bardzo jasno sprawę stawia również The Mirror. "Ons Jabeur pokonała Arynę Sabalenkę, co oznacza, że księżna Kate nie będzie musiała wręczać Venus Rosewater Dish [trofeum za triumf w Wimbledonie - przyp. red.] komuś, kogo kraj popiera okrucieństwa popełniane przez Rosję w Ukrainie" - czytamy.
Księżna Kate uniknęła postawienia jej w niezręcznej sytuacji w finale Wimbledonu po odpadnięciu Aryny Sabalenki. Ons Jabeur, docierając do finału, odciągnęła brytyjską monarchię od przepaści i poważnego dyplomatycznego bólu głowy
Brytyjczycy zauważają jednocześnie, że wciąż w grze jest Daniił Miedwiediew, który dotarł do półfinału Wimbledonu. Lecz w jego przypadku sprawy nie wyglądają tak bardzo źle. On, w przeciwieństwie do Sabalenki, publicznie nie deklarował poparcia dla dyktatora ze swojego kraju i nie gościł u niego na salonach. Co więcej, w zeszłym roku z Moskwy padały w kierunku tenisisty oskarżenia o zdradę. Wszystko po tym, jak przystał na warunek występów pod neutralną flagą.
"Gratulacje dla Daniiła Miedwiediewa za zasłużone zwycięstwo. Ja, jak zresztą większość Rosjan, nie oglądałem jego finałowego meczu. Po tym, jak zdjął rosyjską flagę na prośbę Zachodu, przestał interesować mnie i ludzi z naszego kraju" - grzmiał wówczas poseł Dumy Państwowej, Roman Teriuszkow. Zaapelował, by nazywać Miedwiediewa "francuskim tenisistą rosyjskiego pochodzenia".











