W półfinałowym spotkaniu z Ons Jabeur publiczność wyraźnie była po stronie Tunezyjki. Aryna Sabalenka przyznała zresztą, że była przygotowana na taką sytuację. Sabalenka odpowiada kibicom. I przyznaje się do problemu Znów oberwało się Sabalence. "To powinno być zakazane" Ostatecznie Ons Jabeur po niesamowitej, trzysetowej batalii pokonała w półfinale Wimbledonu Arynę Sabalenkę i ku ogromnej uciesze swoich fanów, których przybyło także w Polsce, zagra w wielkim finale tego prestiżowego turnieju, gdzie jej rywalką będzie Marketa Vondrousova. W trakcie spotkania Sabalenka, jak to zwykle bywa, bardzo ekspresyjnie reagowała na każde zagranie, często krzycząc na korcie. Po meczu nawet Jabeur pozwoliła sobie na mały żart i stwierdziła, że ona była bardzo cicho, bo Białorusinka krzyczała za obydwie zawodniczki. Oficjalny profil Wimbledonu na Instagramie opublikował zresztą nagranie, na którym po jednej z akcji białoruska zawodniczka bardzo głośno wyraża swoje emocje. Organizatorzy porównali ją nawet do ryczącego lwa, chcąc wyeksponować jej wolę walki. Narazili jednak Sabalenkę na negatywne komentarze kibiców, którym nie podobają się krzyki tenisistki. "To powinno być zakazane", "Brak szacunku dla rywalki", "Jest gorsza niż Maria Szarapowa kiedykolwiek", "Przestań krzyczeć!" - pisali kibice pod wpisem. Z jednej strony w dużej mierze jest to pewnie zwyczajna kumulacja negatywnych emocji, zgromadzonych wokół Sabalenki. Z drugiej, jej krzyki już wcześniej irytowały fanów i prowadzący profil Wimbledonu w mediach społecznościowych powinien mieć świadomość, że taki koncept nie jest najszczęśliwszy. Nawet jeśli porównanie do lwa miało pokazać raczej serce do walki niż negatywne cechy Sabalenki. Tak Jabeur "broniła Świątek" na Wimbledonie