Co ważne, Iga Świątek już na wstępie uspokoiła, że z jej zdrowiem wszystko jest w porządku. Dziennikarz nawiązał do krótkiej przerwy medycznej z początku spotkania z powodu odcisku na stopie oraz nieco poobdzieranych kolan. - Nie czułam bólu, to jedynie mały odcisk na pięcie. To tylko skóra, więc nie ma problemu - zaznaczyła. Po przegranym pierwszym secie po tie-breaku, w drugim Polka znalazła się nad prawdziwą przepaścią. Benic miała dwie piłki meczowe, mecz już prawie był domknięty, ale nawet z takiej - z pozoru beznadziejnej sytuacji - potrafiła wyjść liderka światowego rankingu. Iga Świątek z uznaniem o Belindzie Bencic: Grałam ze specjalistką od trawy Już z wysokości kortu dała do zrozumienia, jak dużym wysiłkiem było dla niej to spotkanie. Otóż z zaskoczeniem przyjęła fakt, iż Szwajcarka miała dwa meczbole. - Podczas piłek meczowych już o niczym nie myślałam. Chciałam zagrać jak najlepiej, bo wiedziałam, że w pewnym sensie nie mam już nic do stracenia. A więc niezależnie od tego, jak potoczy się ta piłka, powalczyć do końca. A później, już w tie-breaku drugiego seta, byłam proaktywna i w pewnym sensie wyciągnęłam rękę do zwycięstwa, czego nie uczyniłam w pierwszym - analizowała podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego. W oczywisty sposób, patrząc na dotychczasowe pojedynki Świątek na tegorocznym Wimbledonie, starcie z Bencic było zdecydowanie najtrudniejszą przeprawą. - Bez dwóch zdań. W poprzednich czułam, że w większości sytuacji mam kontrolę, a tu były takie momenty, że tej kontroli miałam niewiele. Teraz z kolei czerpię dużo pewności z tego, w jakich okolicznościach wygrałam z Belindą, bo jest ona w pewnym sensie specjalistką, jeśli chodzi o grę na trawie. Czułam, że tempo jest szybkie, a w trzecim secie zagrałam już lepiej. Jedną rzecz, jaką wezmę z tego meczu, jest zbudowana pewność siebie - podkreśliła Świątek. Różnie można było odebrać moment w meczu, gdy Iga zdecydowała się narzucić ręcznik na swoją głowę. Dziennikarka dodała, że w takich sytuacjach nieco rośnie strach o to, jak radzi sobie z emocjami w meczu. - Nie martwcie się. Założyłam wówczas ten ręcznik po to, bo chciałem pooddychać i tylko na tym się skoncentrować. Przerwy na Wielkich Szlemach są krótsze niż na WTA i czasami nie ma czasu, żeby to zrobić, ale właśnie chciałam dać sobie ten moment - wyjaśniła. Teraz, po trwającym trzy godziny pojedynku, ważna będzie regeneracja. O półfinał Wimbledonu Świątek powalczy we wtorek z Ukrainką Jeleną Switoliną. Artur Gac, Wimbledon